Pani K - Rozdział I

206 5 0
                                    

Uwaga: Akcja pierwszych trzech rozdziałów rozgrywa się 3 lata przed aktualnymi wydarzeniami.

Weszłam do gabinetu swojego ojca i wyjęłam z górnej szuflady jego biurka, pierwszy lepszy zeszyt. Wyrwałam z niego kartkę, rozłożyłam ją na blacie i wysypałam na nią dwadzieścia, idealnie okrągłych tabletek. Złożyłam papier na pół, po czym przejechałam paznokciem wzdłuż zagięcia. Sięgnęłam po swoją szklankę, którą ostrożnie rozgniotłam tabletki, uważając, aby nie zmarnować ani miligrama.

Wreszcie przesypałam biały pył do szklanki i zalałam go Coca Colą. Przez chwilę przyglądałam się z uwagą, jak mieszanina buzowała cicho, od gazu. Boże. Robiłam to dzień w dzień, od ponad trzech miesięcy. Miałam wrażenie, że dopiero był sierpień; gorące lato, a tego dnia na ziemię spadały już pierwsze płatki śniegu. Za oknami panowała nieprzenikniona ciemność, choć zbliżała się dopiero siedemnasta. Listopad. Czas zdawał się płynąć nieubłaganie szybko.

Przekręciłam się na skórzanym fotelu w stronę kominka, w którym tańczyły płomienie przygasającego już ognia. Znów sięgnęłam po szklankę i wypiłam całą jej zawartość, za jednym zamachem. Na języku od razu poczułam gorycz kodeiny, więc szybko odkręciłam butelkę coli i upiłam z niej jeszcze kilka, łapczywych łyków, wciąż krzywiąc się z niesmakiem i jeszcze za nim substancja zaczęła swoje subtelne działanie, ja czułam już jedynie obezwładniający spokój. Dobrze wiedziałam, co nastąpi w przeciągu kolejnych, góra dziesięciu minut, a nastąpić miała euforia i zupełna błogość, która pochłonąć miała mnie na resztę wieczoru.

- Przepraszam, nie przypuszczałem, że ktoś jest w domu.

Siedziałam na fotelu, czekając aż rozpłynę się w przyjemnym półtrwaniu, gdy zza pleców dobiegł mnie znajomy głos. W pierwszym odruchu, odrobinę przestraszona zerwałam się z miejsca. Następnie powoli odwróciłam się za siebie, żeby zobaczyć stojącego w drzwiach, opierającego się ręką o futrynę, Wiktora. Wpatrywał się we mnie bezczelnie, a na jego gładko ogolonej twarzy dostrzegłam cień uśmiechu. Jego klatka piersiowa unosiła się do góry wraz z jego każdym, nerwowym oddechem. Ręce dziwnie mu drżały, jakby z nerwów. Przyłapał mnie, czy ja przyłapałam jego? W tamtej chwili ciężko było mi to odgadnąć.

- Cześć. - mruknęłam, ogarniając wzrokiem pomieszczenie. Na biurku dostrzegłam kilka ziarenek białego proszku, więc strzepnęłam je ręką na podłogę i przysiadłam na blacie. W tej samej chwili w nogach poczułam pierwszą, nieśmiało falę sztucznego ciepła, które promieniowała coraz to wyżej. To kodeina zaczęła się rozkręcać, w najmniej odpowiednim momencie. - Co ty tu robisz? - zapytałam.

Mój ukochany tatuś często znikał na całe weekendy z tymi swoimi dziwkami i tamten piątek nie był wyjątkiem od reguły. Wyjechał, a Wiktor nie mógł o tym nie wiedzieć, bo pracował dla niego od ponad roku.

- Przyjechałem po dokumenty. - Znów uśmiechnął się do mnie w taki dziwnie wyuczony sposób i podszedł bliżej, zgrabnie pokonując dzielący nas dystans.

- Dokumenty? - uniosłam brwi - Ciekawe, jakie. Od kiedy to jego nielegalne transakcje, pozostawiają ślady na papierze? - Bennett nachylił się nade mną i wyciągnął rękę, jakby chciał odgarnąć mi włosy z twarzy, ale odchyliłam głowę do tyłu, uciekając przed jego dotykiem. - Podobasz mi się, ale nie aż tak. - mruknęłam.

- Czyżby? Gdy ostatnim razem dosłownie się na mnie rzuciłaś, jakoś ci nie przeszkadzało, że „nie podobam ci się aż tak".

- Do końca życia będziesz mi to wypominał? - jęknęłam, odrobinę urażona - Trochę mnie poniosło, okej? W sumie, to nie wiem nawet, co sobie myślałam. Byłam... zdesperowana, a ty byłeś... - Mokry i pół-nagi. Byłeś za blisko. - Mogę ci obiecać, że to się już więcej nie powtórzy.

Królowa ZniszczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz