Rozdział 31

134 9 21
                                    

Kiedy jestem już prawie na miejscu, ktoś mnie łapie za rękę, zanim zdążyłam się odwrócić i zobaczyć kto to przed moimi oczami pojawiły się mroczki, a następnie ciemność.

***

Budzę się z ogromnym bólem głowy, przed sobą widzę tylko ciemność, chcę się ruszyć pomimo bólu jaki mi towarzyszy jednak ani rusz bo mam na ręku kajdanki i jestem do czegoś przywiązana. Próbuję sobie uświadomić co się stało, ale jedyne co pamiętam to  jak ktoś mnie złapał przed lotniskiem za rękę. Co się ze mną stało  i gdzie jest Snico?

- Halo jest tu ktoś?! - wykrzykuję, ale nie słyszę odpowiedzi. - Czy ktoś mnie słyszy?!

Słyszę powoli zbliżające się kroki, nagle drzwi się otwierają, a do pomieszczenia dociera światło, widzę zbliżającą się postać.

- Kim jesteś? O co ci chodzi? Co ze mną zrobiliście? - naskakuje z wieloma pytaniami.

- Bądź cicho i grzeczna a nic się ci nie stanie skarbie - łapie mnie za podbródek. Zakleja mi usta i nakłada worek na twarz. Związuje mocno moje ręce i szarpie mnie za ręce tak że wstaję. - Nie baw się z nami.

Mam taką ochotę mu przywalić i zacząć krzyczeć, ale nie chcę pogarszać swojej sytuacji życiowej, nawet nie wiem z kim mam do czynienia i gdzie jestem, nie wiem co się ze mną stało i dlaczego jakiś gość mnie prowadzi w nieznane mi miejsce. Jak zawsze muszę się wplątać w gówno, nawet jako nowa Zoey mam pecha. Mężczyzna ciągnie mnie  za sobą, a ja podążam za nim potykając się prawie o własne nogi. Po chwili otwiera drzwi i rzuca mnie na kanapę, jęczę tylko lekko z bólu.

- Proszę szefie - słyszę tego samego mężczyznę, który mnie związywał.

- To tyle Blake, zostaw mnie z nią - mówi mężczyzna o dosyć niskim głosie, brzmi tak spokojnie, przerażająco spokojnie.

Czuję jak mężczyzna pojawia się przede mną, podnosi mnie z kanapy, a ja odczuwam jak moje ciało styka się z jego, mój oddech jest co raz szybszy, mam wrażenie jakbym miała zaraz dostać zawału. W każdej chwili psychopata, który mnie porwał może mnie zabić. Jedyne na co mogę liczyć to na litość i że to pomyłka. Mężczyzna zdejmuje z mojej twarzy worek oraz taśmę z ust, ale nie potrafię otworzyć oczu, w szkole zawsze nas uczono że nie patrzy się w oczy terrorystom więc lepiej wolę uniknąć jego spojrzenia.

- Możesz otworzyć oczy, nic ci nie zrobię Zoey - mówi, a ja zamieram, on zna moje imię.

Z gulą w gardle otwieram oczy, moje nogi całe się trzęsą ze strachu, ale nie chcę tego pokazywać. Widzę przed oczami czarną koszulkę, boję się unieść twarz do góry, ale robię to pomimo strachu. Przed sobą widzę chłopaka o kilka lat starszego ode mnie, z kilku dniowym zarostem, z malinowymi ustami, piwno zielonymi oczami i bujnymi, czarnymi włosami. Na jego szyi widnieje duży tatuaż smoka. Gdyby nie był moim porywaczem to mogłabym się  nawet w nim zainteresować, ale teraz czuję tylko strach.

- Czego chcesz ode mnie? - ledwo co wyjąkałam to zdanie z ust.

- Nie możesz się mnie bać - unosi mój podbródek kiedy przestałam się na niego patrzeć. - Jestem Alexander Lightwood, ale mów mi Alec.

- Czego ode mnie chcesz? - przegryzam wargę.

- Chcę sprawić, żeby twój chłopak cierpiał tak jak ja cierpiałem - odpowiada. - Zrobię z ciebie maszynę do zabijania innych.

- Olivier nie jest już moim chłopakiem - odrzekam.

No jasne wszystko co mnie złe spotyka to zawsze wina Oliviera, to on jest i zawsze będzie moim życiowym pechem. Czy ja naprawdę muszę cierpieć do końca życia z tego powodu, że go poznałam, że był w moim życiu? Wystarczająco przez niego wycierpiałam, a teraz zostałam przez niego porwana, bo musiałam się w nim zakochać.

Nienawiść nie zna granicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz