5. Będzie dobrze

1.1K 120 102
                                    

Kageyama Tobio był naprawdę przerażony.

Nie wiedział nawet, kiedy zdążyło upłynąć te kilka dni. Wcześniej wydawało mu się, że do wizyty została co najmniej wieczność. Ogromnie się przestraszył, gdy na ekranie blokady swojego teledonu dostrzegł datę.

"Dwudziesty pierwszy listopada"

Nie mógł sobie tego wyobrazić. Serce biło tak mocno, że Tobio obawiał się, że zaraz wybuchnie. Chociaż może takie rozwiązanie byłoby o niebo lepsze; może wtedy ominełoby go to, czego tak bardzo się obawia?

Nawet nie zdał sobie sprawy, że stoi już na placu szkolnym. Teraz musiał tylko dotrzeć na miejsce.

- Hej, Kageyama! - charakterystyczny głos wyrwał rozgrywającego z zamyślenia. - Trening nie w tę stronę, zawracaj - Nishinoya pomachał ręką, gdy był już wystarczająco blisko Tobio.

- Nie dziś. Mam kilka... spraw do załatwienia - że też nie znalazł lepszej wymówki. Nie był w tym zbyt dobry.

- Chyba sobie żartujesz. Już widzę jak król boiska opuszcza zajęcia - śmiech libero rozniósł się po całym placu.

Kageyama już czuł wzrok innych uczniów. Jakby samym spojrzeniem mieli odkryć jego małą tajemnicę.

Sam już nie wiedział, czemu w ogóle chce to przed kimkolwiek ukryć.

- To co musisz załatwić? - Yuu jak zwykle uśmiechał się szeroko. - Od razu mówię - nie uwierzę, że to jakaś głupota!

- Chyba nie muszę się tym z nikim... - nie dane mu było jednak dokończyć.

Kageyama dojrzał Hinatę tuż przy drzwiach budynku. Z resztą nawet jeśli by go nie zauważył, chłopak dał o sobie od razu znać.

- Co ty tu jeszcze robisz? Zaraz trening - rudzielec spojrzał na Nishinoyę pytającym wzrokiem.

- Próbuję wycisnąć z Kageyamy, czemu nie ma zamiaru dołączyć - wskazał palcem na rozgrywającego.

Co on sobie w ogóle myśli?

- Kageyama musi... - Shoyo zatrzymał się na krótką chwilę. - Jechać do ciotki! Tak!

- I to była ta ważna sprawa? - jak widać, Yuu nie miał zamiaru poddać się tak szybko.

Nie powinno go to ani trochę interesować.

- W sumie to... - Tobio chciał coś wymyślić, ale jak widać Hinata nie docenia jego umiejętności improwizacji.

- No tak! Jest chora, bardzo. Prawda, Kageyama? - Shoyo lekko kopnął bruneta w piszczel. To chyba miał być znać, że ma przytaknąć...

- Tak! Dokładnie! Jest bardzo chora, super-hiper-ekstra chora - może jednak naprawdę nie umie improwizować?

- Okej - libero spojrzał na Kageyamę jak na idiotę.

Całkiem prawdopodobnie, że tak myśli. Tobio wcale by się nie zdziwił. Sam poczuł się jak totalny kretyn. Chyba powinien nauczyć się kłamać - przynajmniej w najmniejszym stopniu.

- Zaraz przyjdę. Przeproś trenera, jeśli się spóźnię! - rudzielec pomachał tylko ręką do już oddalającego się Yuu.

Kiedy chłopak zniknął zupełnie z zasięgu wzroku, Hinata głośno się roześmiał. Brakowało tylko tego, żeby ten idiota żartował sobie z Kageyamy!

- Serio? - przerwała mu salwa śmiechu. - "Super-hiper-ekstra chora"? Ty naprawdę jesteś głupi - Hinata zakrył usta dłonią.

Mógłby chociaż okazać trochę wsparcia!

- Sam jesteś głupi - Tobio schował twarz w dłoniach.

Jest głupi.

Obaj odeszli od budynku szkoły. Zabrzmiał dzwonek na następną lekcję, co oznaczało tyle, co rozpoczęcie treningu. Tobio nadal wahał się, czy może jednak się nie wrócić. Tobio oparł się o betonowy mur okalający plac szkolny.

- Nie powinieneś już iść? - wskazał głowa w stronę sali sportowej.

Wszyscy uczniowie albo już zdążyli się przejść, albo pójść na kolejne zajęcia.

Zapiął jeden z guzików płaszcza - temperatura trochę spadła. Spojrzał na Hinatę, który jak gdyby nigdy nic stał w koszulce i luźnej bluzie. Niewiele myśląc, złapał za zamek i zasunął rudzielca pod samą szyję.

- Przeziębisz się - Tobio delikatnie się uśmiechnął. - Serio, idź już, zaraz się spóźnisz.

Rudzielec spojrzał tylko na rozgrywającego. Wyglądał, jakby naprawdę głęboko się nad czymś zastanawiał. Obaj tylko zerkali na siebie co chwilę.

- Będzie dobrze - Shoyo zatrzymał wzrok na Kageyamie.

- Nie ma innej opcji, głupku - wyciągnął rękę do przodu, żeby zatopić palce w rudych włosach.

Roztrzepał i tak niestarannie ułożoną fryzurę chłopaka. Tobio naprawdę cieszył się, że ma przy sobie tę krewetkę. Hinata pewnie nie zdaje sobie nawet sprawy, jak duże oparcie mu daje.

- Nie musiałeś tego robić - delikatne rumieńce oblały policzki Shoyo. Spojrzał na zegarek. - O nie, naprawdę muszę już lecieć.

- Więc na co czekasz?

Kageyama sam nie wiedział, czego oczekiwał. Tego chłopak znowu powtórzy, że będzie dobrze? Tobio wydawało się, że jeśli usłyszy to od niego kolejne dziesięć razy, może rzeczywiście tak się stanie.

Zamiast tego usłyszał szybkie pożegnanie. Szczupła sylwetka oddała się coraz szybciej, a Tobio nie chciał teraz na niczego innego, niż stanąć z irytującym środkowym na boisku i wystawić mu kilka piłek.

Odwrócił nagle głowę, gdy usłyszał dźwięk klaksonu. Mama Tobio właśnie przyjechała, żeby zabrać go na badania.

Szybko wszedł do samochodu i zapiął pasy. Chciał znaleźć się u lekarza jak najszybciej, byleby jak najszybciej stamtąd wyjść.

- Gotowy? - ciepły uśmiech kobiety nie poprawił mu humoru tak, jak działo się to za każdym razem.

- Ani trochę.

Czuł jak ściska mu się żołądek.

Strach. Strach. Strach.

Kageyama Tobio nie mógł wyzbyć się tego uczucia nawet w najmniejszym stopniu.

^^^^^

~Sitarka

|| Marzenia || KageHinaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz