Rozdział XLVII

318 34 5
                                    


Nowy Jork. Miasto nowych doznań, przynajmniej dla Ciela, który z zainteresowaniem rozglądał się po nowym lokum. Nie umknął mu żaden szczegół, pokusił się nawet o sprawdzenie wszystkich szafek w kuchni, z rozczarowaniem dostrzegając, że nie ma tam jego ulubionej herbaty Earl Grey. Potem będzie musiał udać się z Sebastianem na zakupy, przydałoby się również masło orzechowe i jakieś dobre ciastka.

- I jak, przeszukałeś wszystko? - Sebastian objął go od tyłu, z rozbawieniem obserwując, jak ten przypatruje się grzbietom książek poukładanych na półce w równym rzędzie.

Wcześniej mężczyzna od czasu do czasu zerkał, gdzie chłopak łazi, samemu wylegując się na kanapie po męczącej podróży. Dość uroczym było obserwowanie Phantomhive'a, który z zaangażowaniem i ciekawością zwiedzał swój nowy dom, zaznajamiając się z kątem, w którym Sebastian spędził sporą część swojego życia. Oglądając chłopaka podczas tej wycieczki po pokojach, powoli uświadamiał sobie, że od dziś nie będzie już mieszkał tu sam. Ciel wypełni pustkę i sprawi, że mieszkanie nie będzie tak zimne, mimo pozornie przytulnych mebli.

- Jeszcze nie, ale jestem blisko. - mruknął, kładąc dłoń na głowie mężczyzny, a następnie delikatnie głaszcząc jego włosy.

Lubił takimi drobnymi gestami obdarowywać bruneta, odpłacając się za czułość, jaką od niego dostawał. To było przyjemniejsze niż przypuszczał, takie wymienianie się pieszczotami, które poprawiały humor i umilały dzień.

- To kończ powoli, bo już późno, dzieci powinny iść spać. Masz kilka lat, żeby się tutaj dokładnie rozejrzeć.

- Hm? Czemu tylko kilka lat? - odwrócił głowę w jego kierunku. - Zresztą nie jestem dzieckiem, Sebastianie.

- Nie rzucaj się, gówniarzu. - zmierzwił mu włosy. - A kilka lat, bo kto wie, czy nie będziesz miał mnie dość, kiedy dorośniesz.

- A w życiu. - zadeklarował, jednocześnie wyciągając z półki jedną z książek, którą trzepnął go lekko w łeb. - Nie myśl tak nawet.

Po chwili spojrzał na to, co trzymał, i doszło do niego, że mogło być ciekawe. Nie była to bowiem książka, a album, zapewne posiadający w środku masę wspomnień.

- Proszę nie. - jęknął cierpiętniczo Sebastian, widząc okładkę tego, co chłopak trzymał w dłoni.

- Proszę tak. - sprzeciwił się i nie czekając na pozwolenie, doznał głębokiego szoku, otwierając album na pierwszej stronie. Widniało na niej zdjęcie przedstawiające drobnego chłopaka ubranego w koszulę i marynarkę z logiem prawdopodobnie szkoły. - To ty?

Zapytał, choć domyślał się odpowiedzi. Mimo że zdjęcie i rzeczywistość dzieliło kilkanaście lat, bez problemu rozpoznał charakterystyczne rysy twarzy i tęczówki w doprawdy ciekawym, krwistoczerwonym odcieniu. Sebastian w odpowiedzi delikatnie skinął głową.

- To jest... - zaczął, uważnie przyglądając się fotografii. - To jest tak cholernie urocze, byłeś taki ładny.

- Czyli co, teraz już nie jestem? - prychnął mężczyzna i pochwycił go w objęcia, unosząc. Następnie posadził chłopaka na kanapie i otulił kocem.

- Dalej jesteś śliczny, ale tutaj wyglądasz tak... Inaczej. Młodziej. - stwierdził nastolatek z fascynacją, podciągając kolana pod brodę i z uwagą śledząc każde kolejne zdjęcie.

Bardzo entuzjastycznie przyjął możliwość ujrzenia swojego ukochanego w młodzieńczych latach. Wydawało się to sprawiedliwe, biorąc pod uwagę fakt, że Sebastian przez okres ich pobytu w Londynie widział niezliczoną ilość jego fotografii z dzieciństwa. Teraz Ciel miał chwilę na wniknięcie w przeszłość mężczyzny i zapoznanie się z jego młodszą wersją.

- Bo miałem dwanaście lat, głupku. - zaśmiał się i poprawił zwichrzone włosy partnera. - Zaraz ci zrobię kakao.

Oznajmił, widząc, że chłopakowi raczej niespieszno do oderwania się od nowego obiektu zainteresowania, jakim był album. Udał się więc do kuchni, aby zrobić obiecane kakao. Tam jego wzrok powędrował w stronę okna, za którym dojrzał panoramę Nowego Jorku. Ruchliwe ulice, wysokie wieże i nieco mniejsze budynki będące częścią przecznic o najróżniejszym nastroju i zastosowaniu, od tych typowo rozrywkowych po zabytkowe czy handlowe, gdzie można było zaopatrzyć się w unikatowe ubrania i niepotrzebne gadżety. Rzecz jasna istniały również dzielnice typowo towarzyskie, gdzie od groma było kafejek, drobnych barów i okazałych restauracji. Będzie musiał kiedyś zabrać Ciela na coś słodkiego. Być może będzie to już niedługo, gdy zacznie pokazywać mu miasto. 
Patrząc na obraz metropolii nocą, czuł spokój i radość. Wrócił do miejsca, które od teraz będzie dla niego prawdziwą oazą spokoju i miłości, jakiej zawsze brakowało w jego rodzinnym domu. A Ciel? On siedział na kanapie i cieszył się znaleziskiem, chwilowo mając w głębokim poważaniu to, gdzie się znajduje. Nowy Jork od początku wydał mu się cudowny i wiedział, że jeszcze będzie miał czas bez pamięci się w nim zakochać. Zapewne już jutro wyciągnie Sebastiana z domu w poszukiwaniu ciekawych zakątków i nowych doświadczeń. Na razie cieszył się jednak tym, co było teraz. Tym, że wszystko rozwiązało się w tak dogodny sposób i razem z Michaelisem może prowadzić w miarę normalne życie. Po tym wszystkim, przez co przeszedł, znaczyło to dla niego więcej, niż wiele. Było niczym spełnienie najskrytszego i jednocześnie największego marzenia. Po wejściu do mieszkania zupełnie wyzbył się obaw i oddał uczuciu stabilności, w pełni poświęcając swoje emocje tym najszczęśliwszym bodźcom.

Po chwili do salonu wrócił Sebastian i przez chwilę stał oparty o framugę drzwi, z uśmiechem przyglądając się nieświadomemu tego faktu chłopakowi. Brunet, widząc, jak szczęśliwa jest jego gwiazdka, sam nie mógł powstrzymać się od emanowania dobrym humorem. Także on w natłoku tego wszystkiego stracił poczucie czasu oraz miejsca i wyzbył się wszelkich planów na dziś. On i Ciel istnieli w tej chwili, w tym jednym, krótkim momencie, który straci swój urok, gdy obaj pójdą spać. Warto więc było czerpać ile wlezie, póki urok chwili trwał i im obu umilał wyczekiwany przyjazd do Nowego Jorku.
Po kilku minutach przyglądania się, Sebastian w końcu się otrząsnął i podszedł do chłopaka, stając naprzeciw niego z delikatnym uśmiechem na ustach. To ich noc, ich mieszkanie, ich nowe, wspólne życie, które miało być znacznie bardziej udane od tego, jakie wiedli niegdyś w samotności. Tak więc gdy Ciel uniósł głowę i utkwił wzrok dwukolorowych tęczówek w swoim ukochanym, ten uśmiechnął się i powiedział coś, co znaczyło więcej niż można sobie wyobrazić, i obaj doskonale zdawali sobie z tego sprawę.

- Witaj w domu, Ciel. - rzekł, podając chłopakowi kubek z kakao.


KONIEC

POKER FACE || SEBACIELOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz