Każda kolejna zima w rosyjskim miasteczku nieopodal mroźnej Syberii zdawała się być gorsza od poprzedniej. Kończyny przymarzały, grube kożuchy i futra obrastał szron, a szyby w oknach pięknie szkliły się mrozem. Niewielka ilość mieszkańców malała z roku na rok, jednak nikogo to nie dziwiło. Jedynie szaleńcy mogli mieszkać w takich warunkach, walcząc co zimę o ciepłe miejsce przy kominku i wodę, która nie zamarzała.
Szaleńcami można było więc nazywać przede wszystkim rodzinę Han.
Należała ona do średniej klasy kupców, prowadząc się z godnością i butnością. Wielki, biały dworek wręcz zlewał się ze śnieżnym puchem, który był uwielbiany przez najmłodszych członków rodziny o szlacheckiej krwi.
Innymi szaleńcami musieli być biedniejsi mieszkańcy miasteczka, których nie było stać na wyjazd z mroźnej krainy. Jednakże nie tylko rodzina Han była znana ze swego majątku oraz szlacheckiego pochodzenia, a również i małżeństwo Yang oraz ich córka.
Właśnie z powodu owej damy w dworku rodziny Han panował istny chaos, spowodowany przyszłymi oświadczynami. Gospodarze z radością przyjęli pod swój dach majętną parę, wyczekując już jedynie przybycia ostatnich gości, w tym pana młodego - rodziny Lee.
Ogromny stół szykowano od samego wschodu słońca, zastawiając go przeróżnymi potrawami, najwykwintniejszym alkoholem i gałązkami młodych sosen zaplątanych w ozdobne stroiki.
- Państwo Yang wraz z córką zmuszeni byli odwołać swój dzisiejszy udział w biesiadowaniu. Lord nie czuje się najlepiej - mężczyzna skłonił się, lekko dygając i pewnie przekazał informację, czekając na nadchodzące rozkazy.
Pani Han głośno westchnęła i odpędziła dłonią służebnice, które w popłochu uciekły na piętro niewielkiego pałacu. Kobieta rzuciła okiem na parujące dania, a następnie spojrzała na posłańca, przywołując na usta mały uśmiech.
- To zrozumiałe. Przyjmiemy dzisiaj jedynie moją siostrę wraz z mężem i moim ukochanym siostrzeńcem. Powinni już za chwilę przybyć, prawda? - poprawiła kokardę, którą przepasano bogato zdobioną suknię i zaklaskała w dłonie, zadzierając wysoko głowę. - Chłopcy! Do mnie!
W mgnieniu oka posłaniec zniknął za drzwiami, przez które przeszło dwóch młodych mężczyzn. Wyższy z nich, dwudziestoletni Jihyun stanął przed matką w pełnym komplecie ubrań, ani na moment się nie garbiąc. Zwykł chodzić jak w zegarku, zawsze dumny i ułożony, tak jak jego rodzice.
Obok niego przystanął zapinający na nowo koszulę, młodszy, bo piętnastoletni, Jisung. Chłopak wciąż nie był uczesany, kompletnie ubrany, a na jego policzku widniały okruszki ciastek, które udało mu się podjeść w kuchni. Nim zdążył choćby się odezwać, matka złapała go za koszulę i zaczęła nim szarpać, krzycząc, że powinien się za siebie wstydzić.
Jednym uderzeniem strąciła wszystkie okruszki ciasteczka, pozostawiając po sobie solidny, czerwony ślad na policzku młodzieńca o sarnich oczach.
Chłopak załkał cicho, krztusząc się śliną i powietrzem, co zwiastowało atak histerii. Nie pierwszy raz kobieta krzywdziła któregoś z mężczyzn w jej domu. Rządziła twardą ręką, której opierał się jedynie najmłodszy Han. Ojciec chłopaka, jak i jego starszy brat, nigdy nie sprzeciwił się pani domu, wykonując każde jej polecenie, niczym posłuszny kundel.
Jisung drgał, wycierając palące łzy, gdy kobieta podeszła do drzwi, które zostały otwarte. Chłopak rzucił oskarżające spojrzenie starszemu bratu, który jak zwykle nie stanął w jego obronie, zbyt przerażony matką, i poprawił swój strój, pocierając dłonią piekący policzek. Mróz wpadł przez uchylone drzwi, tańcząc wokół nóg, aż jeden ze służących zamknął główne wrota. Grube futra zostały zrzucone z trzech sylwetek, które po kolei witały się z kobietą. Przez całe wydarzenie Jisung nie podnosił wzroku, wbijając go w swoje buty. Dopiero drobna dłoń przed jego nosem wyrwała go z letargu, zmuszając do podniesienia głowy.
CZYTASZ
Pavane || minsung
FanfictionW mroźnej krainie nieopodal Syberii rozkwitł pierwszy tej zimy kwiat, który pieczołowicie pielęgnowany przez bliźniacze ręce, wyrósł w grzechu. I pomimo niemożności istnienia kwitł dalej, wiążąc ze sobą Han Jisunga i Lee Minho już na zawsze. ONE SHO...