Rozdział 30

117 8 28
                                    

Od ostatniego wydarzenia minęło trzy tygodnie, od tego czasu wychodzę tylko na dwór ze Snico, a jest lato, są wakacje. To wydarzenie zniszczyło mnie totalnie, nigdy nie byłam jeszcze w takim stanie. Kolejny raz mu zaufałam, a on mnie zostawił. Nie odbiera, nie odpisuje, nie ma go w domu, zniknął, zostawił mnie samą po prostu od tak jakbym już dla niego nie istniała. Ból, który towarzyszy mi do dziś jest nie do zniesienia, nigdy się tak nie czułam, nie mam siły nawet płakać. Patrzę na zegar i widzę godzinę trzynastą, chyba czas co zjeść bo ostatni raz jadłam dwa dni temu. Schodzę na dół parzę kawę i robię sobie tosty, do domu wchodzi Landon. Łapie z nim chwilowy kontakt wzrokowy, ale szybko się odwracam. Nie mam ochoty z nikim rozmawiać, patrzeć się na osoby, które mi go przypominają, bo to cholernie boli.

- Zoey wiem że do nikogo się nie odzywasz, ale my chcemy ci pomóc, być przy tobie - mówi.

Do moich oczu znowu napływają łzy.

- Landon do cholery kurwa, nawet nie wiesz jak to boli, czuję jakbym straciła najważniejszą osobę w moim życiu, zostawił mnie kiedy ja byłam z nim w jego najtrudniejszych decyzjach, a on nie potrafił zrozumieć mnie! - wykrzykuję. - I wiesz co, masz rację nie mogę o nim myśleć, a co za tym idzie patrzeć na ten dom, na miasto, na was.

- Co masz na myśli? - pyta.

- Czas opuścić to miasto, wylatuję w przyszłym tygodniu do Bostonu - informuję i wymijam go.

Wchodzę znowu do swojego pokoju i zaczynam robić porządki. Nie mogę trzymać rzeczy, które mi o nim przypominają, wyrzucam wszystkie podarunki od niego, wszystkie zdjęcia które sprawiają że mam ochotę płakać. Wkładam do worka wszystkie jego ubrania, które mu ukradłam. Wyrzucam całą moją szafę, nie chcę widzieć żadnych moich ciuchów, które on uwielbiał. Pozbywam się wszystkich moich ubrań, bielizny, czas na nowe życie Zoey.

Nakładam na siebie jakieś dresy i bluzkę od mamy, ubieram jeszcze na swoje stopy białe conversy i wsiadam do samochodu rodzicielki. Sprawdzam jeszcze czy wszystko mam i ruszam do galerii handlowej. Kiedy jestem na parkingu ruszam do sklepu, kupuję pięć par jeansów, różne bluzki, koszule i bluzy. Biorę jeszcze cztery sukienki, dwie pary szortów. Kiedy kupiłam już wszystko z ciuchów idę do sklepu z bielizną i kupuję siedem kompletów, dodatkowo biorę jakieś majtki okresowe. Następnie kiedy wszystko mam kieruję się z moimi zakupami do samochodu i wkładam wszystkie rzeczy do bagażnika.

- Zoey - słyszę za sobą. Odwracam się i widzę moje przyjaciółki. - Co ty wyprawiasz?

- Jestem na zakupach - rzucam.

- Wiemy od Landona, że wyrzuciłaś wszystkie rzeczy - zaczyna Rach. - To prawda, że wylatujesz do Bostonu w przyszłym tygodniu?

- Nie chcę gadać - proszę.

- Nie odzywałaś się do nas przez trzy tygodnie, codziennie stałyśmy pod twoimi drzwiami żebyś nas wpuściła, mam już dosyć tego Zoey, zerwanie to nie koniec świata - odpowiada blondynka.

- Myślisz, że tego chciałam? Potrzebowałam was i to bardzo, ale nie chciałam was widzieć, bo przypominacie mi go - odrzekam. - Kocham was i jestem za wszystko wdzięczna, ale ja nie mogę.

Nie mogę dłużej patrzeć na nie, pomimo tego jak ważne są dla mnie, to ja nie daję rady. Znowu mnie to wszystko wyniszcza psychicznie, nie byłam na to wszystko gotowa, nigdy nie jest się gotowym na takie świństwo.

- Zostawiasz swoje przyjaciółki, które zawsze były przy tobie, bo nie możesz się pogodzić z zerwaniem? - dopytuje Rosa. - Jesteś pieprzoną egoistką, myślisz tylko o sobie.

- Myślisz, że to nas wcale nie boli Zoey? - po policzku blondynki spływa łza. - Chcesz stracić jedyne osoby na których możesz polegać?

- Wiecie, że to nie tak. Ja po prostu jestem na to wszystko za słaba - zaczynam płakać.

Nienawiść nie zna granicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz