*Maraton cz. 3/4*
Weszłam bez pukania. Andrés siedział przy biurku i zdawał się coś szkicować. Podeszłam bliżej niego.
- Już ci przeszło? - odłożył swój szkicownik i odwrócił się w moją stronę. Ciężko było mi stwierdzić, czy jest zły.
- Przepraszam. - wydusiłam z siebie. - Byłam wściekła. A ty dolałeś oliwy do ognia. - mówiłam. Milczeliśmy przez chwilę. Usiadłam na jego łóżku. - Wybaczysz mi? - uśmiechnęłam się słodko.
- Musisz się troszkę postarać. - odparł niby urażony. Odwrócił się i powrócił do szkicowania. Cały Andrés... tak szybko nie odpuszcza. Wstałam i stanęłam za jego plecami. Zaczęłam rozmasowywać jego ramiona. Po chwili usiadłam mu na kolanach, a on zaśmiał się lekko. Chciał rzucić jakimś zbędnym komentarzem, więc wyprzedziłam go.
- Co tworzysz? - gładziłam tył jego głowy. Spojrzałam na to, co rysuje. Był to chyba nasz aktualny hotel.
- Nic konkrentego. - odpowiedział. Jego dłoń wylądowała na moim udzie. Zaczął zaginać moją sukienkę, zmierzając ręką w kierunku majtek. Nie patrzył na mnie. Zajęty był szkicowaniem. Zdawał się nic z tego nie robić, a ja roztapiałam się pod jego dotykiem. Andrés gładził moje udo, zbliżając się do miejsca, w którym go potrzebowałam, lecz omijał je. Gęsia skórka pokryła całe moje ciało. Oparłam się swym czołem o jego głowę. Oddychałam szybko tuż przy jego uchu. W pewnym momencie, nie wytrzymałam. Chwyciłam jego szkicownik i rzuciłam dalej na biurko. Usiadłam na nim okrakiem i przywarłam do jego ust. Całowaliśmy się z pasją. Jakby jutra miało nie być.
- Mogłaś poprosić od razu. Zająłbym się tobą. - wyszeptał. Podniósł mnie i położył na łóżku. Chwyciłam jego krawat i przyciągnęłam do siebie.
- W takim razie, zajmij się mną. - jęknełam. - Teraz. - przygryzłam wargę. Mężczyzna podgiął moją sukienkę, zerwał ze mnie majtki, by po chwili wejść we mnie.
* * *
Andrés poprawił się lekko w lustrze. Zerknął na mnie. Podeszłam do niego wciąż czerwona na policzkach, po wcześniejszych doznaniach.
- Profesorek chyba jeszcze nie śpi, co? - zachichotałam. Spojrzałam na nas w lustrze. Wygładziłam lekko swoją sukienkę.
- Myślisz, że mógłby spać? - spytał ze śmiechem. - Pół Hiszpanii chyba słyszało moje imię. - przewróciłam oczami, lekko się rumieniąc. Andrés podniósł mój podbródek i wpił się w moje wargi delikatnie. Po chwili podszedł do szafki i wyciągnął z niej wino i dwa kieliszki.
- Chyba zaczęliśmy wszystko w złej kolejności. Najpierw powinno być wino. - wtuliłam się w jego plecy. - Nie, żeby coś mi się nie podobało. - brunet podał mi lampkę wina i zaśmiał się lekko. Wyszliśmy na balkon.
- Przez pewne zasady nie możemy mieć pokoju razem, ale mamy wspólny taras. - upił trochę wina. - Będę mógł cię podglądywać. - wyszczerzył się i przejechał palcami po moich włosach.
- Jakbyś nie widział już wszystkiego. - westchnęłam z uśmiechem i spojrzałam mu w oczy.
- Przyjemności nigdy za wiele. - stwierdził. Milczeliśmy przez chwilę, patrząc w gwiazdy.
- Dziękuję, że pojechałeś dziś ze mną na grób brata i matki. - odezwałam się. - Sama pewnie nie dałabym rady tam pójść. - odwróciłam się do niego. - Cieszę się, że znów jesteś przy moim boku. - chwyciłam jego dłoń.
- Zależy mi na tym, żebyś była szczęśliwa. - rzekł. Uśmiechnęłam się do niego. Oparłam swą głowę o jego klatkę. Zięwnęłam po chwili. Andrés chwycił mnie w swoje ramiona, po czym położył mnie na łóżku.

CZYTASZ
To (nie) miłość || Berlin || La Casa De Papel || [ZAKOŃCZONE CZ.1]
Fanfic>>Część pierwsza<< Życie Clary przewraca się do góry nogami, gdy przystaje na nietypową prośbę swojego przyjaciela - Martina. Poznając aroganckiego, pewnego siebie, a zarazem nieziemsko seksownego i czarującego - Andrésa de Fonollosę - wszystko zacz...