40 - Niech się dzieje, co chce

798 45 1
                                    

Gdy Harry się obudził, leżał sam w łóżku i ku jego uldze, Snape'a nigdzie nie było widać. Wstydził się, że się tak załamał i że teraz Severus o wszystkim już wie. W pewnym momencie nawet zaświtała mu myśl, że Snape mógł o wszystkim powiedzieć jego przyjaciołom. Gdy poderwał się z łóżka, zauważył dziwny ciężar na swojej ręce. Spojrzał na dół i zobaczył Issaę owiniętą wokół jego przedramienia. Patrzyła na niego wzrokiem, który mógł jedynie mówić „Czy wszystko w porządku?".
— Issaa... kiedy tutaj weszzłaśś? — zapytał węża, siadając z powrotem na łóżku.
— W nocy. Byłeś wssstrząśnięty, panie, więc nie chciałam ci przeszzzkadzać.
— Gdzie byłaśś przez ten cały czasss? Martwiłem ssię.
— Jessst cośś, o czymśś powienieneśś wiedzieć, panie. Szzkoła jessst...
Issai przerwało pukanie w drzwi sypialni i głos zza nich, wołający Harry'ego po imieniu.
— Tak? — zawołał ostrożnie chłopak.
— Twoi przyjaciele nie chcą wyjść bez jakiś wyjaśnień. Jest już prawie noc, bylibyśmy bardzo wdzięczni, gdybyś ich spławił, żebyśmy mogli spać — powiedział Snape, przeciągając samogłoski. Był wyraźnie zirytowany postawą przyjaciół Harry'ego.
Chłopak przygryzł wargę i kiwnął głową, po czym zorientował się, że Snape nie mógł tego zobaczyć i powiedział:
— Zaraz wyjdę.— Spojrzał na Issaę, która miała wężową wersję poirytowania na pyszczku. Uśmiechnął się przepraszająco. — Przepraszzam, Issao... wygląda na to, że muszzę iśśść cośśś wyjaśśśnić... czy to może poczekać?
— Sssądzę, że tak, panie. Ale to nie powinno za długo czekać.
— Najpierw muszzę porozmawiać z moimi przyjaciółmi. Porozzmawiamy zzarazz po tym, dobrze?
— W porzządku.
Harry pozwolił Issai spełznąć z jego ręki na łóżko, po czym wstał, wygładził ubranie i spróbował uczesać swoje włosy. Zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę usiłuje opóźnić rozmowę z przyjaciółmi. Nie wiedział, co im powiedzieć, szczególnie Draco. Nie miał pojęcia, co im powiedzieć. Wziął głęboki oddech i wszedł do salonu.
Od razu zdał wiedział, że to nie będzie proste. Draco i Snape stali tak daleko od siebie, jak tylko było to możliwe. Snape stał tuż przy drzwiach do sypialni, więc Draco wybrał miejsce przy drzwiach prowadzących do lochów. Remus siedział na kanapie, Ron i Hermiona stali skrępowani pomiędzy Snapem i Draco, na środku pokoju. Gdy wszedł, wszyscy się odwrócili w jego stronę.
Snape zaoferował pomoc, ale Harry płochliwie odszedł i usiadł na kanapie, obok Remusa. Teraz potrzebował otuchy i cichego wsparcia mężczyzny, któremu mógł ufać, na którym mógł polegać.
— Cześć wszystkim — powiedział słabym głosem, gdy już usiadł.
Draco popatrzył na niego gniewnie:
— Co się stało, Harry? Co zrobił ci Seamus?
Hermiona rzuciła krzywe spojrzenie ku Draco, zanim zwróciła się do Harry'ego:
— Harry, możesz nam zaufać. Proszę, powiedz nam, co się stało. Jesteśmy po twojej stronie.
Harry rozejrzał się, uważnie unikając przenikliwego wzroku Snape'a. Ostatecznie zatrzymał się na Draco i przemówił obojętnym tonem:
— Seamus dogonił mnie na korytarzu, gdy wyszedłem nakarmić Snape'a. Próbował mnie przekonać, że powinienem być z nim zamiast z tobą. Kiedy go odrzuciłem, chciał mnie pocałować. Rzuciłem na niego jakieś zaklęcie i wtedy znalazł nas Remus. Zagroził Seamusowi i przyprowadził mnie tutaj. Potem już nie miałem ochoty wracać na bal i zasnąłem tutaj, z Remusem i Snapem.
— Spałeś tutaj? Z Remusem i Snapem? — zapytał Draco. Tak jak Harry się spodziewał, przyczepił się właśnie do tego.
— No... Remus spał na kanapie... — zaczął niepewnie tłumaczyć, spoglądając w innym kierunku.
Draco zacisnął zęby. Wkurzało go, że ten cały Finnigan znowu dowalał się do Harry'ego, ale w większą złość wprawiało go to, że Harry spał ze Snapem. Harry i Draco w pewnym sensie byli razem, więc nie powinen spać z innym facetem, nawet jeśli ten był jego towarzyszem. Chłopak go zranił i Draco się wściekł.
— Czyli Finnigan się na ciebie rzucił. Znowu. Lupin cie znalazł i przyprowadził do jego komnat, gdzie najpierw nakarmiłeś, a potem spałeś z moim ojcem chrzestnym. Czy coś ominąłem? — spytał powoli, z trudem powstrzymując jad.
Czując, jak ogarnia go wstyd, Harry pokręcił przecząco głową. Tak będzie lepiej. Nie mogę mu dać tego, czego on chce. Nic nie mogę zrobić... Bez powiedzenia mu, nie zrozumie. Tak będzie lepiej. To jest jedyne rozwiązanie — powtarzał sobie Harry.
— Nie, niczego nie ominąłeś — wyszeptał, unikając wzroku Draco.
Hermiona ostrożnie spytała:
— Harry, czy ty tylko spałeś ze Snapem, czy...?
— Czy? — Harry spytał zerkając najpierw na nią, potem na Snape'a, a następnie znowu uciekając wzrokiem.
— O cholera — mruknął Ron pod nosem.
Zapadła cisza, podczas której każdy zastanawiał się nad tym, co powiedzieć. W końcu Draco przerwał tę ciszę:
— Świetnie. W takim razie to wszystko. Cieszę się, że nic ci nie jest. — Odwrócił się, poczekał aż ściana się otworzy i wyszedł.
Hermiona odchrząknęła i spytała:
— Eee, Harry, jesteś pewien, że wszystko w porządku?
Harry kiwnął i rzucił: — Tak, w porządku.
— No dobra... Skoro jesteś szczęśliwy...
— Szczęśliwy? Hermiono, ty żartujesz, no nie? — wtrącił się nagle Ron, spoglądając z niedowierzaniem to na Hermionę, to na Harry'ego — Stary, nie wierzę, że to zrobiłeś. Nie żebym lubił gościa bardziej niż Snape'a, ale Malfoy naprawdę się o ciebie martwił! Nie zauważyliśmy, że nie przyszedłeś, a Malfoy podszedł do nas i powiedział, że wszędzie cie szukał wczoraj wieczorem. Nawet zapytał McGonagall o Lupina. I to on poprosił Hermionę o pomoc w znalezieniu ciebie. Naprawdę się martwił, a ty byłeś tutaj i pieprzyłeś się z profesorem? — spytał z niedowierzeniem i obrzydzeniem.
Harry zbladł. Snape warknął i podchodząc bliżej wycedził gniewnie przez zęby: — Gdybym był panem, panie Weasley, bardzo bym uważał na to, co mówię.
Tym razem nie bojąc się go, Ron spojrzał na Snape'a z lekceważeniem i obrzydzeniem.
— A do diabła z tym, mam już tego dosyć! Tylko bawisz się uczuciami Harry'ego i z jakiegoś dziwnego powodu, on ci na to pozwala! Czytałem o przemocy w związkach, a ty stosujesz tyle przemocy, ile się tylko da! Prawie go zabiłeś!
Snape już chciał się rzucić na Rona, ale Harry krzyknął szybko: — Nie!
Wampir spojrzał na Harry'ego, ledwie powstrzymując chęć zaciśnięcia dłoni na gardle rudzielca.
— Harry, on...
— Nie ważne. Proszę, nie krzywdź go — błagał Harry delikatnie, mimo że był blady i drżały mu ramiona.
Snape zacisnął zęby i kiwnął nieznacznie głową. Zmroził Rona spojrzeniem.
— Nie chciałem was martwić — powiedział spokojnie Harry, odwracając się do Hermiony i Rona.
— Harry, dlaczego pozwalasz mu traktować siebie jak śmiecia, a potem się z nim pieprzysz? — Ron spytał gniewnie.
— Ron, przestań! — zawołała Hermiona.
— Nie! Harry wciąż akceptuje przeprosiny Snape'a i zrzuca to na wampirze instynkty, a ty mu pomagasz w tym cholernym zbieraniu informacji o wampirach! Mam dla was nową wiadomość: nie wszystko można znaleźć w książkach! Wcale nie lubię Malfoya, ale moim zdaniem on jest o niebo lepszy od jakiegoś profesora, który nie dość, że jest wampirem, to jeszcze pracuje dla Czarnego Pana i ma tyle lat, że mógłby być ojcem Harry'ego! — Tu spojrzał najpierw na Snape'a, potem na Harry'ego. — Cały czas jestem twoim kumplem, Harry, ale nie mogę uwierzyć, że tak sobie siedzisz i pozwalasz Snape'owi traktować się jak gówno, gdy komuś innemu naprawdę na tobie zależy!
Po tych słowach również wypadł jak burza z pomieszczenia. Hermiona obserwowała go, jak wychodzi i spojrzała na Harry'ego: — Harry...
— Powinnaś za nim iść— wyszeptał odrętwiały. Gdy Hermiona się zawahała kiwnął głową w stronę drzwi. — No idź. On cię potrzebuje.
— Ale co z tobą?
— Nic... nic mi nie jest. — najwyraźniej znalazł sobie nową mantrę.
— Harry, ty wiesz, że ja nie...
— Wiem, Hermiono. Idź.
Dziewczyna spojrzała najpierw na Remusa, potem na Snape'a i na końcu na Harry'ego. Kiwnęła głową i również szybko wyszła.
Z lekkim drżeniem ramion, Harry wpatrywał się jeszcze w drzwi, nawet po tym, jak już wyszła. Cały czas był blady i mimo że nie płakał, dolna warga mu drżała. Prawie czuł się, jak sparaliżowany. Gdy poczuł, że ktoś delikatnie kładzie rękę mu na ramieniu, strącił ją. Spojrzał na Remusa i wyrzucił: — Nic... nic mi nie jest.
— Harry...
— Nie zwracaj uwagi na ani jedno jego słowo, Harry — wtrącił szorstko Snape. — Inteligencja Weasley'a nigdy nie była godna uwagi.
— Ale on ma rację — powiedział cicho Harry. — Pozwalam ci się wykorzystywać. I przyjmuję potem twoje przeprosiny, słuchając wyjaśnień Hermiony na temat wampirów.
Snape czuł się, jakby ktoś go właśnie dźgnął nożem, czuł ucisk w klatce. Poczuł nieznane uczucie... panikę. — Harry...
— Nie. Nie chcę już słuchać twoich wymówek. Nie chcę... nie chcę już tego — wyszeptał — Wiem, że wcale nie chcesz mnie krzywdzić... taki po prostu już jesteś. Gdybyś był inny, to wtedy nie byłbyś już ty, wiesz? Ale to i tak boli, nawet to, że wiem, że nic się na to nie poradzi. Muszę odpocząć od tego. Rozumiesz, prawda? — Harry spojrzał na Snape'a. — Prawda?
Snape'owi zadrżała szczęka, czuł, że ma ściśnięte gardło. Kiwnął krótko. Oczywiście, że on nie chce mieć ze mną nic do czynienia. Nic dla niego nie zrobiłem. Jest teraz zraniony bardziej, niż kiedykolwiek, a ja tylko pogarszam sprawę. Powinienem po prostu poczekać, kiedy będzie gotowy. — Oczywiście — udało mu się powiedzieć.
— Będę ciebie cały czas karmił i możemy jeść wspólnie posiłki, ale ja... bez fizycznego kontaktu, nic, co nie jest niezbędne. Tylko nacinanie... i cały czas chcę, byś mnie nauczył wszystkiego, co wiesz o czarnej magii... Może i czuję się źle teraz, ale wojna cały czas trwa i wiem, że wszyscy liczą na mnie, więc... Cały czas mam jeszcze dużo do nauczenia się, jeśli mnie będziesz uczył.
Zawsze bohater. Dlaczego dla odmiany, nie pozwoli komuś innemu wykonać tej roboty? Czy on zawsze musi być bohaterski? Snape poczuł nagłą ochotę pójścia i zabicia Voldemorta własnoręcznie po to, by uchronić Harry'ego przed cierpieniem, przez które bez wątpienia będzie musiał przejść. Ale dobrze wiedział, że jest to niemożliwe. Gdyby potrafił zabić Voldemorta, zrobiłby to wieki temu, zanim sprawy miałyby szansę zajść tak daleko. Tak, Snape zagrałby rolę bohatera, gdyby to uratowało Harry'ego. — Oczywiście — powtórzył.
Harry ponownie kiwnął głową i spojrzał na Remusa, który nic nie mówił, i któremu wystarczało samo obserwowanie.
— Dziękuję ci, Remusie. Byłeś... dokładnie tym, kogo potrzebowałem. Nie sądzę, by udało mi się z tym poradzić bez ciebie. Stałeś się dla mnie jak... ojciec — powiedział szczerze Harry, wiedząc, że nie ma innych słów, które znaczyłyby tyle dla Remusa. Widząc lśnienie w oczach Remusa wiedział, że się nie mylił.
— Zawsze możesz się do mnie zwrócić o pomoc, Harry — odpowiedział poważnie.
— Wiem, dziękuję ci. Jeśli nie będzie to problem, chciałbym tutaj zostać jeszcze na jedną noc. Jutro pójdę do wieży Gryffindoru, obiecuję.
— Oczywiście. Możesz tutaj zostać tak długo, jak potrzebujesz, Harry.
Snape stłumił zazdrość, którą poczuł. Nie bądź zazdrosny. On jest twoim wilkołakiem, ochronił twojego towarzysza. Dobrze jest, że ufają sobie. I wtedy Snape sobie uświadomił z nagłą i szokującą jasnością, że jest zazdrosny. Nie jego wampir. Severus Snape, mężczyzna, jest zazdrosny. Wampir był usatysfakcjonowany, wręcz szczęśliwy, że jego wilkołak i towarzysz się dogadują, i że wilkołak ochronił towarzysza. I nagle go oświeciło, że naprawdę zależało mu na chłopcu. I to nie miało absolutnie nic wspólnego z byciem wampirem.
Zaschło mu w ustach, a w klatce ciągle czuł ucisk. Musiał się stąd zbierać. Miał rzeczy, które musiał przemyśleć. Z tą nową informacją, było nowe rozdanie, z którym należało się uporać. Odchrząknął i wyrzucił z siebie:
— Chyba powinienem już iść. Minerva... pewnie mnie szuka, tak samo jak ciebie, Potter. Co mam jej powiedzieć?
Harry przeniósł swój wzrok z Remusa na Snape'a.
— Nie wiem... pewnie to samo, co powiedziałem Ronowi i Hermionie i... Draco.
Snape pokręcił głową.
— To nie byłoby mądre posunięcie. Minerva jeszcze bardziej, niż Dumbledore, nie popiera naszej... bliskości. Będzie lepiej, jeśli ominiemy tę część i zaledwie powiemy, że byłeś zmęczony po balu i się nadwyrężyłeś. Albo nawet lepiej, gdy przyszedłeś do mnie po balu, moje wampirze instynkty sprawiły, że wypiłem więcej krwi, niż potrzeba było, ponieważ mój wampir był... zazdrosny.
Harry kiwnął głową.
— Cokolwiek uważasz, że jest potrzebne.
— W porządku. Idę. — Odwrócił się do wyjścia.
— Nie potrzebujesz się najeść? Idę dalej spać, więc...
Snape zatrzymał się, poczym pokręcił przecząco głową bez odwracania się.
— Nie, nie potrzebuję — powiedział i odszedł.
Wyglądało na to, że nikt niczego nie potrzebuje.
***
Draco idąc do pokoju wspólnego Slytherinu, nie spodziewał się tam nikogo zastać. Parę dzieci Śmierciożerców chciało zostać, ale wiedział, że Ministerstwo Magii wydało rozporządzenie, by nikt, komu udowodniono, że służył Czarnemu Panu, nie mógł zostać w szkole. Zastanawiał się, dlaczego i jemu nie rozkazano opuścić szkołę, ale potem doszedł do wniosku, że wszyscy już pewnie wiedzieli, że zdradził swoją rodzinę.
Toteż, gdy Draco doszedł do pokoju wspólnego, zdziwił się widząc Blaise'a rozłożonego wygodnie na kanapie. Zatrzymał się nagle i spojrzał na chłopaka.
— Blaise? A co ty tu robisz? — Na te słowa Blaise uśmiechnął się szeroko.
— Nic szczególnego. Czekam na ciebie — powiedział przeciągając samogłoski. — Nieładnie tak chodzić na wagary beze mnie.
— Ale... myślałem... znaczy się... nie powinieneś czasem opuścić szkoły? — w końcu udało się wysłowić Draco.
— Powinienem, ale po tym jak poszedłem do dyrektorki McGonagall i wyjaśniłem moje położenie, pozwoliła mi zostać.
Draco na chwilę się uśmiechnął, ale szybko doszedł do niego sens słów Blaise'a i zmrużył oczy, posyłając chłopakowi podejrzliwe spojrzenie.
— Ale dlaczego tutaj jesteś, Blaise? Jesteś lojalny Czarnemu Panu.
— Nie. Jestem lojalny tobie.
— Co? — spytał Draco z niedowierzaniem; chłopak zupełnie go zaskoczył.
Blaise usiadł.
— Draco, jesteś moim najlepszym kumplem. Pamiętam, że raczkując już byliśmy razem. Gdy ojciec mnie bił, sam mając swoje rany pomagałeś mi to przetrwać. Gdy przyszliśmy do Hogwartu, przeżyłem swoje pierwsze zauroczenie, jakby nie patrząc, chłopakiem z Gryffindoru. I gdy zwróciłem się do ciebie po radę, nie byłeś zniesmaczony. Powiedziałeś mi, by spróbować. Nawet mi powiedziałeś, że też lubisz facetów. Wspierałeś mnie tyle razy, że już nawet nie potrafię ich zliczyć. To jest o wiele więcej, niż Czarny Pan albo moja rodzina kiedykolwiek zrobiła. Więc teraz ja wspieram ciebie. Niech się dzieje, co chce.
Przez parę długich chwil Draco wpatrywał się w Blaise'a. A potem na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.
— Ty kompletny durniu — droczył się Draco.
— Powiedz komuś, a jesteś martwy. — Blaise uśmiechnął się.
— No pewnie. Ale nie zamierzasz wyznać mi teraz miłości, co?
Blaise spojrzał na Draco z niedowierzaniem.
— Żartujesz sobie? Sorry, Draco, ale nie jesteś w moim typie.
Draco przewrócił oczami.
— Dzięki Merlinowi za drobne cuda.
— To zaszczyt być obiektem moich uczuć — rzucił Blaise na swoją obronę.
— Taa, jasne — powiedział Draco siadając obok Blaise'a, na kanapie. — W takim razie zaszczyciłeś już dziesiątki facetów, wyjawiając im swoją miłość.
Blaise wzruszył ramionami.
— No to jak spotkam faceta, którego pokocham na zawsze, powiem mu, że go nienawidzę. W ten sposób będziesz wiedział, który to jest na prawdę. Może być?
— Idealnie. I jestem pewien, że po takim oświadczeniu, dany facet zakocha się w tobie po uszy.
Blaise zmarszczył brwi.
— O tym nie pomyślałem. Nie ważne, zakocha się w moim cudownym wdzięku, seksownym ciele i niesamowitym poczuciu humoru.
— I jaki eliksir zastosujesz, by to uzyskać? — Na twarzy pojawił się uśmieszek.
Blaise się nachmurzył.
— Trzeba ci wiedzieć, że zarówno dziewczyny jak i faceci totalnie...
— Mdleją na widok twojego ciała? Tak, wiem ile ludzi spało z twoim „seksownym ciałem". Mówisz mi o każdym twoim pieprzonku.
Blaise przewrócił oczami i oparł się plecami o oparcie.
— Przejdźmy z tematu mojego życia seksualnego, do twojego. Znalazłeś Pottera?
Draco zmarszczył brwi. Jego dobry nastrój błyskawicznie zniknął.
— Tak — odpowiedział krótko.
— O-oł. Wyczuwam problemy w raju. Co zrobił Potter?
— Przespał się ze Snape'm — odpowiedział szorstko.
— C-co?! — wykrzyknął Blaise. — Potter przespał się ze Snape'm?! SNAPE'M?!
Draco od razu zauważył swój błąd, ale było już za późno, by coś z tym zrobić. Z resztą i tak był zbyt wkurzony, by go to obchodziło.
— Tak, Harry spał ze Snape'm.
Blaise wpatrywał się w Draco z niedowierzaniem.
— Jak, do chuja, do tego doszło? Dlaczego? Oh, Merlinie, Snape?! On jest... on jest... stary! Obrzydliwe! Tłusty, kąśliwy skurczybyk. — Draco kiwał głową po każdym słowie.
— Tak, dokładnie. I jeszcze do tego jest wampirem.
— Wampirem? Nabijasz się ze mnie? Kiedy, do cholery, to się stało?
— Tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego — Draco odpowiedział spokojnie.
Blaise nie wiedział, co myśleć. Same szokujące informacje. Snape i Potter. Potter i Snape. Snape wampirem. Wampir Snape. Nic nie miało sensu. Im bardziej o tym myślał, tym większe ogarniało go obrzydzenie.
— Dlaczego Snape będący wampirem pieprzy Pottera? — udało mu się wykrztusić.
— Harry jest towarzyszem Snape'a.
— Towarzyszem... Snape'a... Oh, chyba potrzebuję coś na ból głowy. To jest... to jest... o cholera.
— Też tak uważam — rzucił Draco, przeciągając samogłoski.
Blaise odetchnął głęboko i wyprostował się na oparciu. Spojrzał na Draco.
— No dobra. Opowiedz mi o wszystkim, co się zdarzyło, gdy ja odgrywałem rolę idealnego, małego Śmierciożercy.
Więc Draco mu opowiedział.
***
Parę następnych dni minęło Harry'emu szybciej, niż się spodziewał. Draco go ignorował, Ron wkurzał się na niego za nawet najmniejsze, najgłupsze rzeczy, Hermiona była pomiędzy nimi dwoma. Snape jak zawsze, był uszczypliwym draniem na lekcjach, a prywatnie istnym gentelmanem, jeśli takowi jeszcze istnieli. Issaa... no cóż, Issaa znowu gdzieś zniknęła, badając więcej, niż byłaby w stanie pozostając na ramieniu Harry'ego. Harry nie potrafił jej o to obwiniać, bo wiedział, że popadał w coraz to większą depresję. Jedynym, który wiernie trwał przy jego boku, któremu czuł, że mógł powiedzieć wszystko był Remus. Wilkołak stał się jego emocjonalną podporą.
Remus wziął swoją nową pozycję na poważnie. Oferował nieme wsparcie, gdy Snape się pożywiał, chętnie słuchał wszystkiego, co Harry miał do powiedzenia. Więc gdy tydzień później Harry przyszedł do niego, drżący, w nieładzie, z cieniami pod oczami, Remus wpuścił go bez słowa do swoich komnat, wskazał mu siedzenie i przywołał zaklęciem dzbanek herbaty.
Dodając odrobinę miodu i podając Harry'emu ciepły napój, spytał:
— Co się stało? — Harry wziął kubek w obie ręce i zaczął delektować się ciepłem rozchodzącym się po jego dłoniach.
— Miałem zły sen — odpowiedział cicho i wziął łyka.
— Co ci się śniło? — zapytał Remus, opierając się o oparcie kanapy.
— Ostatnia bitwa, miałem się zmierzyć z Voldemortem. Nie mogłem znaleźć mojej różdżki, nie wiedziałem gdzie się zapodziała. Voldemort śmiał się ze mnie, mówił, że jestem żałosny, że bez różdżki nie mam szansy z nim wygrać. I potem pojawił się wuj Vernon, stał obok Voldemorta i mówił, że jestem dziwolągiem, który do niczego się nie nadaje. A potem... potem pojawił się Cedric... powiedział, że jeśli nie potrafię uratować nawet jednego życia, to nigdy nie zdołam uratować całego świata czarodziejów... i... i...
— Nie musisz nic więcej mówić, jeśli nie chcesz, Harry. — Chłopak wziął głęboki wdech i pokręcił przecząco głową.
— Nie. Muszę to z siebie wyrzucić, bo to inaczej to będzie ciągle do mnie wracać. Pojawił się Seamus i powiedział Voldemortowi, co mi zrobił... i oni się wszyscy zaczęli śmiać... i wtedy... zabili mnie, i tuż zanim wszystko zaczęło znikać pojawiła się Issaa i... powiedziała, że próbowała mnie ostrzec. Powiedziała, że powinienem jej wysłuchać i potem... obudziłem się — skończył Harry.
Remus powoli kiwnął głową i pogrążył się w myślach. Po chwili znów kiwnął głową nieznacznie.
— Harry, wiesz, że to był tylko sen, prawda? To się nigdy nie zdarzy.
Harry zaśmiał, chociaż w jego głosie nie było żadnej nuty rozbawienia.
— Nigdy? Ostatecznie zmierzę się z Voldemortem i jeden z nas umrze. I jest duża szansa, że to będę ja.
Remus chciał zaprzeczyć, ale wyczuł, że Harry nie był teraz w nastroju na słowa pocieszenia, które i tak nie miały znaczenia. To prawda, Harry może umrzeć bez względu na to, ile razy udało mu się przeżyć.
— Może i to akurat jest prawda, ale znasz Seamusa. Pomimo tego, co ci zrobił, nigdy by się nie przyłączył do Voldemorta.
Harry wziął kolejny łyk.
— Ktoś może nim sterować. Nie jest odporny na Imperiusa.
Remus wstchnął.
— Masz rację, Harry, ale bardzo wątpię, że takie coś będzie miało miejsce. A co do twojego wuja... Potrafisz sobie wyobrazić jego spotkanie z Czarnym Panem? — Na te słowa Harry'emu drgnęły wargi w lekkim uśmiechu. — Wystarczyłby jeden rzut oka na Voldemorta, a natychmiast odwołałby wszystkie złe słowa, jakie o tobie powiedział. I natychmiastowo nazwałby Czarnego Pana największym dziwolągiem na świecie — dokończył Remus z rozbawieniem.
Harry nie mógł powstrzymać chichotu na myśl o takim spotkaniu.
— Albo najzwyczajniej padłby trupem na jego widok — dodał.
Remus przytaknął:
— Widzisz, nie ma mowy, by to się zdarzyło.
Harry kiwnął głową, po czym z powrotem się nachmurzył i spojrzał na dół, na swój kubek.
Remus, który mógł teraz czytać Harry'ego, jak otwartą książkę, westchnął cicho.
— Harry, Cedric nigdy, nigdy by nie winił ciebie za swoją śmierć. Wiedział, że zrobiłeś co mogłeś, by go uratować.
— To nie było wystarczająco. Powinienem być szybszy.
— Ale nie byłeś. Byłeś tak samo zdziwiony tym, że świstoklik przeniósł was na cmentarz, jak on. Nie było nic, co mógłbyś zrobić i Cedric wiedział o tym. Dlatego pomógł ci wydostać się stamtąd i zawierzył ci sprowadzenie jego ciała do Hogwartu.
Harry przygryzł wargę i kiwnął głową.
— Wiem... ale po prostu czuję się...
— Winny? Harry, gdy Syriusz został wtrącony do więzienia, musiałem sobie poradzić z faktem, że mój najlepszy przyjaciel i kochanek oddał twoich rodziców Voldemortowi. Z powodu naszych... bliskich kontaktów, obwiniałem siebie, że powinienem wiedzieć, że Syriusz jest zły. Powinienem odczytać znaki, jakoś powstrzymać go przed zrobieniem tego.
— Ale Syriusz nie był winny.
Remus skrzywił się.
— Ale wtedy tego nie wiedziałem, prawda? W tamtym czasie uważałem, że Syriusz był bardzo winny.
— Więc ponieważ byliście ze sobą blisko, myślałeś, że mógłbyś zapobiec temu?
Remus przytaknął.
Harry zmarszczył brwi i zastanowił się nad tym. Po chwili dodał:
— Tak... W takim razie chyba na prawdę rozumiesz. Ale ostatecznie okazało się, że on tego nie zrobił, więc twoje poczucie winy zniknęło. Z Cedriciem jest inaczej.
Remus westchnął.
— Być może jest inaczej i może już zawsze będziesz czuł się winnym, ale Harry, walczysz tak mocno, jak tylko możesz, by pomścić jego śmierć. Zmierzysz się z Voldemortem i niech się dzieje, co chce, ale pomścisz jego śmierć i wszystkich innych ludzi, którzy zginęli z jego różdżki. W tym twoich rodziców.
Siedzieli w przyjemnej ciszy przez parę minut, Harry rozmyślał nad całą sytuacją, popijając herbatę. Gdy skończył, odstawił kubek i spojrzał poważnie na Remusa.
— Dziękuję ci. Zawsze mówisz odpowiednie rzeczy.
Remus uśmiechnął się.
— Jestem zawsze szczęśliwy, gdy mogę ci pomóc. Chciałbyś tu zostać, czy czujesz się na tyle dobrze, by wrócić do wieży Gryffindoru?
— Myślę, że czuję się dobrze. Ale jeśli... zobaczysz gdzieś tu węża, wyślij ją do mnie, dobrze?
Remus uśmiechnął się szeroko.
— Widzę, że jest podobna do swojego właściciela, co?
Harry zmarszczył brwi.
— Jak to?
— Wymyka się po godzinach i psoci — wyjaśnił Remus, szczerząc zęby.
Harry wyglądał na obrażonego.
— Nie zawsze psocę!
— Nie, jedynie w większości przypadków.
Harry już chciał coś rzucić na swoją obronę, ale doszedł do wniosku, że Remus ma rację. Westchnął i pokręcił głową, uśmiechając się przy tym.
— Dobranoc, Remusie.
— Dobranoc, Harry. Śpij dobrze.
***
Dla Harry'ego, lekcje latania cały czas były ulubionym przedmiotem, z pośród wszystkich ostatnio wznowionych zajęć. Madam Hooch zmieniła program z quidditcha do instrukcji taktycznego latania. Mimo, że pomysł ten był jego pomysłem, nie spodziewał się, że będzie to tak fajne. W krótkim czasie, zaczął wyczekiwać lekcji latania prawie tak bardzo, jak lekcji OPCM.
— Lekko w lewo, panie Potter. Zobaczmy, czy zdoła mnie pan rozbroić — przekrzykiwała wiatr madam Hooch.
Harry kiwnął głową i obrócił ostro swoją miotłę w kierunku madam Hooch. Nowa miotła była szybsza od poprzedniej i lepiej panowała nad ostrymi zwrotami. Była idealna. Nachylił się lekko nad rączką, a ta od razu śmignęła w kierunku celu. Znajdował się parę stóp nad madam Hooch i gdy ją minął, ta odwróciła się gwałtownie z różdżką podniesioną, ale zanim zdążyła powiedzieć jedno słowo, Harry wykrzyknął „Expelliarmus", a profesorka zleciała z miotły na ziemię.
Parę stóp nad ziemią jej gwałtowne spadanie zwolniło się i łagodnie wylądowała na trawie. Harry zleciał na dół i zeskoczył ze swojej miotły. Czuł się winny.
— Przepraszam, pani profesor, w cale nie chciałem...
— Mam nadzieję, że pan chciał, panie Potter! — oznajmiła Hooch. — To było wspaniałe! Na następnych zajęciach pozwolimy panu rzucić bardziej skomplikowane zaklęcia podczas lotu. Ale chyba będziesz musiał rzucać zaklęcia na zaczarowane manekiny.
Harry wyszczerzył się, uradowany, że dobrze się spisał. Jemu pierwszemu udało się poprawnie rzucić zaklęcie rozbrajające. Większość pozostałych uczniów traciła równowagę i upadała. Upadając mieli szansę bycia wdzięcznymi profesorowi Flitwickowi za zaczarowanie boiska tak, że ich spowolniało ich upadki.
Hooch odwróciła się do reszty klasy.
— No dobrze, kto następny?
Uśmiech Harry'ego znikł, gdy Draco wyszedł na środek i dosiadł swojej miotły. Od tamtego dnia Draco uparcie ignorował Harry'ego. Jako że on i Zabini byli jedynymi Ślizgonami w szkole, cała reszta szkoły ignorowała ich. Krążyły plotki na temat powodów, dla których pozwolono im zostać w szkole, a większość uczniów ich pobyt w szkole się nie podobał.
Gdy Harry dowiedział się, że Zabini również został, poszedł prosto do Remusa i zapytał go o powód. Ten mu wyjaśnił, że ślizgon zmienił strony. Odmówił wyjawienia więcej szczegółów tłumacząc, że profesor McGonnagall nie powiedziała nic więcej oprócz tego, że tydzień wcześniej Moody używając veritaserum wypytał Zabiniego o lojalność. Harry założył, że Blaise przeszedł na jasną stronę, skoro ciągle tu jest.
Jednak to nie sprawiło, że Harry poczuł się lepiej, bo można było odnieść wrażenie, że gdziekolwiek był Draco, był tam i Zabini. Ta dwójka spędzała ze sobą absurdalną ilość czasu, nawet jeśli cała szkoła ich ignorowała. Gdy McGonnagall i poprosiła, odmówili nawet wprowadzenia się do innego dormitorium lub spożywania posiłków przy innych stołach. Harry nie potrafił się pozbyć ukłucia zazdrości, które pojawiało się za każdym razem, gdy widział ich pochylających się nad podręcznikiem, szepcząc coś. Widząc, jak przypadkowo się dotykają, zupełnie tak, jak Harry z Ronem, lub Hermioną nie mógł się pozbyć uczucia, że w przypadku Draco i Zabiniego, nie jest to takie niewinne.
Harry wiedział, że sam odstraszył Draco, i że nie miał prawa być zazdrosny, ale to go nie powstrzymało. Za każdym razem, gdy myślał o wytłumaczeniu Draco, że nie spał ze Snape'm, przypominał mu się fakt, że jeśli byliby znowu razem, chłopak chciałby się zbliżyć do Harry'ego. A tego Harry nie potrafił zrobić. Nie był jeszcze gotowy.
Westchnął i czekając na koniec lekcji, obserwował jak Draco nieomalże uderzył Hooch. Gdy lekcja się w końcu skończyła, przebrał się ze swoich spoconych ubrań w świeże, czyste szaty. Guzdrząc się, został z tyłu za Ronem i Hermioną. Pogrążony we własnych myślach, zdziwił się, słysząc swoje imię.
— Potter.
Harry odwrócił się i zobaczył Zabiniego, machającego do niego. Zmarszczył brwi i podszedł do niego.
— Czego chcesz? — spytał szorstko.
— Muszę z tobą porozmawiać. O Draco — odpowiedział spokojnie Ślizgon. — Ale nie tutaj. Lepiej tam. Tam nas nie zobaczy. — Wskazał ręką niszę za statuą, a Harry nieufnie zaczął iść za nim w tamtym kierunku.
Gdy byli odpowiednio schowani, Harry zapytał ponownie:
— Czego chcesz?
— Słuchaj, Draco powiedział mi, co się wydarzyło miedzy...
— Powiedział ci? — spytał Harry z niedowierzaniem. Czuł się niewytłumaczalnie zdradzony.
Zabini kiwnął głową.
— Jesteśmy najlepszymi kumplami, mówi mi o wszystkim. Na pewno wiesz, jak to jest. Masz Granger i Weasley'a, no nie?
Harry nie mówił wszystkiego Ronowi i Hermionie. Cały czas nie wiedzieli o jego nocnych wycieczkach w środku nocy, by zobaczyć się z Remusem. Nie wiedzieli, co się na prawdę stało w noc balu.
Zabini zobaczył wyraz twarzy Harry'ego i westchnął.
— No dobra, w każdym razie powiedział mi o Snapie i tobie, o tej całej wampirzej sprawie. Nie dziw się, i tak już słyszałem pogłoski od mojego ojca. I nie, zdecydowanie nie jestem lojalny Czarnemu Panu.
— Możesz kłamać — powiedział Harry, stwierdzając fakt.
— Taa, a veritaserum profesora Snape'a zostało źle sporządzone, co? Słuchaj, nie jestem tutaj, by siebie bronić, tylko...
— W takim razie, po co tu jesteś?
— Powiedziałbym ci, gdybyś pozwolił mi dokończyć zdanie! — wybuchnął sfrustrowany Zabini.
Harry zmarszczył brwi, ale kiwnął głową.
— Mów więc.
Zabini wziął uspokajający oddech i skinął głową.
— Znamy się z Draco, odkąd byliśmy niemowlakami. Zawsze byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Znam każdą dziewczynę, z którą spał, każdego chłopaka, z którym chodził i jeszcze nie widziałem, żeby był poruszony tak bardzo przez zerwanie z którąkolwiek z tych osób.
Harry spojrzał na niego, nieprzekonany.
— Okej, tylko raz ktoś go rzucił, ale znam Draco i wiem, że na prawdę go ruszyło to, co z nim zrobiłeś. Przespałeś się z profesorem, wampirem i jednocześnie jego ojcem chrzestnym... Nie winię go za bycie wkurzonym na ciebie. Potraktowałeś go jak śmiecia, i szczerze to nawet nie uważam, że na niego zasługujesz. Jest o wiele za dobry dla ciebie — powiedział Zabini gorzko.
— Ja...
— Nie przerywaj mi. Tak, czy siak, jest z nim źle. Zamknął się w sobie, gorzej się uczy i kiepsko jada. Martwię się. Zachowuje się, jakby wszystko było w porządku, ale za każdym razem, gdy jesteście razem na zajęciach, on się zamyka w sobie i ciągle na mnie warczy. Jest wkurzony, wiadomo. Ale również cierpi.
— Czego ty ode mnie oczekujesz? Nie mogę się cofnąć i zmienić tego, co się stało. Nie wybaczy mi.
— Mylisz się. Słuchaj, poczytałem trochę o wampirach i myślę, że rozumiem lepiej niż Draco, dlaczego przespałeś się ze Snapem. To nieomal niemożliwe, by wampir i jego towarzysz się nie przespali ze sobą. I tak jestem zdziwiony, że tak długo wam to zajęło. Ale nieważne. Mogę pogadać z Draco, wiem w jaki sposób on myśli. Jeśli skomentuję sprawę w taki, a w taki sposób, przemyśli jeszcze raz swoją reakcję. A jeśli i ty postarasz się go odzyskać, wybaczy ci.
— Dlaczego mi to mówisz? — Harry czuł ucisk w klatce piersiowej, uniemożliwiający mu oddychanie. Nie chciał wiedzieć, że istnieje szansa, że mu wybaczy. Okłamał Draco, a prawda jest o wiele gorsza niż kłamstwo. Jeśli będzie myślał, że Draco mu nie wybaczy, będzie mógł się jakoś pozbierać i żyć dalej. Będzie mógł popracować nad sobą, by byś lepszym towarzyszem dla Snape'a. Snape zasługiwał na to. Był dla niego dobry i taktowny. Gdyby zszedł się z Draco, nadużyłby cierpliwości nie tylko Snape'a, ale i wampira, a tego Harry nie chciał robić.
— Ponieważ zależy mi na Draco bardziej, niż na kimś innym. Zawsze mnie wspierał. Chcę, by był szczęśliwy i wierzę, że potrafisz go uszczęśliwić. Chcę wiedzieć, czy masz zamiar spróbować. Nie zasadzę ziarenek zwątpienia, jeśli i ty nie podejmiesz trudu.
— Co, jeśli nie potrafię go uszczęśliwić? —wyszeptał Harry. — Co, jeśli nie potrafię być tym, kogo on potrzebuje.
— Pozwól mu samemu się o tym przekonać. Brak wiedzy, albo nawet gorzej, wiara, że potrafiłbyś, rani go bardziej. Jeśli sam odkryje, że nie jesteś tym, kogo on potrzebuje, lepiej to zniesie, a wy być może i nawet zostaniecie przyjaciółmi. Spróbujesz?
Harry chciał. Obawiał się, ale chciał. Był już zmęczony, baniem się. Był zmęczony koszmarami. Chciał, żeby odeszły i chciał swoje życie z powrotem. Życie, jakie miał, zanim został zgwałcony. Chciał mieć przyjemność z dotyku, a nie odskakiwać w strachu.
— Ja... ja potrzebuję paru dni — powiedział cicho. — By porozmawiać ze Snape'm i... przemyśleć to.
Zabini skinął głową ze zrozumieniem.
— W porządku, łapię. I tak praca nad Draco zajmie trochę czasu. Porozmawiamy za kilka dni i wtedy ci powiem, jak się sprawy mają, może być?
Harry przytaknął, sam będąc oniemiały, że się na to zgodził.
— Tak, w porządku.
Zabini kiwnął głową i odszedł, zostawiając Harry'ego opierającego się o kamienną ścianę. Oddychał nierówno rozmyślając nad tym, na co się właśnie zgodził.
***
— Chciałeś mnie widzieć, Severusie? — McGonnagall zapytała, gdy Snape wszedł do jej gabinetu.
Snape kiwnął głową.
— Minervo, obawiam się, że mam złe wiadomości. Zostałem wczoraj wezwany przez Voldemorta. I mimo tego, że nie do końca wiem, o czym mówił, to potwierdziły się moje przypuszczenia.
— Jakie, Severusie? — zapytała McGonnagall, od razu czujna i bojąc się odpowiedzi.
— Czarny Pan przestał atakować czarodziejski świat.
McGonnagall mrugnęła.
— Ale czy to nie jest dobra wiadomość? Nawet jeśli planuje coś dużego, to to daje nam...
— Zaczął atakować mugoli — wtrącił Snape.
McGonnagall wciągnęła gwałtownie powietrze i przyłożyła sobie rękę do gardła.
— O, nie.
Snape skinął głową ponuro.
— Świat czarodziejów nic o tym nie słyszał, ponieważ Voldemort atakuje mugoli, którzy nie mają nic wspólnego ze światem czarodziejów. Z tego powodu i z powodu ignorancji mugoli, morderstwa przechodziły niezauważone. Zostały uznane za ataki serca, zatrucia pokarmowe i mnóstwo innych mugolskich dolegliwości.
— O rany. Musimy powiadomić Radę...
— Nie — przerwał Snape, kręcąc głową. — Rada nic na to nie poradzi. W rzeczy samej, nic nie możemy z tym zrobić.
— Co ty mówisz? Na pewno możemy...
— Ochronić mugoli? Przenieść naszą wojnę do ich świata? Dokładnie tego chce Czarny Pan. W wymianie ognia, setki mugoli zginie. I to nie tylko tyle, jeszcze zdadzą sobie sprawę z tego, kim jesteśmy. Rozpocznie się chaos. Najprawdopodobniej zaczną na nas polować.
McGonnagall wypuściła z siebie z dźwiękiem powietrze.
— Musimy poinformować resztę Zakonu. Mogę sprowadzić tutaj dzisiaj Moody'ego, Schacklebolt'a i Molly. Ty możesz poinformować Remusa. Musimy przedyskutować, co zrobić. Nie możemy tego zwyczajnie zignorować.
Snape kiwnął głową.
— Co z Potter'em?
— Na Merlina! Uważam, że nie powinniśmy mu jeszcze nic mówić.
Snape skinął głową krótko, chociaż nie był zadowolony. Nieinformowanie Harry'ego nie było dobrym pomysłem. Znając Harry'ego, gdyby wiedział, co się dzieje i gdyby znał pełne możliwości tej wojny, wzrosłaby jego chęć nauki i stania się silniejszym.
— Czy to już wszystko? — spytał Snape.
— Oh, tak. Wróć na swoje lekcje.
Snape skinął ponownie, odwrócił się i wyszedł.
***
Do popołudnia, Harry zdecydował, co zrobi. Bał się i nie był za specjalnie chętny do zrobienia tego, co zdecydował, ale wiedział, że to jest jedyne wyjście. Przekonał siebie, że to pomoże. Snape zrozumie. Snape będzie dobry i troskliwy. Dokładnie taki, jaki był, odkąd się dowiedział prawdy. Harry był tego pewien.
Idąc na dół, do lochów, pogrążony we własnych, przestraszonych myślach, znowu był zaskoczony, słysząc jak ktoś znowu woła go po imieniu.
— Harry, mój chłopcze. Dlaczego nie przyszedłeś mnie odwiedzić?
Harry zamarł. Znał ten głos i wiedział z całą pewnością, że nie powinien był słyszeć tego głosu. Powoli odwrócił się w stronę, z której doszedł go ten dźwięk. Jedynie stopę dalej znajdował się portret, koło którego przeszedł, nie zauważając go. W tle portretu była dziewczyna w pięknej niebieskiej sukni, siedząca na huśtawce zawieszonej na drzewie. Ale to nie ona sprawiła, że Harry głośno wypuścił z siebie powietrze. Wpatrywał się w niego z naganą w oczach nie kto inny, jak Albus Dumbledore.

A Destined YearOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz