- Jet, pożyczysz mi miecz?
- Co?!
- Czy pożyczysz mi miecz?
- Dziewczyno, czy ty siebie słyszysz?
Od jakiegoś czasu lubię moje krótkie wymiany zdań z Jet'em. Są pełne miłości, przyjaznego nastawienia i, przede wszystkim, zrozumienia z obu stron.
- Po co ci?
- Chce zabić moją siostrę.
- Mów, po co ci miecz.
- No przecież mówię, że chcę pokazać rodzicom, co umiem.
Jet patrzył na mnie zaskoczony.
- Nie mogę, nie jest mój. Jak go zniszczysz, to będzie na mnie.
- Nie zniszczę, obiecuję.
-To nie zmienia faktu, że ci go nie dam, Yuki.
Zmarszczyłam brwi.
- Ładnie proszę.
- Nie możesz wziąć sobie patyka?
- Fuj, miałabym targać do domu brudny patyk?
- Lepsze to niż nic.
Chłopak zaśmiał się krótko, gdy wbiłam w niego gniewny wzrok.
- No weź mi go pożycz. Wróci do ciebie cały i zdrowy.
- Aa, w to nie wątpię. - Jet odsunął się ode mnie na kilka kroków i uśmiechnął się głupawo. - Bardziej martwię się o ciebie.
- Uważaj, bo ci uwierzę. - odpowiedziałam chłodno.
- Nie ma mowy, Yuki, nie dostaniesz go. - brunet pokręcił głową. - Ćwiczysz niecałe trzy dni!
- No ale...
- Nie i koniec. - przerwał mi stanowczo. Prychnęłam, stając do niego plecami. - I teraz się obrazisz?
- A żebyś wiedział. - odparłam krótko, opierając się o ścianę budynku.
- No dobra, to ja lecę.
Nim zdążyłam odpyskować, chłopak zniknął, zostawiając mnie bez miecza.
- Co za sknerowaty buc! - uderzyłam pięścią w ścianę. Czując ból rozchodzący się na palce, złapałam się za dłoń, jednocześnie kręcąc głową. - Choć raz mógłby mi coś dać. Korona mu z głowy nie spadnie.
Nagle, w mojej głowie pojawiła się myśl.
A gdyby tak, oczywiście teoretycznie, wkraść się do jego domu i po cichu zabrać miecz? A potem, nim się obejrzy, odłożyć go na miejsce, jakby nigdy nic?
Teoretycznie jest to kradzież.
A nawet teoretyczna kradzież jest zła.
Ale, teoretycznie, nikt nie musi się dowiedzieć...
Spojrzałam w kierunku, który Jet obrał za drogę ucieczki.
Prowadzi do jego mieszkanka.
Pewnie tam teraz jest.
Dlatego ten teoretyczny pomysł jest słaby.
Mimo to ruszyłam jego drogą w nadziei, że wymyślę wymówkę, dlaczego tym razem to ja szłam za nim. To mogła być głupotka, mała rzecz, chociażby zwykłe spotkanie albo ponowna próba namówienia go do pożyczenia broni, choć i tak wiedziałam, że się nie zgodzi.
Ale spróbować i tak warto.ϟϟϟ
Nie mam pojęcia, co mnie podkusiło. Robiłam źle, wiedziałam o tym, jednak myśl zdobycia przeklętego miecza była silniejsza niż rozum, czy godność.
Albo ich resztki.
Wchodząc do pokoju Jet'a, starałam się być najciszej, jak potrafiłam. Gdyby mnie przyłapał, straciłby do mnie zaufanie albo, co gorsza, wyśmiałby mnie i raz na zawsze zakończył znajomość.
Odsuwamy tę myśl, idziemy po mieczyk.
Podłoga krótko skrzypnęła, gdy ostrożnie postawiłam dwa pierwsze kroki. Idąc dalej, czując się jak prawdziwy szpieg, przeszukiwałam kolejne półki i szafki. Schyliłam się, przeglądając zawartość najniższych szuflad komody, która również nie należała do najcichszych.
- Yuki? Co ty tu robisz?
Zaskoczona podniosłam głowę, uderzając w półkę wiszącą nad meblem. Dotknęłam bolącego miejsca, odwracając się w stronę przyjaciela.
- Jet! Wybacz, myślałam, że jesteś u siebie, znaczy no, chciałam cię odwiedzić, a że drzwi były otwarte... gniewasz się? - uśmiechnęłam się słodko.
- Chyba nie... jeśli nic nie zabrałaś. - spojrzał na mnie nieufnie.
Na wszystkie gwiazdy, podejrzewa coś.
- Czy mam przypomnieć ci, kto myszkował po mojej kuchni? Nie? Tak myślałam.
