Czy to ważne?

628 58 31
                                    

Następnego dnia to Syriusz wpadł na lekcję spóźniony. W sumie nic nowego, często się spóźniał. Ale tym razem Regulus obrzucił go złowieszczym spojrzeniem. Remus ledwie zdążył to zauważyć, bo gryfon usiadł obok niego.
— No hej — powiedział beztrosko i rozwalił się na krześle.
— Może byś się tak skupił na lekcji? — warknął. Stres i złość dzisiaj w nim buzowały. Głównie z powodu dzisiejszej pełni, ale też przez świadomość paru istotnych faktów. Syriusz był w kimś zakochany i mało prawdopodobne, że w Remusie. Po drugie, Regulus wiedział, że Remus kocha Syriusza. Czuł, że będzie mu to spędzać sen z powiek przez następne tygodnie, jak nie miesiące.
— Luniek, nie denerwuj się tak — uśmiechnął się ciepło i po krótkiej chwili wachania złapał dłoń Remusa pod ławką.
Blondyn odwzajemnił uśmiech. Nie rozumiał jednak tego gestu. Przyjaciele tak robią? Chyba tak, przecież ktoś taki nie podrywałby byle wilkołaka... jak w ogóle mógł pomyśleć, że Syriusz by go chciał?
Długo na siebie nie patrzyli, bo James trącił Syriusza i coś do niego wyszeptał. Ten zaśmiał się krótko i pogrążył w rozmyślaniach.
Remus nawet nie zauważył, że cały czas gapi się na drugiego gryfona. Przerwał mu koniec lekcji. Wszyscy wyszli z sali, a Lupin na szarym końcu.
Reszta lekcji przebiegła spokojnie. Nic ciekawego się nie stało, poza tym, że Remus wylał atrament, zaklął i zrzucił winę na Jamesa. Liczył, że Potter się nie obraził. Rozmowa z nim i tak musiała zaczekać, bo musiał pędzić na trening quidditcha. Peter zniknął gdzieś w tłumie, być może poszedł oglądać trening drużyny Gryffindoru, więc Syriusz i Remus zostali sami w pokoju wspólnym. Siedzieli razem na kanapie.     Zapanowała nieprzyjemna cisza.
— Nie boicie się mnie? — spytał w końcu Lunatyk
— Nie. Dlaczego byśmy mieli?
Czarnowłosy usiadł bliżej chłopaka i objął go ramieniem w geście pocieszenia.
— Mogę was przecież zabić... Syriusz, ja jestem cholernym potworem. Nie rozumiem dlaczego w ogóle chcecie mieć ze mną jakikolwiek kontakt.... z litości? — łzy zebrały mu się w oczach. Zdecydowanie zbyt wiele emocji nim targało.
— Luniek — jego głos był ciepły, spokojny — Przyjaźnimy się. To nie litość. Jak możesz tak w ogóle myśleć? Oszalałeś?
Nie odpowiedział, tylko wtulił się w przyjaciela. Rozpłakał się, a ten go przytulił, niezbyt umiejętnie przy tym pocieszając.
— No już, już... bo mi szaty łzami poplamisz — zaśmiał się i odpowiedział mu cichy chichot. Remus podniósł się i spojrzał na niego z wstydem wymalowanym na twarzy.
— Przepraszam.
— Nie masz za co — uśmiechnął się — Ale robi się późno... i wiesz... ale nie martw się, będziemy tam z tobą.
— Syriusz, już o tym rozmawialiśmy...
— Dobra, dobra. Sio mi stąd — zaśmiał się.
—Ta... pa — podniósł się z ciężkim westchnięciem — Tylko nie idź dzisiaj za mną... proszę.
Już wcześniej ich o to poprosił i odbyli długą rozmowę na ten temat. W końcu zgodzili się zostawić go samego na tę jedną pełnię.
Głowa bolała go od płaczu i zbliżającej się przemiany. Wyszedł z pokoju wspólnego. Stanął chwilę na korytarzu, wziął głęboki oddech i ruszył w stronę wyjścia z zamku. Jego kroki odbijały się echem kiedy pokonywał korytarze i schody. W końcu udało mu się dotrzeć na błonia, a stamtąd już prosto do bijącej wierzby. Przyspieszył kroku, widząc, że się ściemnia. Wszedł do kryjówki już czując ból w całym ciele. Jak tylko znalazł się w wrzeszczącej chacie skulił się z bólu. Syknął pod nosem przekleństwo. Wydawało mu się, że kątem oka dostrzegł... jelenia? Nie, po prostu nie... albo przylazło tu jakieś niesamowicie durne zwierzę, albo niesamowicie durny gryfon. Nie zdołał tego sprawdzić. Niedługo potem jego świadomość odpłynęła daleko, a ciało zaczęło przypominać wilcze. Podniósł się z ziemi. W chacie rozległ się głośny warkot, kiedy zza rogu wyłonili się... jeleń, czarny pies i szczur.   Czyli jednak przyleźli.
Patrzył chwilę na nich tępym wzrokiem, zanim się odwrócił i z wściekłym szczekaniem przebiegł na drugą stronę chaty. Dało się usłyszeć roztrzaskiwany stary mebel. Pies i jeleń popatrzyli po sobie i poszli za nim ostrożnie. Wilkołak nie zwrócił na nich uwagi tylko krążył po pomieszczeniu i drapał co jakiś czas meble, czy ścianę. Pies podążał wiernie za Remusem, a jeleń wyglądał jakby się z niego śmiał.   W pewnym momencie wilkołak przysiadł i pazurami rozerwał sobie skórę na łapie. Pies przerażony podbiegł i spróbował go uspokoić, ale został brutalnie odrzucony. Zdarzyło się to parę razy... i tak aż do rana.
Remus w końcu przemienił się z powrotem i leżał obolały na ziemi.
— Żyjesz? — na dźwięk głosu Syriusza zerwał się do siadu i otworzył szerzej oczy.
— Mieliście mnie dzisiaj zostawić, idioci — warknął pod nosem ale w duchu cieszył się, że przyszli.
— Tak i chyba już wiem dlaczego — czarnowłosy pomógł mu wstać i posadził go na fotelu. Głos miał ponury — Wiesz, że jako wilkołak się ranisz?
Remus nie odpowiedział. Wiedział, że to robi. W zasadzie to zdarzało się to w przebłyskach świadomości, które czasami miewał podczas przemiany.
— Gdzie Rogacz i Glizdogon? — wydusił w końcu.
— Kazałem im iść na lekcje — po chwili dodał — Nie odpowiedziałeś. Wiesz, że ranisz się jako wilkołak?
— Wiem — odparł po chwili — to nic złego. Parę eliksirów czy zaklęć leczących i zostaną tylko blizny.
— Remus! Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. Kontrolujesz to?
— N-nie — po części skłamał. Czasami rzeczywiście w miarę to kontrolował, ale równie często robił to przypadkiem, nie mając świadomości tego co sobie robi.
— Nie kłam. Dlaczego ty to robisz? — ukucnął przed fotelem na którym siedział obecnie Lupin.
— Czy to ważne?
— Tak, bardzo. Bo zależy mi.. nam na tobie.
— Może i tak. Czasami. Nie zawsze. I co z tego?
— Cholera, Luniek — podniósł się i go przytulił — Nie rób tego.  Proszę... dla mnie?
— Nie wiem... — odwrócił wzrok.  Uczucie towarzyszące przytulaniu Syriusza bolało go, tak koszmarnie bolało... — Nie zrozumiesz tego. Lepiej idź do... tej swojej dziewczyny o której mówił Regulus...
Jego słowa zabolały ich obu.
Syriusza zmroziło. Dziewczyny? On serio jest czasami głupi.
— Luniek, ale nie ma żadnej dziewczyny — pogładził go ręką po policzku — Ja...
— Ogarnęliście się już? — Rogacz wbił się do rozmowy w najgorszym możliwym momencie. Wydawało się, że Black zabije go wzrokiem.
A Remus dalej nie rozumiał zachowania Syriusza. Nie ma dziewczyny... czyli co, chłopak? Nie spodziewał się, że Łapę w ogóle interesuje ta sama płeć... z jednej strony się ucieszył — może jednak będzie miał drobne szanse — ale zaraz uświadomił sobie, że przecież jest kim jest. I są przyjaciółmi, nic więcej. Ktoś taki jak Remus nie ma najmniejszych szans na jakiekolwiek zainteresowanie, szczególnie ze strony Blacka.
— Tia... chodźmy — głos Łapy powrócił do ponurego tonu. Pomógł wstać Lunatykowi i razem z Potterem zaprowadzili go do skrzydła szpitalnego. Stracił tak idealną okazję by wyznać swoje uczucia. Zupełnie zepsuł mu się humor. Wracając wpadł na brata. No ekstra, tego mu brakowało.
— Witaj, Syriuszu — uśmiechnął się złośiwie, a zza zakrętu wyłonił się Severus — Mamy z Sevem do ciebie pewną sprawę.

--------------------

Postanowiłam wstawić rozdział wcześniej. Miło mi, że tyle osób to czyta i tylu się podoba. Jest już ponad 100 wyświetleń i 20 gwiazdek! Taki przyjazny odbiór naprawdę motywuje.

O Wilku i Psie, którzy nie zauważyli miłości | WolfstarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz