Dziś był mecz. Razem z chłopakami, siedzieliśmy w przebieralni, gotowi by skopać tyłki chłopakom z drugiej drużyny. Ja oczywiście zajadałem się jabłkiem, by chodź tak zwalczyć mój stres. Tak denerwuję się, i to bardzo, chodź wiem że to niepotrzebnie.
-Frajerzy z Long High, mogą już wracać do domu, bo i tak przegrają- powiedziała Michael sznurując buty. Jeśli chodzi o chłopaków, to zachowują się jak zwierzęta, gotowe zmiażdżyć i zeżreć swoje ofiary. Na boisku są bez względni, dlatego się cieszę, że z nimi jestem, bo był bym nikim po meczu z nimi.
Gdy mieliśmy już wychodzić, ustawiliśmy się jeszcze w kółku, życząc sobie nawzajem powodzenia, i wyszliśmy prosto na murawę głośno przy tym krzycząc.
Na trybunach mogliśmy zobaczyć znajome twarze ze szkoły, i osiedli. W śród nich byli rodzice, innych w tym moja mama. Zatrzymałem się odębiały widząc ją, głośno krzyczącą i z umalowaną twarzą w barwach naszej drużyny. Oczywiście musiała siedzieć w pierwszym rzędzie, krzycząc ''Dajesz kochanie!''
Zakryłem twarz dłonią, chcąc oszczędzić sobie mniejszego wstydu, i podreptałem do drużyny, stojącej wokół trenera.
-Horan, twoja matka jest najgłośniejszą fanką tu- powiedział mężczyzna, przez co chłopaki zaśmiali się cicho.
-Najwierniejsza fanka- powiedziałem spoglądając w jej stronę, i uśmiechając się na sam fakt jak zabawnie ona teraz wygląda.
Mecz zaczął się cztery minuty później, po rozgrzewce. Calum w pierwszej połowie, trafił dla nas pierwszego gola, co wywołało głośne krzyki z trybun. Chłopaki byli bardzo zawzięci, i oczywiście ja, ale starałem się nie zachowywać tak agresywnie jak oni.
Dwa gole zdobyliśmy dzięki mnie, a jeden przez Harrego. Wygraliśmy z wynikiem 4:2, co bardzo nas ucieszyło.
Radośni po meczu, wróciliśmy do szatni by tam się przebrać, i jechać do pubu na ''po meczową popijawę''. Dostałem jeszcze pochwały od chłopaków, za dwa gole dzięki którym mieliśmy przewagę.
Kilka minut później, zostałem sam w szatni zapinając moją granatową bluzę, i gotowy wyszedłem na korytarz.
Po drugiej stronie drzwi, zastałem opierającą się o ścianę jedną z cheerleaderek, naszej drużyny. A konkretnie Gabi. Blond włosa piękność. Właściwie, to ona jako jedyna dziewczyna na świecie, pociągała mnie w jakiś sposób, lecz moje serce nadal należy to Louisa.
-Hej Niall- przywitała się, równocześnie odpychając od ściany.
-Hej Gabi- odpowiedziałem zaciskając palce, na torbie.
-Świetnie dziś grałeś- przyznała podchodząc jeszcze bliżej mnie, przez co cofnąłem się do tyłu, uderzając plecami w ścianę.
-Dzięki, ty też nieźle tam...dopingowałaś- pochwaliłem, chodź nie zwracałem wtedy na nią uwagi. Stała już na przeciw mnie, i patrzyła się na mnie swoimi niebieskimi oczami.
-Tak myślisz?- spytała niewinnie. Stanęła na palcach, tak że jesteśmy na tej samej wysokości, i chwyciła mój kark przybliżając się jeszcze bliżej. Cały się trzęsłem, i nie wiedziałem czy chcę kontynuować to co teraz robi, czy uciekać. No mam do niej jakąś słabość, ale jeśli miał bym wybierać między nią a Louisem, wybrał bym bez myślenia jego.
Nim się obejrzałem, stykaliśmy się ustami. Poczułem miłe uczucie, kiedy Gabi delikatnie mnie całowała, dlatego przymrużyłem oczy, wypuszczając z rąk torbę i położyłem dłonie na jej talli. Nie czułem motyli, jedynie szybkie bicie mojego serca. Oddawałem pocałunek, ale starałem się nie posunąć dalej. Kiedy poczułem, że dziewczyna próbuje pogłębić to, chciałem przestać, ale nie mogłem.
-Gabi nie- mruknąłem, ale nie przestawałem oddawać pieszczot. Co się ze mną dzieje?
-Tak dobrze całujesz- powiedziała, i zaczęła całować mnie po szyi. Przeszły mnie ciarki, bo jeszcze nikt mnie tak nie całował, jak ona teraz. Odetchnąłem głęboko, zaciskając palce na jej biodrach.
-Gabi- powiedziałem, odpychając ją lekko od siebie. Spojrzała na mnie, nie rozumiejąc mojego zachowania.
-Nie mogę- powiedziałem, chwytając torbę z podłogi, i kierując się do wyjścia.
__________________
Jeśli czytasz i gwiazdkójerz, skomentuj. Potrzebuję motywacji.