Zaśmiałam się nerwowo na wspomnienie dnia, kiedy rozbiłam na głowie bruneta wazę rodziców. Pamiętam, że musiałam jak najszybciej znaleźć podobną ozdobę, by choć na kilka dni ich zmylić.
Nabrali się.
- Skoro już tu jesteś... - Jet wyrwał mnie z zamyślenia. - Mam coś dla ciebie.
Zadowolony z siebie, wyciągnął w moją stronę dłoń, trzymając w niej prezent.
- Mlecz. Mlecz?
- Mleczyk. Lubię mleczyki. Ładne są.
- Trzymajcie mnie.
- Jeden z najmłodszych bojowników o wolność, opowiadałem ci o nich, mówił na mlecza "mlecyk". Zabawne to było. I nawet urocze.
- Zdajesz sobie sprawę, że to chwast?
- Tak, masz rację, ale każdy mlecyk zmienia się w dmuchawca. A one są jeszcze fajniejsze.
Spojrzałam na przyjaciela z niedowierzaniem i wybuchłam śmiechem.
- I wiesz co? Ten kwiatek symbolizuje trochę naszą znajomość. - Jet chwycił moją dłoń i położył na niej mlecza. - Niby brzydki, według wielu, chwast, a jednak zmienia się w coś niesamowitego.
Próbowałam się uspokoić, jednak nie było to proste. Mlecza nie dostaje się codziennie, prawda?
- Dzięku... dziękuję. - wydukałam, łapiąc oddech. - Jest piękny.
- To wiem. Gdyby nie był, to bym ci go nie dał. - chłopak uśmiechnął się i oparł się o komodę. - Swoją drogą... co tu tak naprawdę robisz? Nie powiesz mi, chyba że intuicja podpowiedziała ci, że masz tutaj przyjść.
- Uznajmy, że to było coś w tym stylu. Kobieca intuicja nigdy się nie myli, pamiętaj. - włożyłam mlecza za ucho, przeglądając się w niewielkim lusterku wiszącym na ścianie. - Jak wyglądam.
- No, Yuki, powiem ci, że ładny ten mleczyk.
- Jet!
Chłopak zaśmiał się, gdy wymierzyłam mu kuksańca w ramię.
- Panienka wybaczy. - skłonił się - Do twarzy panience w żółtym. - podniósł głowę i spojrzał na mnie rozbawiony. - Lepiej?
- Masz szczęście, że za twoje złe zachowanie nie zamknę cię w lochach. Ale następnym razem... - zmarszczyłam brwi i pogroziłam mu palcem. - Spróbuj tylko.
Nasz śmiech rozniósł się po niewielkim pomieszczeniu, nadając kolorytu wspólnie spędzonej chwili.
Byłam wdzięczna za to, co mi dał.
Za każdy uśmiech, każde słowo, ciepły głos, przez który niejeden raz przeszedł mnie dreszcz i wszystkie momenty, w których był ze mną bez względu na to, co się działo.
Ponoć nie ma ludzi niezastąpionych.
A jednak.
- To... pożyczysz mi ten miecz, czy nie?
- Nie ma mowy.
- Wredny jesteś, nie lubię cię.
- A jednak dnia beze mnie nie wytrzymasz, co?
- A ty beze mnie, dzieciaku z drzewa.
Uśmiechnął się.
- Naprawdę ładny ten mlecz.ϟϟϟ
Powrót do domu okazał się szybszy niż zwykle. Nie, żebym próbowała dostać się do mieszkania w jak najkrótszym czasie, żeby przypadkiem nikt nie zauważył czegoś wystającego spod mojej kurtki.
Wpadłam do domu, trzaskając drzwiami, potykając się o stojące przy wyjściu buty rodziców.
- Uważaj, bo zrobisz sobie krzywdę, kochanie. - mama wychyliła głowę z jadalni, przypatrując mi się uważnie. - Co tam masz?
- Niespodziankę! Zawołaj tatę i usiądźcie w salonie, zaraz do was dołączę.- uśmiechnęłam się i zamknęłam drzwi pokoju.
Opierając miecz o ścianę, odetchnęłam z ulgą. Nikt nic nie widział, nikt nic nie podejrzewa. Fakt, że Jet doskonale wie, gdzie mnie znaleźć, co trochę mnie stresowało, jednak nie powinien zorientować się zbyt szybko, że z jego mieszkanka coś zniknęło.
Przynajmniej taką mam nadzieję.
Chociaż im szybciej pokażę rodzicom, co umiem, tym szybciej zwrócę miecz.
Świetny plan.
W pośpiechu poprawiłam rozpadającego się kitka i, ponownie chowając ostrze pod kurtką, wyszłam z pokoju.
- Chcieliście zobaczyć, czego się nauczyłam. - zagadnęłam, gdy pewnym krokiem przeszłam przez próg salonu. - Więc pokażę wam kilka ruchów.
- To cudownie! - mama wydawała się ucieszona. - Mamy się jeszcze odsunąć?
Spojrzałam na nich i w myślach spróbowałam policzyć odległości. Siedzieli na niskich fotelach, dwa, może trzy metry ode mnie. Raczej nie będę biegać z mieczem po całym pokoju, prawdopodobnie przesunę się o kilka małych kroków, nie więcej.
- Nie, jest dobrze. - wyciągnęłam ostrze zza kurtki i chwyciłam je pewniej.
- Skąd masz miecz? - spytał tata. W jego oczach zobaczyłam obawę i cichy lęk, może słusznie.
- Od przyjaciela. Pożyczył mi na chwilę, żebym wam pokazała, co umiem. - małe kłamstwo chyba nikomu jeszcze nie zaszkodziło.
- Tylko ostrożnie, Yuki. Będę wdzięczna, jeśli postarasz się nie wymachiwać tym ostrzem przed naszymi twarzami. - mama również wydawała się lekko zaniepokojona.
- Jasne.
Miało mi to zająć chwilę. Bardzo krótką i szybką, jednak w miarę opanowaną chwilę.
Przynajmniej tak sobie wyliczyłam.
- Yuki, czy ty wiesz co... - po kolejnym machnięciu mieczem, spojrzałam na tatę, który prawie wtopił się w fotel. - ...co robisz?
- Dużo się uczyłam, więc tak.
Zamknęłam oczy, próbując się rozluźnić.
Tak, jak zawsze, na spokojnie...
Ruszyłam się z miejsca.
Idzie dobrze.
Jeden krok, drugi... trzeci...
- Yuki!
Otworzyłam oczy i kierując wzrok w stronę mamy, potknęłam się o nogę stojącego niedaleko niskiego stolika. Instynktownie wyciągnęłam przed siebie ręce i ze strachu znów przymknęłam powieki.
- Dziewczyno, coś ty narobiła!
Spojrzałam na zakrwawione dłonie i bladą twarz taty. Puściłam rękojeść, wbijając przerażony wzrok w ranę na jego udzie. Zastygłam w bezruchu.
- Biegnij do sąsiadów, są uzdrowicielami! - mama próbowała powstrzymać krwawienie, co chwilę mówiąc coś pod nosem.
Powoli wstałam z podłogi, próbując się otrząsnąć, jednak myśl, że...
nie
odpędź to
wszystko będzie dobrze
prawda?
... że to moja wina, była dużo silniejsza.
- Przepraszam... ja... ja nie chciałam... - z moich oczu zaczęły płynąć łzy, a z każdą chwilą było ich coraz więcej. Wycofałam się do drzwi i złapałam za klamkę.
Mama nie podniosła wzroku, wciąż wpatrując się z przerażeniem w tatę.
- Przepraszam...! - otworzyłam drzwi i wybiegłam z domu, co krok potykając się o własne nogi.
Wypadłam na podwórze, a zamazany przez łzy obraz, wydawał się wirować. Nie zastanawiając się długo, pobiegłam w poszukiwaniu miejsca, w którym mogłam schować się na resztę dnia.ϟϟϟ
Nie wróciłam do domu na noc.
Myśl o tym, że mam spojrzeć mamie w oczy, przerażała mnie, a świadomość tego, co zrobiłam, była tak samo obezwładniająca.Kilka razy próbowałam choć chwilę się zdrzemnąć, jednak gdy tylko zamykałam oczy, przede mną malował się obraz wydarzeń sprzed kilku godzin.
Koszmar. Mój koszmar.Postanowiłam spędzić tę noc w samotności, patrząc w gwiazdy i próbując znaleźć w nich ukojenie. Nucąc pod nosem i co chwilę ocierając łzy z policzków, czułam, jak smutek pożera resztki radości, a poczucie winy zajmuje większość serca. Łamało mnie też to, że nie mam się do kogo zwrócić - Mariko wyjechała, zupełnie zignorowałam Lee, a Jet'a okłamałam.
Jestem najgorszą przyjaciółką, jaką mogli mieć.
ϟϟϟ
pardonne-moi
et c'est un pissenlit pour toi
∞
CZYTASZ
Destiny || Avatar the Last Airbender
FanfictionNie zmienię świata. Nie zakończę wojny. Nie zmienię zasad Ba Sing Se. Nie powstrzymam szerzącej się wokół nienawiści. Mury rosną z dnia na dzień, wciąż oddzielając ludzi od szarej rzeczywistości. Powoli przestaję wierzyć, że cokolwiek może się zmien...