Rozdział III

429 26 1
                                    


   Z rozmachem otworzyłam drzwi prowadzące do pałacu Westminsterskiego, wcześniej jednak mijając pilnujące dworu straże. Napięcie jakie mi towarzyszyło, rosło z każdym kolejno minionym krokiem.

   I gdy tylko przekroczyłam próg mojego domu, przez szeroki korytarz spowity pół mrokiem w moim kierunku podążała doskonale znana mi sylwetka mojej matki.

   Przełknęłam nerwowo ślinę, czując na sobie jej palące spojrzenie, a myśli o łotrze natychmiast odeszły w kąt. Innymi słowy miałam przechlapane.

   Kasztanowe włosy okalające jej smukłą twarz wirowały w postaci długich loków, które podążały za nią jak zaklęte. Natomiast błękitne oczy przyjrzały mi się dobitnie. W tamtej chwili nie mogłam wypowiedzieć chociażby słówka na swoją obronę.

   Hilda (Hildegarda, imię oznaczające "walka") zacisnęła usta w wąską linię, a szczęka kobiety drgnęła niepewnie, gdy w pośpiechu szarpnęła za rękaw mojej sukni, a następnie pociągnęła za sobą w głąb korytarza. Nawet się nie miotałam, bo gdy tylko przekroczyłam bramy dworu doskonale wiedziałam jaki los mnie czeka.

   W oddali nie dosłyszałam się żadnych szmerów, ani rozmów co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu jak późna jest już godzina. Sapnęłam jedynie, gdy dotarłyśmy do szerokich schodów prowadzących na wyższe piętra, a ja zahaczyłam nogą o jeden ze stopni i prawie straciłabym drogocenną równowagę, gdyby nie to, że moja rodzicielka tak kurczowo trzymała mnie w swojej szczupłej dłoni.

   – Mamo... – Jęknęłam, kiedy jej wzrok wciąż utkwiony był przed widokiem na przeciwko. Wiedziałam, że jej milczenie to tylko cisza przed burzą.

   Długa, fioletowa suknia zdobiąca jej krągłe kształty kołysała się na boki kiedy w pośpiechu kierowałyśmy się w stronę mojej komnaty. Natomiast wysokie szpilki co chwila wydawały z siebie charakterystyczny łoskot. Wypuściłam powietrze z ust w geście rezygnacji, gdy w tej samej chwili zostałam siłą wepchnięta do środka pomieszczenia.

   Nigdzie nie dostrzegłam mojej służki, więc pewnie już dawno spała w swoim pokoju.

   Drzwi w mgnieniu oka zatrzasnęły się za nami, a jedynie słabe światło lamp na zewnątrz dawało nikłą poświatę we wnętrzu komnaty. Odruchowo przyjęłam pozycję obronną, widząc zarysy zmarszczek na czole mojej matki.

   Mimo wszystko kobieta nie zwróciła na to uwagi, a jej dłoń w mgnieniu oka powędrowała do góry z ledwo słyszalnym świstem. Następnie z głośnym trzaskiem wylądowała na moim lewym policzku, powodując na nim nie małe zaczerwienienie. Syknęłam cicho z rozchodzącego się na mojej skórze bólu, a z pod moich powiek uciekło kilka samotnych łez.

   – Powinnaś dostać takie lanie, że przez tydzień nie usiedziałabyś na krześle, ale ze względu na to, że niedługo wychodzisz za mąż nie będę robić ci wstydu przy księciu. Po za tym jak ty wyglądasz?! Na kilometr cuchnie od ciebie obcymi ludźmi, ile razy mówiłam ci abyś się nie szwędała wśród plebsu?! – Każde zdanie zaimpretowała głośno i dobitnie, a ja słuchałam jej z wyraźnym poczuciem winy. – Masz nie wychodzić ze swojej komnaty aż do odwołania moja droga, inaczej porozmawiamy w bardziej konsekwentny sposób.

   Zmarszczyłam brwi zaskoczona i zacisnęłam szczękę w konsternacji, następnie uniosłam głowę patrząc wprost w jej gniewne tęczówki.

   – Co książę Elron ci powiedział? – Zapytałam cicho.

   – Że uciekłaś z jakimś mężczyzną, ale z tego co widzę trzymasz się świetnie! Pewnie znowu byłaś w tej cholernej karczmie, ile razy mówiłam ci, że masz nie spędzać czasu z tym pospólstwem?!

Dama i Łotr ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz