(Informacja parafialna! Zmieniłem wygląd okładki bo stwierdziłem, że trzeba nieco odświeżyć to opowiadanie wiem, że nie jest ''perfekcyjna'' ale zrobiona na tyle ile kreator mi pozwolił. Dziękuję za uwagę zapraszam do rozdziału)
Vincent POV.
Otworzyłem oczy krzywiąc się z palącego bólu głowy po czym spojrzałem na stolik gdzie leżą butelki po wódce zapijałem smutki i gniew ale to nic nie dało nadal odczuwam złość, która wczoraj odbiła się na zielonookim wyżyłem się na nim za swój podły nastrój muszę mu to jakoś wynagrodzić ale nie chce pytań z jego strony bo im więcej wychodzi na jaw tym większy czuję stres i złość oraz myśli destrukcyjne. Lepiej by było po prostu zamknąć te pizzerie i nikt by się o niczym nie dowiedział bo za dużo już się dziej, one za bardzo szukają uwagi tego by je usłyszano ale moja w tym głowa by im się nie udało mój syn nie żyje więc one też nie miały prawa by żyć żadne dziecko nie ma prawa żyć skoro los tak łatwo odebrał mojego ukochanego synka, zerknąłem na zdjęcie w ramce gdzie jestem ja, Renata, Terenc i Kenny od wypadku nie mam kontaktu z synem i Renatą chociaż Terenc nie był moim synem Renata mnie zdradziła a ja by ojciec ją nie wydziedziczył wziąłem ojcostwo na siebie i właśnie tak pojawiło się to? Właśnie co? To nawet związkiem małżeńskim nie można nazwać.
-Jebane gówniane życie-powiedziałem przewracając oczami.
Kilka godzin później zjadłem szybkie śniadanie i wypiłem dwa litry wody kac mnie męczy i to w cholerę mocno napisałem szybkiego sms'a do Jeremyego, że mnie dzisiaj nie będzie bo nie czuje się za dobrze cóż nie powiem mu, że mam kaca bo całą noc chlałem jak świnia aż do zezgonowania pewnie wcześniej zarzygałem kibel ale jeszcze tam nie zaglądałem jakoś nie czuje potrzeby chociaż może zimny prysznic by pomógł. Spojrzałem na telefon i zagryzłem wargę nie mam odwagi do niego napisać albo prosić o przyjście lepiej byśmy dzisiaj się nie widzieli bo nie wiem jak wyznać mu te prawdę to co zrobiłem z wściekłości tym dzieciom o tym, że ich dusze szukają zemsty na mnie i nawiedzają moje sny a w pizzeri przemawiają do mnie jest za wcześnie zdecydowanie za wcześnie Scott jest mi zbyt drogi, jest jedyną osobą na jakiej mi zależy i nie chce go stracić przez gorzką prawdę... Jeszcze mam CZAS
Scott POV.
Od Jeremyego dowiedziałem się, że Vincent nie będzie w pracy bo się źle czuje, ale dlaczego nie napisał ani nie zadzwonił do mnie? Czy już mu wszystko jedno co ma być z tą relacją? A może to był tylko sex zabawa tymczasowa ale nie mam zamiaru być zabawką, którą można wymienić boli mnie to bo zakochałem się w nim a on prawdopodobnie mną się zabawił w najlepsze spojrzałem na swoje odbicie w lustrze w toalecie i zmarszczyłem brwi na widoczne zmęczenie na mojej twarzy po czym poprawiłem okulary i wyszedłem z łazienki idąc na główną sale przez to, że Vincenta dzisiaj nie ma muszę pomóc chłopakom na głównej sali bo dzisiaj mamy dużo większy ruch niż normalnie. Oparłem się o ścianę tam gdzie zazwyczaj Vincent stał na zmianie w zacisznym miejscu sali, zerknąłem na animatrony i w tej chwili mnie zdziwiły mnie dziwne ruchy animatronów ich ruchy nie są płynne jak zwykle tylko jakby przyblokowane i ograniczone gdy nagle Freddy wypuścił tak po prostu z łapy mikrofon i upadł twardo na ziemie rozległ się krzyk gości restauracji i rozbłysła panika.
Gdy już uspokoiliśmy gości i poprosiliśmy o przyjście następnego dnia bo musiała wyjść mała usterka w nasze maskotki spojrzałem na zdziwionych dalej chłopaków.
-Jak to cholerstwo samo z siebie puściło mikrofon, który jest przymocowany-powiedział Mike.
-Dobre pytanie Mike albo to jak upadł skoro są umocowane do podłoża-dodał Fritz.
-T....to było dziwne-wyjąkał Jeremy.
-Nie wiem co jest grane z tym cholerstwem to musi wiedzieć tylko Vincent w końcu on zna plany botów i ich mechanikę-odparłem.
CZYTASZ
Pokochaj, zabij, wybacz VincentxScott
FanfictionVincent i Scott są oddanymi przyjaciółmi. Po tragedni, w której zginął synek Vincenta staję się on dziwny. W obowie o przyjaciela Scott chce rozgryźć jego dziwny stan. Niestety pizzeria zostaje zamknięta przez zaniedbanie animatorów. Vincent staję s...