FAZA I - SZOK I POTĘPIENIE

1.6K 86 92
                                    

- Jiminnie, kochanie dojechaliśmy – powiedział Kook, gdy dotarli do portu. Park otworzył oczy i podniósł się z tylnego siedzenia. Patrzył tępo na swojego chłopaka i czuł rozdzierającą od środka pustkę. W trakcie jazdy wziął jeszcze raz leki uspokajające, które go zupełnie otępiły. Jego ciało było pozbawione duszy, jakby zupełnie stracił kontakt z rzeczywistością. Nie umiał określić swoich emocji, bo ich nie miał. Niczym się nie przejmował, jakby nic nie było dla niego ważne. Nawet nic nie czuł, gdy trzymał przez całą drogę dłoń na ramieniu Jungkooka. Nie był szczęśliwy ani smutny. Jakby go nie było, jakby się stał robotem. Wiedział, dlaczego tak się stało. Był tego świadomy, ale nie chciał nad tym rozmyślać. Oczy go bolały od łez, które co jakiś czas popłynęły po jego policzkach.

- Chodź gwiazdko, musimy iść – poprosił Jeon. Wysiadł z samochodu i pomógł to samo zrobić Jiminowi. Nałożył mu okulary, aby słońce nie raziło go w oczy oraz żeby ludzie nie wiedzieli jego sińców i przekrwionych białek. Wyciągnął dwie walizki i duży plecak. Jimin kurczowo trzymał zwinięty w rulon obraz, o który musiał dbać.

Ruszyli w stronę statku i Park ledwo rejestrował, co się wokół niego działo. Kook z kimś rozmawiał, pokazywał komuś jakieś papiery, wprowadził go na pokład. Nie był w stanie określić, gdzie się znajduje, ale to nie było mu w żaden sposób potrzebne. To wszystko i tak było pozbawione sensu.

Jungkook zaprowadził go do kajuty i prawie od razu ułożył na łóżku. Ściągnął z niego spodnie i okulary, a następnie zasłonił żaluzję, dzięki czemu w pokoju zrobiło się dużo ciemniej. Do Jimina nie dochodziły żadne dźwięki ani inne bodźce. Poczuł, jak Kook gładzi go delikatnie po plecach i całuje subtelnie w czoło.

- Kookie, gdzie płyniemy? – spytał nagle Park.

- Na Filipiny, spodoba ci się tam – powiedział Jeon głaszcząc chłopaka po plecach.

- Taetae, obudź mnie jak dopłyniemy. – Jungkook poczuł, jak łzy napływają mu do oczu. Nie wiedział, czy tak leki otępiły jego ukochanego, czy był aż w takiej rozpaczy i agonii, że utracił kontakt ze światem.

- W-wrócę za chwilę. Śpij Koteczku – powiedział drżącym głosem Jeon i wstał z łóżka. Wyszedł szybko z kajuty i stanął przy barierce. Rozpłakał się i nie potrafił opanować szlochu. Musiał się trzymać przez cały ten czas, aby Jimin się o niego nie martwił. Złamał się, gdy byli w domu, a przecież miał się zaopiekować swoim ukochanym. Jednak ból, który wypełniał jego ciało był nie do zniesienia. Ciągle widział przed oczami najpotworniejszy obraz swojego życia.

Stalowa leżanka...

Zakrwawiona podłoga...

On bez życia...

Wciąż to widział i bolało to tak samo mocno. Każda minuta była dla niego katorgą i nie chciał wierzyć w to, co się wydarzyło. Jego życie runęło i czuł się winny całej tej tragedii. To przez niego jego Jiminnie uciekł od rzeczywistości, która go zraniła i znalazł się w egzystencjalnej próżni. To przez niego ich wspólne szczęście roztrzaskało się na kawałki, których nie dało się z powrotem ułożyć. To przez niego on nie żył...

Kook dusił się od płaczu i dał upust swojemu bólowi. Starał się być twardym, ale jego serce było nieodwracalnie rozdarte. Uchowały się małe, scalone miłością do Jimina kawałki, ale i one go bolały. Nie umiejąc uratować jego, zabił w pewien sposób Parka. Jeszcze w domu Jimin starał się być silny, nie chciał brać leków, starał się walczyć. Jednak z upływem czasu było coraz gorzej.

Jungkook musiał wypożyczyć samochód, bo nie mogli użyć własnego, który był cały w jego krwi. Zostawił Jimina tylko na chwilę, a gdy wrócił do domu, to chłopak w konwulsjach krzyczał imię ich ukochanego, którego już nie było. Jungkook nie chciał faszerować chłopaka lekami, bo nie różniło się to niczym od jego uzależnienia od narkotyków. Jednak tylko tak mógł mu wtedy pomóc. Sam Jungkook musiał na szybko zaplanować ich ucieczkę. Wiedział, że to była kwestia godzin, aż znajdą ciało Jessi i stanie się głównym podejrzanym. Nie mógł narażać Jimina, musiał go chronić. Przez cały ten czas zajął myśli czymś innym niż ciągłymi wyrzutami sumienia, które uderzyły w niego, gdy jechali na południe Korei do portu. Gdy Jimin spał i byli na autostradzie, to płakał najbardziej. Patrzył na miejsce obok kierowcy, które było puste. Park nie chciał go zająć, bo tam zawsze siedział ktoś inny. Ktoś kto odszedł na zawsze.

𝙶𝚄𝚁𝙾 𝙶𝙰𝙽𝙶𝚂 𝙰𝙵𝚃𝙴𝚁𝙻𝙸𝙵𝙴 || 𝚅𝙼𝙸𝙽𝙺𝙾𝙾𝙺Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz