6.

1.1K 53 16
                                    

- Jestem w szoku, że to mówię, ale cieszę się, że spędziliśmy razem trochę czasu. - powiedziałam z uśmiechem. Spojrzałam na Andrésa, który gładził moje włosy.

- Nawet nie wiesz jak się starałem, żebyśmy spędzili go razem, tylko we dwoje. - położył mi dłonie na biodrach.

- Nie rozumiem? - spojrzałam na niego zdziwiona. - Przecież..

- Przeze mnie Martin musiał wyjechać poza miasto. Załatwia sprawy, które ja miałem załatwić, choć nie wie o tym. - fala wściekłości przeszła moje ciało.

- Chyba żartujesz! - popchnęłam go zła. - Ughh! Mogłam się tego po tobie spodziewać!

- Nie mów, że żałujesz. - rzekł. Wciągnęłam powietrze i odeszłam od niego. - Gdzie...

- Wrócę taksówką. - krzyknęłam i poszłam w swoją stronę.
Pieprzony dupek! Za kogo on się uważa. Szłam przed siebie mijając kolejne uliczki. Spojrzałam na wibrujący telefon. Andrés... Odrzucałam każde połączenie. Usiadłam przy jakiejś fontannie i obserwowałam przechodnich. Było już zupełnie ciemno. Temperatura zaczynała się obniżać, choć nie czułam tego z powodu nerwów. Siedziałam tak, przez dłuższy czas, do momentu aż poczułam się obserwowana. Wstałam i szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. Kątem oka zauważyłam, że meżczyzna idzie za mną. Nie wiedząc co zrobić schowałam dumę do kieszeni i zadzwoniłam do Andrésa.

- Jednak się stęskniłaś? - usłyszałam po chwili.

- Daruj sobie. Mam problem. - odparłam. Mężczyzna wciąż za mną podążał. - Ktoś mnie śledzi.

- Co? Gdzie jesteś? - spytał zdenerwowany.

- Nie wiem. Cholera.. byłam przy jakiejś fontannie. Obok placu zabaw dla dzieci. - starałam się przypomnieć szczegóły. - Teraz..

- Poszłaś prawą czy lewą ścieżką? - usłyszałam.

- Prawą. - odparłam. - Andrés, proszę..

- Jestem niedaleko. Nie rozłączaj się. - rozkazał.

- Bateria mi pada. - mówiłam zestresowana.

- Idź cały czas przed siebie. - rzekł - Będę... - i właśnie teraz padł mi telefon.
Przeklnęlam pod nosem i dalej szłam przed siebie. Nogi robiły się jak z waty.
Chyba jeszcze nigdy nie cieszyłam się tak na widok Andrésa. Podbiegłam do niego i wtuliłam się. Odwzajemnił uścisk.

- Dziękuję. - westchnęłam cicho. - Jak dobrze, że jesteś.

- Spokojnie. - gładził moje plecy, jego ton wskazywał na to, że jest zły. - Daj mi chwilkę. - rzekł, zacisnął pięści i zaczął zmierzać w kierunku faceta, który za mną podążał. Owy mężczyzna zaczął się ewakuować. Chwyciłam Andrésa za rękę.

- Daj spokój, wracajmy do klasztoru. - spojrzał na mnie nieprzekonany tym, co mówię. - Proszę. - skinął głową.
Po chwili byliśmy w samochodzie. Brązowooki nie odezwał się do mnie ani razu.

- Jesteś zły? - spytałam i zerknęłam na niego kątem oka. Andrés zacisnął dłonie na kierownicy.

- Zachowujesz się nierozważnie. - powiedział, nie patrząc na mnie. Położyłam swą dłoń na jego.

- Nic się przecież nie stało. - próbowałam ratować sytuację.

- Bo byłem blisko. - odparł ostrym tonem. Zabrałam swą dłoń i nic już nie mówiłam. Spojrzałam w szybę i siedziałam w ciszy.

- Nie chciałbym żeby coś ci się stało. - przerwał milczenie i złapał mnie za rękę, delikatnie całując jej wierzch.
Niedługo później byliśmy na miejscu. Andrés otworzył mi drzwi, po czym wysiadłam.

- Dziękuję, ze miłe popołudnie. Dowiedziałam się wiele o włoskich zabytkach, mogłam podziwiać panoramę miasta i doznać motyli w brzuchu. - dodałam ciszej.

- Cała przyjemność po mojej stronie. - Andrés delikatnie mnie pocałował.

- Czuję się jakbym miała na czole napisane: całowałam się z Andrésem de Fonollosą. - zaśmialiśmy się oboje. Po chwili weszliśmy do środka. - Jak myślisz, Martin już jest?

- Jestem, jestem. - pojawił się znikąd. - Jak podoba ci się miasto, kochanie?

- Jest piękne. - stwierdziłam i uśmiechnęłam się do Andrésa.

- Bardzo się cieszę. - pocałował mnie w policzek. - Pójdziemy do mnie? Bardzo się za tobą stęskniłem. - rzekł i objął mnie lekko. Zauważyłam jak brązowooki spiął się momentalnie. Martin uważał to za pozytyw, a ja zaczynałam się stresować.

- Może najpierw coś zjemy i napijemy się wina takiego, jakie lubisz najbardziej. - odsunęłam się lekko.

- Racja, nie spytałem. - uśmiechnął się. W trójkę pokierowaliśmy się do kuchni.

- Zaraz do was dołączę, tylko się przebiorę. - stwierdził Andrés i wyszedł na chwilę.

- Widziałaś to? Cały się spiął. - mówił z satysfakcją. - Dziękuję, Clara. - gdybyś wiedział, co robię za twoimi plecami, zabiłbyś mnie. - Już niedługo wszystko mi powie albo ja to zrobię. Może dziś?

- Martin.. lepiej zaczekaj. - westchnęłam - Mówię z doświadczenia. - którego paradoksalnie nie mam.

- Masz rację. - stwierdził.
Położyliśmy kanapki na stole. Podeszłam do barku i szukałam wina. Sięgnęłam czerwone i chciałam wracać do stołu, ale zderzyłam się z Fonollosą.

- Czerwone? Przecież Martin woli białe. - spojrzał zdziwiony.

- No tak, źle spojrzałam. - zaśmiałam się nerwowo i sięgnęłam drugie wino. - Zakręcona jestem. - podeszłam do stołu i postawiłam butelkę. Usiadłam w fotelu i zabrałam się za jedzenie. Martin otworzył wino.

- Wiesz, co lubię. - uśmiechnął się i nalał do każdego z kieliszków. - Za co pijemy?

- Za dzisiejszy dzień. - odparł Andrés. Spojrzał na mnie i uniósł kieliszek ku górze.

To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz