Dzisiaj mijają równo dwa miesiące odkąd zamieszkałam w Los Angeles. Alison i Vanessa wyjechały wcześniej niż planowałyśmy, ale to wszystko oczywiście przez zjebanego Daniela i jego zwariowaną matkę. Zawsze uważałam, że Pani Teresa jest naprawdę fajną osobą, ale kiedy dowiedziałam się, że kazała ona przyjechać Danielowi do mojego domu, by jak to ona powiedziała "pilnować nas, a szczególnie Vanessy, by nie robiła nic nielegalnego" to ją znienawidziłam. Przez to praktycznie każdej nocy znajdywałam tą amebę w moim łóżku, więc dziewczyny postanowiły, że mi pomogą i zabiorą Daniela z dala ode mnie, bo widziały, że powoli wariuje.
I zostałam sama. A tak naprawdę niezupełnie sama. Przez te dwa miesiące zaprzyjaźniłam się bardziej z chłopakami. Zaufaliśmy sobie nawzajem aż tak, że pozwolili mi wchodzić do swojego domu bez pukania, a ja im. Sway to dla mnie taki drugi dom. Praktycznie całe dnie przesiadywałam u chłopaków. Do siebie wracałam tylko na noc, ale to też nie zawsze. Bo raz jak zrobiłam z Bryce'em mały melanż to schlałam się tak bardzo, że zapomniałam jak wrócić do siebie. A przypomnę, że mówiłam, że mam mocną głowę. Ale stwierdziłam, że są trzy opcje: albo w Polsce jest słabe alko, albo Bryce jest pijakiem i próbuje ze mnie zrobić swojego zastępcę, albo oba. I od tamtej imprezy zostawałam u nich co jakiś czas na noc.
Z Mią widywałam się dość często. Zazwyczaj wychodziłyśmy na jakieś jedzonko, albo na plaże, ale to rzadziej. A zdarzało się też, że w weekendy wychodziłyśmy do klubu. Odbudowałam z nią kontakt i naprawdę się z tego cieszę. Z mojej rodziny mam tylko ją. Są jeszcze Vanessa i Alison, ale one to inny typ rodziny.
Wszystko byłoby idealnie gdyby nie to, że wielkimi krokami nadchodzi nieszczęsny wrzesień i co za tym idzie szkoła. Został tylko tydzień i zacznę ostatni rok nauki i to w amerykańskiej szkole. Trochę się boję. Z tego co mówił mi Josh i Quinton to szkoła tu wygląda inaczej. Zdziwiłam się, gdy powiedzieli, że szkoła wygląda tak jak z tych amerykańskich filmów czy seriali. W sumie co mam się dziwić, to przecież nie zabita dechami Polska. Będę musiała się przyzwyczaić.
Teraz jestem z Quinton'em w Walmart'cie na takich typowych szkolnych zakupach. Przynajmniej dla mnie, bo jak powiedział chłopak on potrzebuję tylko jednego zeszytu do wszystkich przedmiotów i jakiegoś piszącego długopisu. A ja no jak by to powiedzieć "potrzebuję" o wiele więcej rzeczy. Nawet zrobiłam sobie jak na mnie króciutką listę rzeczy do kupienia. Ale nie będę was tym zanudzać.
Jeśli zastanawialiście się dlaczego jestem na tych zakupach akurat z Quinton'em to dlatego, że on jest jedyną osobą, którą znam i która chodzi jeszcze do szkoły i przy okazji on też potrzebował kilku rzeczy, więc się z nim zabrałam.
Q - Kobieto po co ci kolejne flamastry?! Wzięłaś już jedne.
E - To nie są flamastry tylko żelopisy. Wzięłam, ale te są pastelowe, a tamte nie. Mam teraz dylemat czy wziąć do tego jeszcze metaliczne czy już je sobie odpuścić.
Q - Baby i ich flamastry. - powiedział do siebie i przewrócił oczami.
E - Nie narzekaj, nie ty za to płacisz.
Q - Jezu, długo jeszcze będziesz wybierać te rzeczy? Trochę mi się śpieszy.
E - Co, znowu na randeczke z Cynthią idziesz? - powiedziałam zabawnie ruszając brwiami. Quinton i Cynthia są od dłuższego czasu razem i często razem wychodzą. Nie miałam okazji jej jeszcze poznać, bo nigdy nie przychodzi do chłopaków do domu, ale z tego co słyszałam jest naprawdę fajną osóbką.
Q - Nie tym razem. Dzisiaj muszę jechać do mojej matki na kolację, bo ma urodziny, więc się trochę pośpiesz.
E - Dobra, dobra. Możemy już iść do kasy. Ale jak przez ciebie czegoś nie kupiłam, to będziesz ze mną tu drugi raz jechał.
CZYTASZ
I think I love you // Jaden Hossler
FanfictionI część trylogii "Love" OSTRZEŻENIE! TA KSIĄŻKA TO JEDEN WIELKI CRINGE, ALE SPOKOJNIE BĘDZIE ONA PISANA NA NOWO (MNIEJ CRINGOWYM JĘZYKIEM) Emilly Moon to prawie osiemnastoletnia dziewczyna, której życie pewnego dnia zmieniło się o 180°. Przeprowadza...