7.

1.3K 55 44
                                    

- Mam serdecznie dość tego tygodnia. Te plany mnie wykończą. - klapnęłam na fotel. Calutki tydzień ślęczeliśmy nad tymi papierami. Przynajmniej nie miałam czasu, żeby zastanawiać się nad relacją ja-Andrés-Martin.

- Nie tylko ty. - westchnął szatyn. Mężczyzna zupełnie się temu oddał. Nawet po nocach siedział tylko i wyłącznie nad tym.

- Na poprawę humoru proponuję wino. - w końcu odezwał się Andrés.

- Pijcie wino, ja poproszę coś mocniejszego. - wyciągnął z barku butelkę. Otworzył ją i od razu wypił pół zawartości. Podejrzewam, że nie najlepiej się to skończy.
Andrés usiadł obok mnie. Postawił dwa kieliszki i nalał nam wina. Rozmawialiśmy o napadzie i o tym co zrobimy ze zdobytymi pieniędzmi.

- Ja otworzę swoją winiarnię. - westchnął Andrés i spojrzał na czerwoną ciecz w kieliszku. - Gdzieś z dala od problemów i tak dalej. - Martin zabierał się za kolejną butelkę.

- Ja chciałbym.. - zastanowił się. Oby nie palnął nic głupiego. - Mieszkać na własnej wyspie. Z dala od wszystkich. Tylko i wyłącznie z jedną osobą. Bylibyśmy dla siebie wszystkim. - mówił o Andrésie, choć brunet był przekonany, że o mnie, gdyż zauważyłam że zaciska swe dłonie. - Ale teraz. - wstał i chwiejnym krokiem podszedł do barku. - Jeszcze jedna!

- Może wystarczy? - spytałam i podeszłam do niego. Zabrałam mu butelkę.

- Nie jest dzieckiem. - wtrącił się Fonollosa, a ja skarciłam go wzrokiem.

- Andrés... jak zawsze masz rację. - podszedł do niego i objął go ramieniem. Brązowooki zaśmiał się lekko.

- Róbcie, co chcecie. - chwyciłam papieros i odpaliłam go. - Za chwilę wrócę.- Gdy wróciłam Martin spał na kanapie. Andrés podszedł do mnie.

- Chyba powinniśmy zaprowadzić go do łóżka. - spojrzałam na zegar. Nie minęły dwie godziny, a on się tak urządził.

- Wasze nie jestem dzieckiem do tego doprowadziło. - podeszłam do pijanego mężczyzny i lekko nim potrząsnęłam. - Martin... Martin... - przewróciłam oczami. - Świetnie! Nie umiecie pić z umiarem?!

- Umiem. - wzruszył ramionami. - Wypiłem tyle co ty i jestem w najlepszym stanie. - uśmiechnął się. Można było wyczytać z jego twarzy ubaw aktualną sytuacją.

- Niezmiernie mnie to cieszy. - ponownie potrząsnęłam Martinem. - Cholera... a ty pomożesz mi czy będziesz się tak śmiał?

- Spokojnie, już idę. - podszedł do Martina i wziął go pod ramię. Stanęłam z drugiej strony i choć trochę mu pomogłam.

- Jak ja was kocham! - Martin wyszeptał w połowie drogi. Ucałował nas w policzki. Po chwili położyliśmy go na łóżku, a on od razu zasnął. Zdjęliśmy z niego buty i koszulę. Przykryłam go kocem.

- Pójdę tam ogarnąć i też się kładę. - zwróciłam się do Andrésa.

- Najpierw coś ci pokażę. - gestem dłoni zaprosił mnie za sobą. Poszliśmy do jego pokoju. - Usiądź. - zaproponował. Zasiadłam na łóżku. - Teraz zamknij oczy, mam coś dla ciebie.

- Andrés... - zaczęłam mówić.

- No zamknij. - poprosił, a ja się zgodziłam. Usłyszałam, że Andrés oddalił się, lecz po chwili wrócił. - Otwórz. - gdy otworzyłam oczy, zobaczyłam obraz. Byłam na nim ja pijąca wino i patrząca w kominek. Ostatnio często przybierałam taką pozycję, gdy pracowaliśmy nad planami. Byłam na nich zamyślona. Możnaby pomyśleć, że moje myśli kłębiły się wokół planu, lecz to Andrés był ich głównym bohaterem.
Spojrzałam na niego, gdy przestałam zachwycać się nad jego pracą.

To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz