Nie muszą wiedzieć

701 62 17
                                    

Nadszedł następny, słoneczny dzień. Wrzesień był już bliżej końca niż początku, ale wciąż było ciepło. Lato najwyraźniej nie chciało jeszcze odchodzić.
Skąpani w tymże słońcu uczniowie jedli właśnie śniadanie. Remus był blady, markotny i niemalże się nie odzywał. James natomiast był tego dnia jego przeciwieństwem. Był szczęśliwy, radosny. Zapewne to z powodu lepszego kontaktu z Lily, ale możliwe, że chodziło o mecz quidditcha który miał się odbyć za parę dni.
W końcu do sali wszedł Syriusz. Wszystkie spojrzenia spoczęły na nim.
— Co się tak gapicie? Nigdy spóźnienia nie widzieliście? — parsknął śmiechem i jak tylko ludzie się podwracali podszedł do stołu gryfonów i usiadł. Widocznie był w nienajlepszym humorze.
— Uciekłeś wczoraj, Łapo? — zaciekawił się James — Czy miałeś jakąś karę? Chyba jeszcze nie wylatujesz z Hogwartu, co?
— Zostaję. I miałem, dlatego się spóźniłem — odwrócił wzrok. Na jego twarzy widać było zakłopotanie i chęć ukrycia czegoś. James patrzył chwilę podejrzwliwie. Peter chyba kupił tą bajeczkę. Oboje szybko wrócili do jedzenia oraz rozmów. Jednak Remus uważnie studiował twarz Syriusza. "On kłamie". Taka myśl nie dawała mu spokoju do końca posiłku. Jak tylko wyszli z wielkiej sali, odciągnął Blacka na bok.
— Okej, więc... uciekłeś wczoraj, czy nie? — Remus wbił spojrzenie w Syriusza. O tyle, o ile w jego głosie oskarżenia nie było, to w oczach dało się wyczytać złość — Nie umiesz kłamać.
— Znowu ci przed pełnią odbija — warknął i odsunął się trochę. Nie żeby mu taka bliskość przeszkadzała, po prostu poczuł się zagrożony.
— Tak, wszystko zwalaj na to — wściekłość i ból malowały się na jego twarzy.
— Nic nie zwalam! To nie jest coś, co powienieś wiedzieć.
— Czyli skłamałeś. — teraz wyraźnie czuć było wyrzut w tonie głosu Lupina.
— Tak, ale to nie wasza sprawa.
— Syriuszu... — westchnął widząc, że nic nie wskóra — Nam przecież możesz ufać.
— Wiem.
Na tym ta rozmowa się skończyła. Black odszedł, drżąc ze stresu, a Lupin wściekły na tego pierwszego skierował się na błonia w poszukiwaniu Lily.
Finalnie nie znalazł gryfonki. Poszedł więc na lekcję, nieco spóźniony. Wszedł do klasy i zamiast usiąść obok Syriusza — który, o dziwo był już w klasie — usiadł w jednej z pustych ławek na końcu sali.
Nie lubił być w centrum uwagi, toteż ciekawskie spojrzenia go nie pocieszały. Szczególnie te, rzucane przez resztę Huncwotów.
— Dobrze, skoro wszyscy już są, możemy zaczynać. Dzisiaj o boginach!
Remus zamrugal na słowa profesora. Mógł już w ogóle nie przychodzić. Podniósł się z zamiarem opuszczenia klasy.
— Widzę, panie Lupin, że rwie się pan do nauki — kpiący głos nauczyciela zatrzymał gryfona — Więc to pan, jako pierwszy spróbuje walki z boginem. Czy ktoś przypomni, jakim zaklęciem najlepiej pokonać bogina? Oraz jak z nim walczyć, gdzie najczęściej można go spotkać?
Remus poddał się i usiadł z powrotem. Próbował wymyślić drogę ucieczki, ale zajęło mu to zbyt wiele czasu. Nadeszła pora na część praktyczną zajęć.
Uczniowie ustawili się w kolejce do wielkiej, drewnianej szafy. Lunatyk na czele tej kolejki zaczął już nieźle panikować. Przypominał sobie właśnie zaklęcie, potrzebował jeszcze chwili by ochłonąć... ale nie było mu to dane. Profesor otworzył szafę, a bogin wyleciał z niej pod postacią księżyca delikatnie zakrytego chmurami. Księżyca w pełni... zważając na to, że takowy księżyc miał pojawić się na niebie następnego dnia ujrzenie go pobudziło trochę jego wilcze instynkty. Wpatrywał się znieruchomiały w bogina, a dziewczynie stojącej za nim wydawało się, że warczy.
Syriusz, mając dość oglądania Remusa tak przerażonego i jednocześnie zahipnotyzowanego podbiegł tam i zasłonił Remusa. Bogin teraz przybrał formę Walburgi Black, matki Syriusza.
Riddikulus! — matka Syriusza zmniejszyła się i zaczęła krzyczeć coś bardzo piskliwym głosikiem — Remus źle się czuje. Zabiorę go do skrzydła szpitalnego.
Nauczyciel, wciąż nieco zszokowany zachowaniem Blacka kiwnął tylko głową i wrócił do prowadzenia lekcji.
Lunatyk, choć chciał, nie potrafił zaprotestować i dał się wyprowadzić z sali. Syriusz jednak zamiast zaprowadzić go do skrzydła szpitalnego, zabrał go na dziedziniec i tam z nim usiadł na jednej z kamiennych ławeczek.
— Już ci lepiej? — spytał dosyć zmartowionym tonem.
— Tak. Nie musisz się o mnie martwić — "Chociaż zupełnie mi to nie przeszkadza...", pomyślał.
— Ale się martwię. Przyjaźnimy się, co nie? — delikatnie wziął w rękę dłoń Remusa
— A ja wiem? Okłamujesz nas — wyrwał się mu i odsunął. Nadal czuł się urażony.
— Uh, proszę cię... nie ciągnij tego.
— To może powiedz prawdę?
Po tym pytaniu zapadła głucha cisza. Dopiero po zdecydowanie zbyt długiej chwili Lupin otrzymał odpowiedź.
— Uciekłem Filchowi, ale po drodze złapał mnie brat... pokłóciliśmy się. Potem poszedłem do dormitorium. Chyba mnie chwilę śledził, nie wiem po co... Może to zostać między nami? James i Peter nie muszą wiedzieć.
Znowu moment niezręcznej ciszy przerwał rozmowę.
— Dobrze.  Dziękuję, że chociaż mi zaufałeś... chociaż nie mam pojęcia po co ukrywać tą kłótnię.
Na to odpowiedzi już nie było. Czarnowłosy podniósł się i otrzepując szatę stwierdził, że muszą już iść bo spóźnią się na eliksiry. Co prawda mieli jeszcze przynajmniej piętnaście minut, ale oboje to zignorowali. Żaden z nich nie chciał już ciągnąć tej rozmowy.
Reszta dnia minęła spokojnie. Syriusz stracił pięć punktów Gryffindoru, które wcześniej zdobyła Lily. Ruda przez chwilę zabijała go wzrokiem. Można się spodziewać kłótni. Za brak wypracowania z wróżbiarstwa cała piątka dostała po minus dwa punkty. Reszta gryfonów zachwycona nie była... w każdym razie, żeby odrobić punkty Remus chciał się pouczyć. Zamierzał je odrobić, co by reszta Gryffindoru nie miała im tego za złe. Tak więc na koniec dnia skierował się do bilbioteki. Spędził tam parę godzin. Wracając usłyszał krzyki. No może nie krzyki, ale wyraźnie ostrą wymianę zdań. Jeden z tych głosów znał... znał i kochał. Nie chciał się wtrącać, ale strasznie kusiło go by podsłuchać kłótnię. Przylgnął więc do ściany i wsłuchał się w słowa dobiegające zza zakrętu.
— Jeszcze raz mnie tak nazwij! — Remus usłyszał jak Syriusz popycha tego drugiego na ścianę — I co, teraz już taki odważny nie jesteś? No dalej, nazwij mnie tak jeszcze raz!
— Wypad, pedale — syknął i ewidentnie wyciągnął różdzkę. Syriusz zapewne zrobił to samo, bo zapadła nieprzyjemna cisza — No, leć do tej swojej szlamy!
— Nie masz prawa go obrażać! — krzyk poniósł się po korytarzu, a zaraz również delikatne światło i jęk bólu — Reg, naprawdę myślałem, że masz więcej rozumu. Ale najwyraźniej tylko pseudo-wartości wpajane ci przez tych psycholi się dla ciebie liczą!
— Psycholi? Popatrz na siebie! Matka i ojciec chcą dobrze, a ty... ty jesteś skazą całego rodu!
Kolejny jęk bólu i drobne światło.
— Przejrzyj na oczy, idioto! I co ci do tego kogo kocham?! On przynajmniej ma rozum, serce... a ty? Ty jesteś debilem nie potrafiącym spojrzeć krytycznie na...
Teraz to Syriusz został odrzucony jakimś zaklęciem i walnął w przeciwną ścianę. Wtedy dostrzegł Remusa.
— L-lunatyk? — podniósł się szybko — Spadaj Regulus. Mam ciebie dość.
— Powaliło was do reszty?! — do tej pory Lupin z przerażeniem wsłuchiwał się w odgłosy walki. Teraz stanął między braćmi z różdzką w ręku. W jego oczach błysnął pewien strach. Rozpoznał te włosy z wczorajszej nocy. To Regulus zobaczył go płaczącego w łazience. — O co ta cała kłótnia?!
— O to, że mój brat to pieprzony idiota! — warknął Syriusz
—  A idź do swojej Julii, Romeo! — podniósł różdzkę, najwyraźniej zamierzając się odegrać.
Expelliarmus! — gdyby Remus nie wytrącił różdżki Regulusowi Syriusz znowu oberwałby zaklęciem — Dość tego. Łapo, idziemy do dormitorium. A ty idź do reszty ślizgonów.
Regulus wyglądał jakby właśnie go oświeciło. Uśmiechnął się złośliwie i odszedł powolnym krokiem. Jakby zupełnie nic się nie stało. Mimo wszystko, po jego sztywnych ruchach można było wywnioskować, że jest obolały od zaklęć i uderzeń.
Remus już bez żadnego słowa, kipiąc wręcz wściekłością poszedł w strone pokoju wspólnego gryfonów. Dopiero tam się odezwał.
— Więc o co była ta kłótnia? — zanim zapytał, wygonił młodą gryfonkę do dorimtorium dziewcząt — Po co ci to było? Przecież to twój brat.
— On mnie za brata nie uważa. Ma gdzieś, że tyle razy broniłem go przed rodzicami... — głos mu drżał, a oczy się zeszkliły. Remus nie był pewien czy powinien go przytulić i pocieszać... ale i tak to zrobił. Wyglądało na to, że Syriusz kogoś ma, więc to mogły być jedyne tak bliskie chwile. Jednak każda sekunda kiedy wdychał jego zapach, każdy moment gdy był tak blisko ze świadomością, że on już kogoś ma sprawiała mu tak niewyobrażalny ból, że niebawem oboje płakali wtuleni w siebie. Syriusz, bo tęsknił za bratem i żałował, że nie zdołał uratować go przed wpływem rodziny i Remus, bo tak bardzo kochał Syriusza, że myśl, że mógłby kogoś mieć rozdzierała mu serce na strzępki.
Trwali tak do późna w nocy, kiedy wreszcie się uspokoili na tyle, by pójść do dormitorium.
W tym samym czasie Regulus mówił o całej sprawie Severusowi i razem obmyślali plan zemsty na dwóch Huncwotach.

O Wilku i Psie, którzy nie zauważyli miłości | WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz