— Oh, Lloyd. Wziąłeś przecież tydzień wolnego. Co cię tu sprowadza?
Coraz bliżej...
Dzisiaj chcę skończyć z pracą. I tak nie lubiłem. Chciałem tylko mieć zajęcie, żeby pokazywać się w domu najmniej, jak tylko się dało.
Teraz kiedy zostało mi ostatnie kilkadziesiąt godzin, zamierzam do końca swojego życia czuć się jak wolny ptak. Zwierzę bez umowy wiążącej go z określonym miejscem.
— Zwalniam się — rzucam oschle. — Jest ktoś w gabinecie?
Zauważam, że twarzy bruneta zaskoczenie. Zaskoczony wplątuje palce w czarną grzywkę, układając ją, a potem poprawia kucyka. Cole jest zdecydowanie starszy ode mnie, w tamtym roku skończyć studia, których ja nie dożyję, a mimo to jego twarz wygląda młodo, jak u licealisty.
Ja nie dożyję nawet zakończenia szkoły.
— Chyba Wu jest.
Chryste. O wiele bardziej wolałbym, żeby to Okino zerwał ze mną umowę o pracę. Wu jest moim wujkiem, po śmierci ojca starał się naprawdę ważną osobą w moim życiu. I zacząłby zaraz swoje głębokie przemowy, albo zacząłby wypytać mnie o powód, dla którego chciałbym rzucić pracę.
— To chyba załatwię tę sprawę w poniedziałek — kłamię, bo w poniedziałek po południu już nie będzie mnie na tym świecie. — Idę na salę.
Poprawiając torbę ze strojem kieruję się do szatni. Przebieram się i od razu wkładam słuchawki w uszy, żeby nikt mnie nie zaczepiał.
Mój wujek uwielbia sport, dlatego wraz ze swoim przyjacielem wiele lat postanowił stworzyć szkołę walki, które sam ćwiczy od małego wraz z moim ojcem. A potem tę samą miłość do sportu zaszczepili mnie. I choć nie trenuję walki od śmierci taty, to wciąż staram się ćwiczyć boks, bo to jedna z tych rzeczy, których nauczył mnie sam. Uwielbiałem, kiedy zamykaliśmy się w sali na nawet kilka godzin i krok po kroku pokazywał mi ruchy i pozwalał walić worek. Choć przypuszczam, że nigdy nie puściłby mnie na sparingi. Sam nigdy nie brał udziału w walkach i z pewnością też nie chciałby, żeby ktoś zrobił mi krzywdę.
Dlatego zrobię ją sobie sam. Już za niedługo.
Uderzam w worek już po raz kolejny, skupiając się na trzymaniu gardy i odpowiednich pozycjach, kiedy czuję, jak ktoś łapie mnie za ramię. Zaskoczony gwałtownie odwracam się i nie wiele brakuje, żebym przyłożył swojemu wujkowi lewego sierpowego. Mężczyzna o jasnych włosach, podobnie jak moje, robi na szczęście szybki unik.
— Wujku! — zaczynam, wyciągając słuchawki z uszu i zawieszam je wokół szyi, zupełnie jak niektórzy pętle. — Przestraszyłeś mnie.
— Nie miałem takiego zamiaru — odpowiada spokojnie.
Zawsze jest spokojny, a jego głos poważny. Chyba nigdy nie pamiętam, żeby się denerwował. Odkąd pamiętam wygląda na opanowanego. Może toczył wewnętrzne walki z demonami w swojej głowie. Może to był też jego sposób na radzenie sobie po stracie swojego jedynego brata.
Moim takim sposobem po wielu latach od tego wydarzenia będzie samobójstwo. Przynajmniej nie będę musiał oglądać niektórych mord codziennie w szkole.
— Nie miałeś brać przypadkiem wolnego? Wracasz w poniedziałek.
Nie, wujku — kusi mnie, by powiedzieć — dzisiaj jest ostatni dzień, kiedy tu jestem. Jutro mam inną misję do wykonania.
Jutro muszę porozmawiać z Akitą.
— Musiałem się odstresować po całym tygodniu — odpowiadam, klepiąc dłonią w worek, co musi wyglądać naprawdę zabawnie, bo wciąż mam na sobie rękawice bokserskie. — Wiesz, kartkówki, sprawdziany, to naprawdę ciężka sprawa.
Powiedziałem, że cały następny tydzień mam zawalony sprawdzianami, czy innymi pracami, więc nie mogę pojawiać się w pracy, bo muszę się uczyć. Nie przeszło mi nawet przez myśl, żeby powiedzieć, że przeżywam właśnie ostatni tydzień swojego życia. A on nie ma o tym pojęcia. Nawet matka nie ma o tym pojęcia. Jaki wszedłem do mieszkania, zostawić plecak i zabrać torbę, ona znów wyglądała jakby żyła w swoim własnym świecie i nie mogła skojarzyć nawet podstawowych słów. I choć z początku naprawdę się o nią martwiłem, straciłem już wiarę, że będzie normalnie.
No, chyba że po skoku jest lepszy świat, gdzie wszystko jest normalne. Bardzo bym tego chciał. O niczym innym nie marzę, jak o normalności, którą odebrano mi tak szybko.
— Oh, rozumiem. Nie przeszkadzaj sobie. Jakbyś czegoś chciał, będę w biurze.
I właśnie dlatego nie oszalałem wcześniej. Bo Wu był zawsze, kiedy go potrzebowałem, bo on nie pozwolił mi zwariować szybciej, niż było to konieczne. Jednak teraz go nie potrzebuję, teraz musi zająć się moją mamą, która od samego początku odtrącała swojego szwagra.
— Wujku — zaczynam, kiedy mężczyzna chce odejść, ale słysząc mój głos od razu się zatrzymuje i odwraca w moją stronę. — Mógłbyś wpaść do nas w sobotę. Jak tylko usłyszysz o czymś w wiadomościach, albo dostaniesz telefon. Nie będzie mnie wtedy przy mamie, a może bardzo potrzebować kogoś obok.
— Lloyd? Co ty kombinujesz?
— Nic takiego — kłamię — Po prostu do nas przyjedź. Zobaczymy się w poniedziałek.
A potem z uśmiechem znów zakładam słuchawki.
Wujku Wu, wiem, że nie czytasz w myślach, ale i tak; dziękuję ci za bycie moim Aniołem Stróżem. Byłeś najlepszy.
Ale czasami nawet najlepsi sportowcy ponoszą porażki.
Niech opieka nad moją mamą będzie dla Ciebie drugą rundą.
CZYTASZ
𝓞𝓼𝓽𝓪𝓽𝓷𝓲𝓮 7 𝓭𝓷𝓲 𝔃 𝔃𝔂𝓬𝓲𝓪 𝓛𝓵𝓸𝔂𝓭𝓪 𝓖𝓪𝓻𝓶𝓪𝓭𝓸𝓷𝓪
FanfictionOd tygodnia nosiłem przy sobie sto militaria wódki i cały listek tabletek nasennych. Sprawdziłem jak wejść na najwyższy w mieście budynek. Co jak co, ale przygotowałem się do swojego samobójstwa. Zostało mi tylko jedno - ostatnie siedem dni życia. ...