Rozdział13

267 11 2
                                    

1.09.1944 godzina 11:30

-Będzie dobrze kochanie.-powiedział Janek, gdy przyszłam do niego z rozkazu Maćka.
-Wiem. Ale boję się, że nie przeżyjemy. Że komuś coś się stanie, któremukolwiek z was.-odparłam.
-Nie możesz się tak martwić. Pamiętaj, że choćby nie wiem co przeżyjemy.-rzekł Janek, gdy wydał rozkazy żołnierzom.
-Nie masz nic do roboty?-spytał Orsza podchodząc do nas.
-No nie zbyt. Maciek wysłał mnie tu, ponieważ stwierdził, że spędzam z Jankiem mało czasu mimo walk.-oznajmiłam.
-Jak miło z jego strony.-zaczął Janek.-Nagle po miesiącu przypomniało mu się o mnie, jego koledze, który jest dowódcą w całkowicie innej dzielnicy.- dopowiedział, trochę z gniewem. Zaraz po tym przytulił mnie i pocałował w usta.

-Nie zapędzaj się młody.- powiedział Orsza wskazując na Niemców, którzy walczyli przeciwko nam. Jankowi starło to uśmiech z twarzy.
Chłopak wziął karabin w dłoń i strzelił, trafiając za pierwszym razem w dowódcę oddziału wroga. Mężczyzna padł na ziemię, z której już nie wstał. Spojrzałam na Janka.
-To wojna. Musimy walczyć.- powiedział mój mąż.
-Nie możemy się poddać. Nie teraz. Nie wy. Wy możecie stworzyć nowy świat. Świat w któym nie będzie wojny.- powiedział Orsza. Oboje spojrzeliśmy na niego.
-Bo mnie szlag trafi od tego. Pan cały czas o tym samym.- rzekł Janek.
-Mnie szlag trafi jak nie skończysz tak marudzić Bytnar.- odparł Orsza, kończąc na ten moment rozmowę. 

Pół godziny później zostałam wysłana po bandaże, które powoli się kończyły. Pobiegłam na Mokotów. Gdy byłam już na miejscu, podeszłam do miejsca, w którym była składowana broń i bandaże. 
-Ekhem- usłyszałam za sobą czyjś głos. Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą jednego z powstańców.
-Zostałam tu wysłana przez Rudego po bandaże.- powiedziałam i przyjrzałam się uważniej mężczyźnie.

-Krzysiek?-spytałam cicho, gdy rozpoznałam w nim przyjaciela Janka, Maćka i Tadeusza. Chłopak pokiwał twierdząco głową.
-Skoro zostałaś tu wysłana przez Rudego, to on na pewno żyje. Tak samo jak Maciek.- informacja o tym, że mój brat żyje bardzo mnie ucieszyła.
-Wiesz może czy Zośka żyje?- spytał Maciek.
-Orsza mówił, że on i Zeus żyją i mają się dobrze puki co.- odparłam. Zobaczyłam ulgę w oczach chłopaków po tym jak powiedziałam o tym, że Zawadzki oraz Zeus i Orsza żyją.
-Znikam i zabieram bandaże, bo mogą się przydać.-dopowiedziałam po czym przytuliłam Maćka i uśmiechnęłam się do Baczyńskiego i zniknęłam w kanałach.

Wróciłam do dzielnicy Włochy i podbiegłam do Janka, który kucał obok jakiejś osoby. Tą osobą okazał się być Orsza.
-Masz bandaże?- spytał Janek. Podałam mu jeden z nich oraz wodę utlenioną i waciki, które zawsze nosiłam ze sobą.  Chłopak podwinął nogawkę spodni Orszy trochę nad kolano. Spojrzałam na nogę mężczyzni i zemdliło mnie na sam widok krwi cieknącej strugami z rany. Odwróciłam wzrok i zobaczyłam Niemca celującego w naszą stronę. Zabrałam Jankowi karabin, który i tak mu się w tejj chwili nie przyda i strzeliłam w mężczyznę i to celnie. 

-No. Nie sądziłem, że umesz strzelać.- powiedział Orsza.
-Uczyłam się strzelać kiedyś z łuku. Ale to nie to samo.-odparłam.
-Uratowałaś nam życie. Te twoje strzelane z łuku, które ci dobrze wychodzi pomogło. Tak mi się wydaje.- powiedział Janek i uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i obiecałam zająć się Orszą. Mimo tego moje myśli nadal były skierowane w stronę Olgi i jej babci.

Byle do końca|| Jan BytnarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz