Rozdział X. Płonie ognisko w lesie i szumią knieje

14 4 3
                                    

He, mówiłam, że jeszcze to kiedyś dokończę. Oprócz tego będzie pewnie jeszcze jeden rozdział (nie wiadomo kiedy) podobnej długości i wtedy nastąpi koniec. Albo dwa rozdziały, bo narobiłam sobie tutaj wątków do rozwiązania, się zobaczy.

Napisałam to w zasadzie przed chwilą i nie miało to być nawet w połowie tak dzikie, ale ja jak to ja, uznałam, że nie może być sceny batalistycznej bez dużej ilości krwi, śmierci i pożogi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Oczywiście, że Arthur nas zawiódł.

Na jego usprawiedliwienie przyznam, że żadne z nas nie poradziłoby sobie lepiej. Aczkolwiek nie zmienia to faktu, że potencjalnie śmiertelna strzała właśnie przemknęła mi koło policzka.

Może nie trzeba było zaczynać wstępem, że przyszliśmy tu po Huberta. Może nie trzeba było dodawać, że zabicie czarodzieja jest niezgodne z prawem. Może nie trzeba też było mówić, że bez niego nie odejdziemy.

Ale najpewniej gówno by to nie zmieniło, ponieważ centaury podjęły impulsywną decyzję wyrżnięcia nas w pień, gdy tylko nas zobaczyły i czekały jedynie na rozkaz swojego przywódcy, który im na to zezwoli. A ten nigdy nawet nie rozważał oddania nam jeńca i wysłuchał Arthura raczej dla zasady niż z rzeczywistego zainteresowania treścią. Tego po prostu wymaga etykieta, gdy przychodzi do ciebie nieuzbrojona delegacja wrogiego obozu.

Znaczy tylko pozornie nieuzbrojona, ponieważ zaraz po tym jak pierwsza strzała wycelowana w naszym kierunku spotkała się z kolanem Sophie, Ivan i ja wyciągnęliśmy ukryte pod płaszczami różdżki i wycelowaliśmy w najbliższe centaury.

Expelliarmus!!! – krzyczę, celując w stojącego najbliżej przeciwnika, a następnie rzucam to samo zaklęcie w pięciu następnych. Na nic zdają się lata nauki podczas walki o życie, gdy wszystkie informacje, poczynając od najdłuższych dopływów Wołgi, na bardziej efektywnych czarach kończąc, w jednej chwili uciekają w eter.

Uchylając się przed strzałami, zaczynam biec w kierunku środka polany, gdzie przywiązany do drzewa wisi Hubert i z całych sił wrzeszczy, nie mam pojęcia co, do knebla na ustach. Muszę go jak najszybciej uwolnić z więzów, wtedy rzucimy się do ucieczki i być może wszyscy przeżyjemy.

Czuję pioruńsko silne uderzenie z tyłu głowy i upadam na ziemię twarzą w piach. Natychmiast przewracam się na plecy, by ujrzeć co mnie powaliło.

Widzę wyższego od innych o co najmniej dwie głowy centaura z maczugą, który unosi przednie kopyta z zamiarem zmiażdżenia mnie. Być może Hubert próbował mnie przed nim ostrzec.

Sparaliżowana ze strachu zapominam o trzymanej w dłoni różdżce i czekam, aż życie przepisowo przeleci mi przed oczami, kiedy ważący tonę stwór staje dęba, aby roztrzaskać moją klatkę piersiową z dodatkowym impetem.

Drętwota! – powietrze rozdziera paniczny krzyk Simona, a centaur sparaliżowany spada na moje nogi jak góra bardzo ciężkich cegieł.

Wyczołguję się z trudem spod jego nieruchomego cielska i drżąc, podnoszę się do pionu. Otwieram usta, by podziękować Simonowi za ocalenie, ale nim wydobywam z siebie jakikolwiek dźwięk, dostrzegam lecącą ze świstem strzałę prostą trajektorią mierzącą w jego głowę.

Skaczę do przodu odruchowo, nie myśląc nawet o tym i pociągam Simona na ziemię, a morderczy pocisk przelatuje nad nami.

– Dzięki – mamrocze, a ja zsuwam się z niego i rozglądam dokoła, wypatrujących następnych zagrożeń.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Nov 06, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Ułańska FantazjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz