Rozdział XXVII

37 2 0
                                    

- Holly. - Otwieram oczy, gdy budzi mnie głos Maxa. - Hej. - Oślepia mnie jasność, czyli jest już ranek. - Jak się spało? - pyta.

- Całkiem nieźle, chociaż było mi trochę niewygodnie. Gdzie jesteśmy?

- W Ottawie. Będę musiał zostawić cię gdzieś po drodze.

- Nie ma problemu. Wysadzisz mnie w centrum. Zawieziesz im towar, a ja na ciebie zaczekam. - mówię.

- Jak wrócę, zabieram cię na porządny obiad. Nie wiem jak ty, ale ja umieram z głodu.

- Mamy jeszcze czipsy. - uśmiecham się i sięgam do leżącej pod moimi nogami reklamówki. Wyjmuję z niej paczkę Pringlesów. Pustą. - Albo i nie.

- Wybacz, ale zjadłem już wszystkie. - Max uśmiecha się do mnie przepraszająco, a sekundę później sięga po swojego Samsunga. - Powinienem odebrać.

- Śmiało. - rzucam i jeszcze na moment zamykam oczy, a głowę wygodnie opieram o zagłówek fotela.

Nie mogę się doczekać, aż wreszcie będę mogła rozprostować nogi.

- Co? Nie. Nie taka była umowa. Mięliśmy się spotkać... Kurwa.

Już mam go zapytać, co się dzieje, ale ledwie unoszę powieki i widzę, że drogę zajeżdża nam czarny SUV.

Samochód zatrzymuje się przed nami i zmusza Maxa do gwałtownego wciśnięcia pedału hamulca. Lecę do przodu, ale w ostatniej chwili odpycham się rękoma od konsoli i to ratuje mnie przed zderzeniem się z nią twarzą. Blondyn upuszcza telefon i w pośpiechu próbuje wrzucić wsteczny bieg, a wtedy odruchowo zerkam w lusterko. Drugi samochód staje za nami dosłownie w poprzek drogi. To dzieje się tak szybko, że zanim do mnie dociera, że mam przejebane i tak jest już za późno, żebym mogła cokolwiek zrobić; było za późno, gdy tylko przekroczyliśmy granicę z Kanadą.
Kolejny samochód podjeżdża do nas od lewej strony, a ja odwracam głowę w przeciwną stronę, gdy Max uchyla okno.

- Pojedziecie za nami. - słyszę.

Niedobrze. Bardzo, kurwa, niedobrze.

- Nie. Ona nie ma z tym nic wspólnego. - Chłopak nie ma pojęcia, jak bardzo się myli. - Pozwólcie nam...

- Pojedziecie za nami. - Mężczyzna powtarza tonem nieznoszącym sprzeciwu. - Żadnych numerów, jasne?

- Przecież zrobiłem, co mi kazaliście. O co wam, kurwa, chodzi? - Max z pewnością nie spodziewał się takiego nagłego obrotu wydarzeń. Jest zaskoczony, chyba nawet bardziej ode mnie, bo ja przez cały czas miałam wrażenie, że to wszystko poszło nam zdecydowanie zbyt łatwo. - Dobrze. Pojadę za wami, tylko najpierw pozwólcie mi ją wysadzić.

- W porządku, Max. Jedź. - odzywam się, choć pewnie nie powinnam.

Może byłoby lepiej, gdybym siedziała cicho i udawała, że ja, to wcale nie ja i że przy okazji wcale mnie tu nie ma, ale gdy zerkam na chłopaka, kątem oka zauważam uśmiech na twarzy tego nieznajomego mężczyzny. Sposób w jaki na mnie patrzy, gdy wychyla głowę zza okna SUVa, świadczy o tym, że doskonale wie, kim jestem. A ja już wiem, że to się źle dla mnie skończy. Mogę jedynie mieć nadzieję, że przynajmniej Max wyjdzie z tego cało. Serce wali mi jak oszalałe i głośno przełykam ślinę. Blondyn wciska przycisk na drzwiach i okno się zasuwa. Tym samym, mamy prawdopodobnie ostatnią okazję na rozmowę w cztery oczy.

- Nie, Holly. Nie tak miało być. Miałem się z nimi spotkać o dziesiątej i...

- Max, proszę. Rób co mówią. - Głos mi się łamie. Jezu. - Nie rozumiesz, że inaczej zabiją nas oboje?

Królowa ZniszczeniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz