Part XLI

208 6 25
                                    

Obudziłam się poprzez promienie słoneczne, które raziły mnie w oczy. Poczułam na mojej klatce piersiowej czyjąś głowę, więc spojrzałam w tamtym kierunku. Koło mojej piersi spał Vin w samych bokserkach.

Leżał na brzuchu, więc zaczęłam podziwiać jego plecy. Niesamowite jest to ile miał na sobie tatuaży. Całe żebra były w szlaku róż, nie przypuszczałam, że Vin tak lubi ten rodzaj kwiatu. Plecy miał wolne od tatuażów, więc spokojnie można było zauważyć, że spędza dużo czasu na siłowni, tylko kiedy? Cały czas pracuje i jeszcze znajduje czas na siłownie?

Złapałam delikatnie jego głowę i zdjęłam ją z mojej piersi zahaczając o sutek na co sapnęłam cicho. Starałam się bezszelestnie wydostać z pokoju, ale kiedy wstałam poczułam ponowne pociągnięcie na łóżko.

Spojrzałam na Vin'a, który szczerzył się jak głupi do sera tak dobitnie, aż poczułam wypieki na policzkach.

-Jak się spało? - zapytał zachrypniętym głosem, a ja poczułam mocne pulsowanie w kobiecości. Co się dzieje?

-Bardzo dobrze - przyznałam kładąc się na brzuchu starając się zasłonić swoje piersi. -A tobie? - zapytałam.

-Wyśmienicie, bo wreszcie spałem z tobą - przyznał, a ja poczułam kolejną falę rumieńców. Odgarnął moją grzywkę na bok i uśmiechnął się radośnie. Nigdy nie widziałam go takiego szczęśliwego.

-Co byś zjadł na śniadanie? - zapytałam.

-Chyba na obiad - przyznał ze śmiechem, a ja popatrzyłam na zegar ścienny.

Od razu zerwałam się z łóżka kiedy zobaczyłam, że jest 13. Wybiegłam z pokoju i wróciłam do siebie. Ubrałam na siebie normalne ubrania. Założyłam na siebie dłuższą koszulkę z krótkim rękawkiem i do tego legginsy. Ropuściłam koka i złapałam za szczotkę. Rozczesałam kołtuny i zaplotłam włosy w warkocza.

Zrobiłam makijaż i psiknęłam się perfumami. Na odchodne nałożyłam na stopy skarpetki i zbiegłam na dół. Ruszyłam do holu i założyłam snickersy. Zeszłam na dół, a w garażu stał Vin z rękami skrzyżowanymi na klace piersiowej.

-Jedziemy? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się i potwierdziłam głową.

Wsiadłam do środka i zapięłam pasy. Vin puścił jakąś muzykę w radiu, a ja cieszyłam się słonecznym dniem i jego obecnością obok.

Jak dojechaliśmy pod szpital ruszyłam szybkim tępem do windy i wjechaliśmy na 2 piętro. Weszłam do sali gdzie wczoraj leżał Ben i zobaczyłam, że łóżko jest zaścielone. Szybkim krokiem wróciłam się i zapukałam do pokoju lekarskiego bojąc się odpowiedzi.

-Panie doktorze, gdzie jest Ben? - zapytałam z nadzieją.

-Jego stan o wiele bardziej się poprawił, więc przewieźliśmy go na 1 piętro, leży w tym samym pokoju, co jego narzeczona - przyznał z uśmiechem, a ja odetchnęłam z uśmiechem dziękując. Ruszyłam z Vin'em na piętro niżej, lecz mężczyzna usiadł na krzesełku, które znajduje się na korytarzu. Zmarszczyłam nos i usiadłam obok niego.

-Wszystko w porządku? - zapytałam kładąc dłoń na jego udzie, a on spojrzał na mnie.

-Nie powinienem tam wchodzić - oznajmił chłodno, zadziwiając mnie jego nagłą zmianą nastroju.

-Rozumiem, nie będę długo - obiecałam wstając i wchodząc do sali pukając uprzednio. -Cześć - przywitałam się, a zakochańce oderwały się od siebie.

-Sheila - pisnęła Sophie i podeszła do mnie przytulając się.

-Słyszałem, że podczas mojej nieobecności duchowej miałem ciebie jako sąsiadkę - przyznał Ben poważnym tonem. -Jak się czujesz? - zapytał, a ja machnęłam dłonią.

I Can Be NeedyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz