Rozdział 36

121 7 39
                                    

Trzy dni do świąt

Wstaję obudzona przez Snico, który chce iść ze mną na dwór. Spoglądam na pogodę za oknem i widzę jak jest biało. Przez całą noc spadło tyle śniegu, że mogę się ukryć przed wszystkimi w zaspie, a śnieg dalej pada. Właśnie takie sobie święta wyobrażałam, pełne śniegu. Wstaję z łózka załatwiam swoje potrzeby fizjologiczne i zaliczam poranną rutynę, lekko się maluję i ubieram na siebie czarne jeansy oraz czarny golf. Nakładam na siebie kurtkę zimową i moje czarne trapery, opatulam się szalikiem i na swoje uszy nakładam nauszniki. Wychodzę z domu i puszczam od razu psa w śnieg, jego pierwsza zima. Ze śniegu buduję kulkę i rzucam w nią psiaka, który próbuję ją złapać, wygląda to prześmiesznie. Po skończonym spacerze rozbieram się z zimowych ubrań i kieruję się do kuchni, robię dla siebie i innych moją herbatkę zimową. Wyciągam z szafek wszystkie potrzebne mi rzeczy do zrobienia pierniczków. Wcześniej jak mieszkałam z rodzicami ciasteczka były naszą tradycją, babcia pokazała przepis mojej mamie, a mama mi i tak właśnie znam go na pamięć. Wyrabiam ciasto i zaczynam je wałkować a potem przycinać foremkami świątecznymi, wkładam je do piekarnika i zmywam naczynia.

- Zoey co robisz? - podchodzi do mnie Blake.

- Zrobiłam wam herbatę zimową i zaraz będą pierniczki - odpowiadam.

- Jedyną osobą, która robiła pierniczki jest Amanda - mówi. - Gdzie ona jest?

- Dałam jej wolne - informuję. - Ona też ma święta, a wy jesteście dużymi chłopcami.

- Co tak pięknie pachnie? - do kuchni wchodzi Liz. - Robisz pierniczki beze mnie?

- Wybacz poczułam już ten klimat świąt - uśmiecham się.

- Jestem! - krzyczy Alec wchodząc z wielką choinką do salonu.

- A to co? - pytam zdziwiona.

- My też mamy swoje tradycje, jak spadnie pierwszy śnieg to ubieramy wszyscy razem choinkę - oznajmia blondynka.

Nie sądziłam, że w takim domu obchodzą święta, ale się myliłam przecież wszyscy są dla siebie jak rodzina i każdy z nich czuje ducha świąt co widać przez ich świąteczne stroje. Wszyscy mają na sobie albo swetry z bałwanami, reniferami, mikołajami lub jakieś opaski czy czapki świętego mikołaja. Alec stawia drzewko w salonie, chłopcy za nim przynoszą lampki, łańcuchy, bombki i kokardki. Cała ekipa zbiera się przed choinką i zaczynają ją ubierać, mężczyźni zajmują się lampkami, a dziewczyny resztą.

- Zoey może założysz gwiazdę? - pyta brunet.

- Jak mała dziewczynka? - śmieję się.

Wchodzę chłopakowi na barana i nakładam gwiazdę na czubek choinki, chłopak zdejmuje mnie z siebie, a ja przyglądam się temu wszystkiemu, jestem taka szczęśliwa że mogę tu być z nimi i właśnie z nimi ubierać choinkę. Wchodzę do kuchni wyjmuję pierniczki i podaję każdemu po herbacie zimowej.

- To może czas na nową tradycję? - pytam. - Dekorowanie pierniczków.

Wyciągam lukier i barwniki, jakieś posypki i wszystkie inne rzeczy, które nam się przydadzą. Wszyscy zbierają się przy blacie kuchennym, każdy łapie za ciastko i zaczyna dekorować.

- Tak to powinno się robić? - pyta mnie Alec.

- To nie wygląda jak mikołaj tylko jak bałwan - sugeruję.

- Robiłem coś na wzór ciebie - tłumaczy perfidnie się uśmiechając.

 - Największym bałwanem jesteś ty - lukruję mu nos.

- Ale słodkim bałwanem - wymazuje mój policzek dodając trochę posypki.

- Alec przestań - irytuję się.

Nienawiść nie zna granicOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz