Przebudziłam się i spojrzałam na wciąż śpiącego Andrésa. Cichutko wstałam z łóżka, przykryłam go szczelniej kocem, po czym zaczęłam zmywać zniszczony od płaczu makijaż.
Mężczyzna mruknął we śnie i przekręcił się na bok. Zaśmiałam się cicho. Został ze mną tak, jak obiecał. Ponownie spojrzałam w lustro, gdy usłyszałam jego lekko zachrypnięty głos.- Już ode mnie uciekłaś? - przeciągnął się w seksowny sposób, usiadł na łóżku i obserwował mnie.
- Musiałam się trochę doprowadzić do porządku. - ostatni raz zerknęłam w zwierciadło i podeszłam, siadając obok niego. - Dziękuję za wczoraj. - uśmiechnęłam się lekko. Brązowooki pocałował mnie delikatnie.
- Zawsze będę przy tobie. - pogładził moją dłoń. Siedzieliśmy chwilę w przyjemnej ciszy, patrząc się w swoje oczy.
- Nie znałam cię od tej strony. - stwierdziłam i wtuliłam się w niego.
- Ja też. - odparł. - Mówiłem ci, że czuję się przy tobie inaczej. Zmieniam się. Martwię się... - milczał przez chwilę. - Martin wie? O tym wszystkim?
- Nie. - pokręciłam głową. - Nikt nie wie. Tylko ty. I wolałabym, żeby tak zostało.- mężczyzna potarł moje ramię pokrzepiająco. - Chyba będziesz musiał się jakoś wymknąć z mojego pokoju. - zachichotałam.
- Jak jakiś zakochany nastolatek. - przewrócił oczami, uśmiechając się do mnie. Wstałam razem z nim. Podeszliśmy do drzwi. Sprawdziłam czy nikogo nie ma i skinęłam do Andrésa głową. Mężczyzna pocałował mnie namiętnie.
- Andrés... - odsunęłam się od niego i pogłaskałam jego policzek. - Idź już...
- Wyganiasz mnie? - zaśmiał się i objął mnie lekko. - Przecież chcę się tylko pożegnać.
- Zachowujesz się nierozważnie mój drogi. - pokręciłam głową.
- Warto być nierozważnym w takim towarzystwie. - przeleciał mnie wzrokiem, lecz gdy skarciłam go spojrzeniem, dodał. - No dobrze, dobrze. Twój drogi już sobie idzie. - pocałował mnie w czoło i wyszedł. Chciałam iść się przebrać, ale po chwili Martin wszedł do mojego pokoju.
- Jak się dziś czujesz? - spytał z przejęciem. Skrzyżował ręce na piersi i analizował mój stan.
- O wiele lepiej. - uśmiechnęłam się.
- Andrés tu był? - przymrużył oczy i bacznie mi się przyglądał. Zrobiło mi się niedobrze. Miałam dość kłamstw, ale nie byłam też gotowa na prawdę. Martin nie zasługiwał na coś takiego. Zasługiwał na szczęście o wiele bardziej niż ja.
- Nie. - skłamałam i odwróciłam się w stronę szafy, wyciągając ubrania na dziś.
- Kłamiesz. - warknął ostro. Podszedł do mnie i chwycił mój nadgarstek. Syknęłam z bólu. - Co w takim razie robi tu jego marynarka? - wysyczał przez zęby. Usłyszałam kroki i zobaczyłam Andrésa. Cholera... Widocznie musiał usłyszeć krzyki szatyna.
- Co ty wyprawiasz?! - warknął i odepchnął Martina ode mnie. Stanęłam pomiędzy nimi.
- Andrés uspokój się. - krzyknęłam. - Nie powinieneś się wtrącać! - dodałam. - Martin tylko spytał...
- ... co robi tu twoja marynarka! - wykrzyczał. Przenosił wzrok ze mnie na Andrésa. Był naprawdę wściekły.
- A co sugerujesz? - Andrés zaśmiał się i skrzyżował ręce na piersi. Spojrzałam na niego z wyrzutem. - Poprosiłem Clarę, żeby zszyła ją w jednym miejscu. - wymyślił. - Swoją drogą zrobiłaś już to?
- Tak. - przytaknęłam. Podałam marynarkę brunetowi i odwróciłam się do Martina. - Myślałeś, że mogłabym przespać się z takim dupkiem jak Fonollosa? - poczułam ukłucie wyrzytów sumienia.

CZYTASZ
To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]
Fanfic>>Część pierwsza<< Życie Clary przewraca się do góry nogami, gdy przystaje na nietypową prośbę swojego przyjaciela - Martina. Poznając aroganckiego, pewnego siebie, a zarazem nieziemsko seksownego i czarującego - Andrésa de Fonollosę - wszystko zacz...