- Czekamy już od ponad godziny. - Rick zwraca się do mnie, sprawdzając godzinę na zegarku. - Może powinniśmy wrócić do hotelu.
- Przyjedzie. - stwierdzam z pełnym przekonaniem w głosie. - Na pewno zaraz tu będzie. - powtarzam, strofując mężczyznę wzrokiem. - Cierpliwości, Rick. - dodaję i akurat wtedy dostrzegam zmierzającą w naszą stronę postać w kapturze i czapeczce z daszkiem. - A nie mówiłam?
Podnoszę się z ławki, żeby wyjść Wiktorowi naprzeciw.
Idzie w naszą stronę zgięty wpół, ciągnąc nogę za nogą i na ten widok, aż ściska mnie w sercu. W ostatnim czasie przeszedł zbyt wiele i jest mi go po ludzku żal, ale jednocześnie mam ochotę nim potrząsnąć i na niego na wrzeszczeć, bo swoim lekkomyślnym postępowaniem doprowadza mnie do szału. Rzucił się na Lowe'a, pobił się z Cameronem, oberwało się nawet mnie, więc wszystko wskazuje na to, że sam już nie wie, co robi i potrzebuje pomocy; mojej pomocy, ale nie wiem, w jaki sposób mogłabym do niego dotrzeć; nie wiem nawet, co mam mu powiedzieć, gdy wreszcie przede mną staje i tylko w milczeniu lustruję go wzrokiem.
Jego twarz pokrywają liczne zadrapania i siniaki, a lewe oko ma podbite i okrążone wyraźną, ciemnofioletową obwódką. Rzęsy ma posklejane zaschniętą krwią, a powieki zbyt opuchnięte, żeby mógł cokolwiek widzieć na to jedno oko. Zaschniętą krew ma też na dolnej wardze, a jego rozcięty łuk brwiowy aż prosi się o kilka szwów. Mało tego, kłykcie u obu rąk dosłownie pozdzierane ma ze skóry. Co prawda, owinął dłonie bandażem, ale zrobił to na tyle niestarannie, że opatrunek zsuwa mu się z palców, odsłaniając boleśnie wyglądające rany, które powstać musiały w wyniku zadawanych przez niego ciosów.
Już rozumiem, dlaczego twarz próbował ukryć pod kapturem i daszkiem bejsbolówki - inaczej nie zdołałby przejść niezauważony, bo chodzący z niego obraz nędzy i rozpaczy.
Powinien być mi obojętny, ale z jakiegoś powodu nie jest i im dłużej na niego patrzę, tym większa ogarnia mnie złość i smutek. Otwieram usta, chcąc coś powiedzieć, jednak słowa więzną mi w gardle.
Staram się zdusić w sobie szloch, zapanować nad nerwami i własnym rozdygotaniem, zanim znów spróbuję się odezwać, a on podaje mi materiałową torbę, której rączkę ściskał w palcach resztkami sił.
- To powinno wynagrodzić ci czekanie.
- Co... - zaczynam łamiącym się głosem. - Co to jest? - pytam, zbierając się na odwagę, żeby unieść głowę i spojrzeć mu prosto w oczy. - Co jest w tej torbie?
- Sama zobacz. - odpowiada zachrypnięty, spuszczając wzrok, jakby nie chciał lub nie mógł na mnie patrzeć. - Po prostu zajrzyj do środka, Mer. - mruczy cicho, odwracając się za siebie i rozgląda się dookoła, nerwowo przełykając ślinę.
Biorę od niego torbę i kładę ją na ławce, po czym niepewna tego, co za chwilę ujrzę, rozpinam suwak.
Moim oczom ukazuje się czarny Glock 17, srebrny MacBook Pro oraz kilka telefonów - wszystko pojedynczo zapakowane w kolejne, szczelnie zamknięte, plastikowe torebki, zupełnie jak żywcem wyjęte z policyjnego magazynu dowodów rzeczowych.
Rick podchodzi bliżej i z zaciekawieniem zerka mi przez ramię, gdy sięgam po torebkę z Glockiem i ostrożnie przewracam ją w dłoniach.
Moją uwagę przykuwa naklejona na nią etykieta, na której znajduje się kilka oznaczonych w niezrozumiały dla mnie sposób numerów oraz opis słowny: „Przedmiot numer 3, w trakcie oględzin miejsca zabójstwa..." - czytam w myślach, aż nie natrafiam na nazwisko Johna oraz adres apartamentowca przy siedemdziesiątej dziewiątej ulicy, bo wtedy wszystko staje się dla mnie jasne. Dla pewności wyjmuję z torby jeszcze MacBooka, żeby po chwili odnaleźć na przymocowanej do nim etykiecie „Przedmiot numer 6, własność podejrzanego Cole'a Turnera".
CZYTASZ
Królowa Zniszczenia
RomanceMaria, córka narkotykowego bossa po tym, jak jej ojciec trafia do więzienia, ucieka do Detroit, gdzie w pełni oddaje się swojemu uzależnieniu od opioidów. Jednak gdy na jej drodze pojawia się niespodziewanie Max - diler, który sam zmaga się z uzależ...