Rozdział 10

5 2 0
                                    

Nikt nie wiedział, ile potrwa naprawa auli. Minęły już trzy dni a mi to zleciało jak mrugnięcie okiem. Dzienne dopatrywanie moich ,,podopiecznych,, z których praktycznie został tylko nadmuchany Adam ułatwiało mi niemyślenia nad zdrajcą. Rany na jego plecach wyglądały coraz lepiej, uszkodzona skóra już się zasklepiła a poza tym miał jeszcze parę pęcherzy. Pielęgniarka pozwoliła mu już chodzić na lekcję dzięki czemu stał się mniej marudny. Musiałam teraz do niego chodzi także i rano, aby pomóc mu zabandażować skaleczenia.

Był wczesny poranek. Zmierzyłam właśnie ku pokojowi Adama już któryś raz w tym tygodniu słyszałam jak nauczyciele wciąż rozmawiają o zdrajcy, lecz niczego ciekawego nie usłyszałam, ale dziś...
- To musiał być uczeń! - krzyczał szeptem jak zwykle Konner- wszyscy nauczyciele byli na swoich miejscach sprawdzałem kamery! Tak jak mówiłem to uczeń!
- Przecież nie będziemy oskarżać po kolei każdego ucznia- protestował starsza nauczycielka historii
- Nie, ale zacząć ich podsłuchiwać. Takich akcji nie można zaplanować w pojedynkę, czyli jest ich więcej, czyli muszą o tym rozmawiać.
- Nawet jeśli tak to, nie włożymy każdemu uczniowi mikrofonu- bulwersowała się pani z angielskiego.
- Nie, ale takie sekrety nie mówi się na korytarzu tylko w ustronnym miejscu jakim jest toaleta lub pokoje internatowe- mówił
- Rzeczywiście zacznijmy podsłuchiwać uczniów w toaletach i icg prywatnych pokojach- w głosie nauczycielki usłyszałam, że zaczyna tracić cierpliwość.
Odpowiedziała jej cisza.
- A macie jakiś lepszy pomysł? - spytał.
W tym monecie usłyszałam otwieranie drzwi z sali, gdzie spali uczniowie. Szybkim krokiem ruszyłam do pokoju Adama nie chcąc zostać przyłapana na podsłuchiwaniu (po raz kolejny).

W pokoju go nie było. Rutynowo podeszłam do blatu pod ścianą po przeciwnej stronie drzwi i zaczęłam wyciągać z szafek potrzebne bandaże i leki.
Po kolei eliminować podejrzanych. Najpierw przejrzałam tych co kojarzę z starszych klas.
Wera? I jej trio?
Na pewno nie, prędzej poszła by na zajęcia nie umalowana niż spojrzała by bezkształtnemu w oczy - rozmawiałam, że sobą w myślach, gdy zobaczyłam przed oczami jak Weronika wpada w panikę na widok jednego z nich, uśmiech sam wkradł się na twarz.
Zadumana i uśmiechnięta zaczęłam szykować bandaże na stole.
Dobra kogo mamy dalej... W tym monecie wszedł Adam.
ADAM.

Potrafi z nimi skutecznie walczy, nikt nie wie żadnych konkretnych informacji na temat jego przeszłości, jest dziwny gburowaty i tajemniczy, na oku ma przepaskę może nie od bitki, ale oko mu się już przewróciło lub zaczęło się ślimaczyć jak rana.
Miał podkrążone oczy jakby całą noc nie spał, granatowy T-shirt był pognieciony a bluza była zniszczona i pobudzona. To musi być on!
Ta myśl mnie sparaliżowała.
- Dzień dobry? - powiedziała widząc moją osłupiałą minę.
-Gdzie byłeś? - zapytam nie zwracając uwagi na jego przywitanie, ostrzej niż zamierzałam.
- Pomagasz mi zagoić rany a nie mnie przepytywać - odgryzł
- Jak wracasz w takim stanie to chyba mogę wiedzieć, gdzie się szlajasz - spojrzał na mnie wymownie jakby nie miał pojęcia o jaki stan mi chodzi. Odpuściłam- Siadaj - wskazałam stół na środku pokoju. Chciałam uniknąć niepotrzebnych rozmów i jakiegokolwiek kontaktu.
Skoro, on im pomaga to, dlaczego pomógł mi w tedy po balu?
Pewnie miał nadzieję, że będzie większa widownia i oczyści się z jakichkolwiek zarzutów, bo wiedział, że wcześniej czy później zacznie coś podejrzewać. Myślał też, że zgodnie z moją kobiecą naturą zaraz cała szkoła się dowie. No tu akurat się przeliczył. Te same powody sprawiły, że może i nawet specjalnie dał się przygnieść.
- ogłuchłaś?!- podskoczyłam na dźwięk jego głosu.
- słucham?
- zadałem ci pytanie...
- to je powtórz.
- powinnaś być skupiona, gdy opiekujesz się rannymi, mogłem właśnie wypowiedzieć ostatnie słowa albo zemdleć- albo mnie zabić dla bezkształtnych.
- niestety nic takiego nie nastąpiło- powiedziałam- zdejmij bluzkę.
Chwilę się zawahał jakby chciał coś powiedzieć, ale wykonał polecenia, parę razy stęknął i widziałam, jak zaciska szczękę. Prawie zrobiło mi się go szkoda. Wzięłam porcje maści i postarałam rakami by ją ogrzać. Nabrałam już trochę wprawy i dopiero co przestały mi się trząść ręce, a teraz wróciło, że zdwojoną siła, ale to tym razem ze strachu.
Pomimo wyglądu jego ubrań poparzenia leczyły się świetnie.
- Po lekcjach też będziesz mnie teraz nawiedzać? - znowu podskoczyłam z przestrachem powinnam bardziej uważać- ty się mnie boisz - zadrwił. Na co ja prychnęłam. Nie bałam się go, ale tego z kim pracuje i co chce zrobić.
- Niby dlaczego?
- Niby dlatego że jak tylko się odzywam odskakujesz jakbym był żywym ogniem, który cię oparzył.
- zamyśliłam się.... Nie, przyjdę dopiero wieczorem. Po kiwał głową.
Zaczęłam go bandażować. Chcąc ułatwić mi ułatwić zadanie podniósł ręce. Rozważałam chodzenie do około niego, ale postanowiłam, że nie może być tak wielki abym nie mogła go objąć. Starałam się go w miarę dotykać, brzydził mnie, nie ma pojęcia, jakie wirusy i bakterie ma na sobie. Po zakończeniu mojej pracy na jego brzuchu było widać więcej bandaży niż skóry. Starałam się, aby nie było za ciasno, ale chcąc by wytrzymał cały dzień musiałam go trochę zacisnąć.
- Gotowe - powiedziałam i odwróciłam się, aby spakować apteczkę. Musiałam trochę to przeciągnąć alby mieć pewność, że potrafi sam się ubrać (nie chce dostać minusów z przedmiotu z powodu źle wykonywanej pracy). Gdy tylko upewniłam się, że sobie radzi wystrzeliłam stamtąd jak z procy.

Szybko odnalazłam Olafa chwyciłam go za łokieć i szukałam Kasi i Gabrysi. Protestował tylko chwilę, dopóki nie spojrzał mi w oczy i już wiedział, że mam poważne wieści. Dziewczyny siedziały pod klasa, gdy tylko nas zobaczyły wystarczyło by lekko skinęła głową one już zrozumiały.
Wprowadziłam ich na mniej używany korytarz i usiedliśmy w wnęce.
Widząc ich podejrzane i zniecierpliwione miny szybko zaczęłam opowiadać co usłyszałam od nauczycieli a następnie o moich podejrzeniach. Żadne z nich nie znało Adama i nie mogli go oskarżać, ale powiedzieli, że jeżeli jest naprawdę tak jak mówię (a jest) to rzeczywiście trochę w tym racji.

Siedziałam z Olafem na stołówce i rozmyślałam o tym, gdzie mógł być dziś rano Adam.
- Co masz zamiar z tym zrobić- zapytał Olaf, widząc moje nie zrozumienie dodał- dalej będziesz go leczyć?
- A mam inny wybór?
Była przerwa obiadowa więc dookoła nas było tłoczno i gwarno, więc mogliśmy bez obaw na spokojnie porozmawiać.
- Nie wiem może komuś to zgłosisz?
- Jeśli to zrobię okej złamią Adama, ale jego wspólnicy zostaną i będą mogli się zemści- oparłam głowę o stół próbując zebrać myśli. Od rana widziałam mojego ,, podopiecznego,, zaledwie kilka razy, ale za każdym razem miał pełna obsadę więc nie mogłam się wystarczająco blisko podkraść by coś usłyszeć i myślę też, że nie mówił by jakiś ważniejszych informacji w takim tłumie.
- Co tak siedzicie ktoś umarł? - dosiadła się radosna jak zawsze Kasia a po niej Gabrysia.
- Zastanawiamy się czy na pewno będzie dobrym pomysłem, aby Fela dalej spoglądała Adama - odpowiedział za mnie Olaf
- Oczywiście dzięki temu mogłabyś go jakoś przepytywać lub dowiedzieć się czegoś- mówiła Gabi. Kasia zaczęła energicznie kiwać głową popierając ten pomysł.
- Jak coś zawsze mniej przy sobie komórkę- pocieszył mnie Olaf kładąc mi rękę na ramieniu.
Przerwa dobiegła końca i wspólnie ruszyliśmy na zajęcia polskiego.
- Moi drodzy - zaczęła pani Wanda - chciałabym, aby wasza wiedzą na temat literatury polskiej wzrosła a słownictwo stało sie....hmm... no cóż ładniejsze, aby wasza wiedzą językowa się poprawiła i abyście docenili polskie dzielą literatury. Dlatego postanowiłam założyć kółko czytelnicze dla chętnych, lecz muszę zaznaczyć, że będzie ono brane do oceny końcowej.
W klasie zaczęły się szepty. Olaf kiwał mi głową na co odpowiedziałam tym samym też sam znak uczyniłam z Kasią i Gabrysią. Co oznaczało, że cała nasza paczka wybiera się na to kółko.
- Wywieszę na tablicy listę ten kto chętny niech się wpisze- zakończyła nauczycielka i zaczęła lekcję.

Właśnie czekam w kolejce, aby się zapisać na owe kółko za moich pleców wyrósł nagle Szymon.
- Słuchaj niezręcznej wyszło z tym balem- zaczął z pełnej rury - no wiesz ktoś wniósł jakiś alkohol mówił, że bardzo słaby a okazało się, że to jednak trochę kopało. Nie myśl, że czegoś oczekuje, ale poprosi chyba nie widzę sensu abyśmy byli do siebie wrogo nastawieni. No nie chcę mieć za wrogów tych których nie muszę. To jak?
Chwilę milczałam. Teoretycznie nie zrobił nic złego oprócz tego, że był bardzo nachalny do tego był pod wpływem.
- Okej - odparłam po chwili - ale nie spodziewaj się wylewnej przyjaźnij i uważaj już co pijesz i panuj nad sobą - dodałam.
- Dzięki dzięki dzięki!- cieszył się jak mały chłopczyk a potem mnie przytulił aż poczułam wszystkie moje kości. Odwzajemniam uścisk, ale tylko na chwilę.
Akurat przyszła moja kolej szybko się wpisałam i poszłam odnaleźć przyjaciół.
- Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha - zadrwił Olaf
- Pogodziłam się z Szymonem
Wszyscy doskonale wiedzieli, że nie przepadamy za sobą, ale nie wiadomo, dlaczego. My sami do końca chyba nawet też.
- WOW! To dobra nowina, brawo! - świergotała Kasia.
Nie wiedziałam co o tym wszystkim sądzić siedziałam z beznamiętnym wyrazem twarzy do końca przerwy i rozmyślam, czy kryje się za tym coś więcej. 

BezkształtniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz