9.

1.1K 55 15
                                    

Siedzieliśmy przy stole, na dworze. Wszyscy zaciekle o czymś rozmawiali, a ja wciąż byłam nieobecna.
Dlaczego w moim życiu nigdy nie układa się tak, jakbym chciała? Westchnęłam i spojrzałam na rozgwieżdżone niebo. Zawsze podczas bezchmurnych nocy lubiłam patrzeć w gwiazdy. Przypominało mi to czasy dzieciństwa. Wraz z moim bratem - Alejandro - lubiliśmy tak spędzać wieczory. Rodzice często się kłócili, a my wymykaliśmy się z domu. Teraz mojego brata nie ma już ze mną, choć czuję że jest obecny w każdej łzie, uderzeniu serca i uśmiechu. Zawsze wiedział jak mnie pocieszyć. Zawsze dawał rady, które rozwiązywały problemy. Miałam wrażenie, że z bólu zaraz rozlecę się na kawałki. Tęsknota rozpierała mnie od środka. Zarówno za bratem, jak i Andrésem, który siedział obok. Był przy mnie, ale nie mogłam go mieć.

- Wybaczcie, położę się już. - powiedziałam cicho. - Nie najlepiej się czuję. - skłamałam. Spojrzęli na mnie z przejęciem. Tatiana westchnęła smutno.

- Pójść z tobą? - spytał Martin, gdy wstałam.

- Nie, dziękuję. - uśmiechnęłam się lekko. - Dobranoc. - pożegnałam ich i poszłam do swojego pokoju.
Położyłam się na łóżku i wyciągnęłam spod niego stare zdjęcia. Był na nich Alejandro. Momentalnie moje oczy się zaszkliły. Nie ma go ze mną już tyle lat, a ja wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Słone łzy spłynęły po moich policzkach. Tak, jestem suką - twardą z zewnątrz, ale kruchą w środku. Przejechałam palcem po zdjęciu. Mój brat stał na nim uśmiechnięty. Takiego go pamiętam...

Usłyszałam kroki, przytuliłam zdjęcia do siebie, przykryłam się kocem i zamknęłam oczy. Chwilę później czułam jak materac ugina się pod czyimś ciężarem. Cholera... dlaczego nie zamknęłam drzwi na klucz?! Poczułam czyjąś dłoń na włosach. To musiał być Andrés... Tylko jego mi tu brakowało. Mężczyzna chwycił mój podbródek i przekręcił powoli w swoją stronę.

- Co się dzieje? - spytał. Niedawno dźgał faceta widelcem, a teraz z widoczną troską patrzył na mnie.

- Mówiłam, że źle się czuję. - warknęłam ostrzej niż myślałam.
Dlaczego zawsze w głębokim cierpieniu, gdy najbardziej potrzebujemy pomocnej dłoni, odpychamy ją - budując mur, który nie jest w stanie przepuścić nikogo.
Andrés postawił jakiś ciepły napój, na stoliku, obok łóżka.

- Dziękuję. - spojrzałam na parujący kubek. - Możesz już sobie iść. - rzekłam na odchodne i ponownie się od niego odwróciłam. Szybko starłam kolejne łzy.
Usłyszałam, jak wstał i pokierował się do drzwi. Kątem oka spojrzałam w jego stronę. Myślałam, że da mi spokój, lecz byłam w błędzie. Mężczyzna zamknął drzwi na klucz. Zdjął marynarkę, rzucił ją niedbale na biurko. Po chwili ściągnął buty. Położył się pod kocem i objął mnie - nic nie mówiąc.

- Co ty wyprawiasz? - zdziwiłam się. - Za chwilę przyjedzie tu twoja... Tatiana. - widocznie słowa twoja kobieta nie przeszłyby mi przez gardło. - Albo Martin.

- Co to? - spytał, gdy musnął zdjęcia w moich dłoniach. Zupełnie olał to, co przed chwilą powiedziałam.
Wstałam i usiadłam na skraju łóżka. Mężczyzna zrobił to samo. Chciałam schować zdjęcia Alejandra do szafki, ale zabrał mi je. Nie miałam siły na wykłócanie się z nim. Chwyciłam kubek i napiłam się wciąż gorącej herbaty. Była pyszna. Taka, jaką lubię najbardziej z cynamonem, imbirem i goździkami.
Andrés przeglądał zdjęcia mojego brata ze zmarszczonym czołem.

- Kto to? - wypalił po chwili.

- A co? Chcesz go ukatrupić bo przeglądam jego zdjęcia? - sarknęłam. - Nie musisz się szczególnie przykładać bo i tak już nie żyje. - dwa ostatnie słowa ledwo wypowiedziałam. Mężczyzna patrzył na mnie z mieszanką niepokoju i zaciekawienia.

- To twój dawny... - podjął temat. Wyrwałam mu zdjęcia z rąk.

- To mój brat. - wypaliłam szybko i wstałam. - Skoro już wszystkiego się dowiedziałeś, to idź do siebie. - kucnęłam przy szafce i chowałam zdjęcia tak długo, jak się da. Nie chciałam, żeby Andrés oglądał mnie w takim stanie.

- Nie wiedziałem, że masz rodzeństwo. - podszedł bliżej.

- A skąd mógłbyś wiedzieć? - pokręciłam głową. - Ile my się znamy? Cztery tygodnie?

- Prawie pięć. - poprawił mnie.

- Z resztą... to teraz nieistotne. - zamknęłam szafkę na klucz i podniosłam się do pionu.
Odwróciłam się z chęcią wrócenia do łóżka i o mało nie zderzyłam się z klatką Andrésa. Podniosłam dłoń z chęcia starcia kolejnych napływający łez, ale uprzedził mnie.

- Jeśli chcesz możemy porozmawiać, ale jeśli nie jesteś gotowa, to możemy razem pomilczeć. - patrzył na mnie z troską. Nie spodziewałam się po nim, jakiegokolwiek współczucia. Był zagadką. Godzinę temu był wstanie zabić człowieka, a teraz koił moje rany. - Ale i tak się mnie nie pozbędziesz.

- Skoro nie mam wyjścia, to wybieram drugą opcję. Ufam ci, ale.. - uciszył mnie, przykładając palec do mych ust.
Chwycił mnie w ramiona, położył delikatnie na łóżku, by po chwili ułożyć się obok mnie i przytulić. Leżeliśmy w pozycji półsiedzącej, opierając się plecami o ścianę. Mężczyzna przykrył mnie kocem i podał herbatę. Pocałował mnie w czoło i przymrużył oczy. Sama nie byłam pewna czy nie był to sen lub czy Andrésa nikt nie podmienił.

- Na pewno chce ci się tu siedzieć? - spytałam dość cicho. - Nie wolałbyś spędzić czasu w weselszym towarzystwie?

- Nie wolałbym. - odparł. Dopiłam herbatę i odstawiłam kubek. Przysunęłam się bliżej Andrésa i bawiłam się guzikami jego koszuli. Na szczęście zdążył się przebrać z tej poplamionej krwią.

- Mój brat jest ode mnie starszy o 3 lata. - postanowiłam mu to zobrazować. Stwierdziłam, że nie mam nic do stracenia. Nie będzie bolało już bardziej. - Czy też raczej był. - kreśliłam palcem nieokreślone wzory na jego koszuli. Mówiłam cicho z dłuższymi odstępami. - Zawsze był dla mnie podporą. Nasi rodzice wciąż się kłócili, lecz to raczej wina ojca. - pociągnęłam nosem. - Matka zmarła, gdy miałam 15 lat i wszystko zaczęło się sypać. - mężczyzna gładził kojąco moje włosy wciąż mnie obejmując. - Ojcu zupełnie odbiło. Zaczął chlać non stop i choć wcześniej mama jakoś go pilnowała, to teraz nie miał już żadnych pohamowań. Mój brat, Alejandro, utrzymywał nas. Robił naprawdę wszystko żebym czuła się jak księżniczka. - przymknęłam oczy, gdy kolejne łzy wydobyły się na powierzchnię. - Ojciec zaczął grać w karty... Zadłużył nas i ściągnął na dno. - Andrés splótł nasze dłonie. - Przez długi zaczęły się groźby i szantaże. Pamiętam, jak mój brat wracał pobity do domu. Kłamał, że przynosi siniaki i rany z boiska, aby mnie nie martwić. Przez prostactwo mojego ojca, on obrywał. - przerwałam na chwilę. - Kiedyś wróciłam do domu ze szkoły. Mój brat powitał mnie tak, jak zawsze.. lecz widziałam, że dzieje się coś złego. Kazał mi iść do naszej kryjówki, gdzie wymykaliśmy się, gdy kłócili się rodzice. Stwierdził, że ma dla mnie niespodziankę. Nie przychodził przez dłuższy czas więc wróciłam do domu. - płakałam już bez zahamowań. - Leżał, na środku salonu z kulką w głowie. Miałam kończyć już prawie 16 lat, a on odszedł. Najważniejsza osoba w moim życiu. Zabili go. Przez długi ojca. Uciekłam wtedy z domu i musiałam radzić sobie sama. Tak zaczęłam kraść... - westchnęłam przez łzy. Nie wiem w którym momencie zaczęłam zaciskać dłonie na jego koszuli, która była już cała przemoknięta od moich łez. Andrés podniósł mój podbródek.
Nie chcąc już bardziej pokazywać mu swojego bólu wtuliłam się w jego tors. Jego silne ręce, objęły mnie szczelnie. Pocałował mnie w czubek głowy. Nie mówił nic. Po prostu był i to choć trochę leczyło moje rany. Czułam się bezpiecznie w jego ramionach.

- Zostaniesz aż zasnę? - poprosiłam niepewnym głosem.

- Zostanę aż wstaniesz. - wyszeptał.
Płakałam do późna, aż z wycieńczenia zasnęłam oparta o jego klatkę.

To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz