Rozdział 2

1.2K 67 1
                                    

Felicja

Budzi mnie susza w gardle a w pokoju nie mam nic do picia, super, teraz będę musiała zleźć na dół a tam pewnie komisja do spraw dyscypliny i przyzwoitości już obraduje i obrabia mi tyłek. Trudno, nie będę się zachowywać jak nastolatka, chociaż jak sobie przypomnę moje wczorajsze zachowanie w drodze do domu to aż mi wstyd, ja pierdolę co on sobie pomyślał? Z drugiej strony szkoda, że wujek nam przeszkodził, to mogło się nawet fajnie skończyć. Ciągle czuję na sobie jego zapach a na samo wspomnienie jego miękkich ust mam ciary, no ewidentnie facet wiedział co robi, ja nie bardzo ale chyba nie było tragedii.
Wychodzę z łóżka i od razu idę pod prysznic, chłodna woda leje się na moją głowę a ja zaczynam kombinować co powiedzieć starym, muszę jakoś dobrze to rozegrać zwłaszcza, że hotel jest już  zarezerwowany. Owijam się ręcznikiem i idę do garderoby się ogarnąć, nakładam dresowe rybaczki i top na ramiączkach, włosy zwijam w kok i idę na wojnę z rodzicielami, już sobie wyobrażam co to będzie. Już będąc na schodach słyszę podniesione głosy, a w zasadzie tylko matkę, która stanowczo stara się postawić na swoim i odwieść wujka od pomysłu związania mnie z mafią po tacie, jest chyba jedyną kobietą, która mu się sprzeciwia, reszta bab ulega po pierwszym uśmiechu. Ona nic nie rozumie, to nie chodzi tylko o władzę i kasę, straciłam ojca i chciałabym swoją pracą jakoś wynagrodzić jego stratę, taka moja prywatna zemsta, może nie na tych, którzy mi go odebrali ale na innych, którzy są przeciwko nam, wiem że byłby ze mnie dumny. Nie wiem czy się do tego nadaję i czy uda mi się cokolwiek zwojować ale nie potrafię nie spróbować, rok to wcale nie tak wiele. Cicho schodzę na dół uważając żeby mnie nie usłyszeli. Dopiero kiedy jestem na dole uznaję, że muszę się wtrącić.
-Mamo, zostanę capo!
Matka odwraca się do mnie twarzą i widzę, że płakała, cholera nie umiem zrezygnować ale wiem, że ona się po prostu boi.
-Dziecko nie wiesz co mówisz- znów odwraca się do mnie plecami.
-Wiem co mówię i wiem co zrobię.  Muszę spróbować.
-Felka to nie jest twoja sprawa- zaczyna podnosić głos a ja się uruchamiam, chyba jestem zbyt podobna do taty.
-To jest tylko i wyłącznie moja sprawa- unoszę dumnie głowę i widzę zadowolenie w oczach Diego- tylko ty we mnie nie wierzysz.
-Córcia wierzę w ciebie ale zrozum, że to nie jest takie łatwe jak się wydaje. To nie jest siedzenie za biurkiem i liczenie pieniędzy. To narkotyki, broń i zabijanie ludzi.
-O widzisz i tu masz świętą rację- kiwam głową i odwracam się do wujka- nauczysz mnie strzelać?
-Felka na litość Boską! To nie jest zabawne!
-Mamo boisz się, wiem o tym ale to, że tata zginął nie znaczy że ja też.
-Nie nadajesz się do tego!
-Nadaję tylko nie pozwalacie mi zrobić kroku w przód. Zawsze mam za plecami ochroniarza! Od dwudziestu lat nie byłam nigdzie sama, Alek jest pięć lat młodszy i pojechał do Irlandii sam a ja? Ja wiem, on nie dziedziczy po tacie i nie jest narażony jak ja, zresztą wiem, że na bank ma kogoś ze sobą bo samego byście go nie puścili ale jednak mógł wyjechać, ja nawet na kawę muszę brać Adama. Jak mam się nauczyć odpowiedzialności i samodzielności jak robicie wszystko za mnie, o nic nie muszę się martwić o nic starać! W żadnym zawodzie nie będę dobra jak mnie ze smyczy nie spuścicie…
Patrzę jak mama kręci głową i wiem, że zaczyna się łamać, dawaj Felka, teraz albo nigdy! Siadam na kanapie obok niej i łapię ją za rękę.
-Mamo, nie robię tego przeciwko tobie ani na złość tobie, daj mi o sobie decydować. Przecież nie zrobię niczego co mogłoby zaważyć na moim życiu, nie jestem głupia. Chcę być dorosła, od czterech lat staram się udowodnić ci, że jestem dojrzałą osobą a ty za każdym razem klepiesz mnie po ramieniu i odsyłasz do szeregu. Kiedy według ciebie będę miała wystarczająco dużo lat żeby móc nie wrócić na noc do domu bez uprzedzania mamusi? Kiedy będę mogła wyjść z domu tak po prostu bo mam na to ochotę a nie z tłumaczeniem każdemu po drodze dokąd idę, z kim, i o której mam zamiar wrócić? Przecież Adam za mnie życia nie przeżyje a póki co to on decyduje o tym z kim rozmawiam.
-Boję się Felka- patrzę na łzy w jej oczach i rozrywa mi serce- straciłam Stefano dawno temu a jednak wciąż nie mogę się z tym pogodzić, to przeze mnie zginął rozumiesz?
Zaciskam szczęki bo pierwszy raz słyszę tę historię, do tej pory sprawnie ją przede mną ukrywali.
-Gdybym go słuchała i pozwoliła robić to co do niego należało nic by mu się nie stało i byłby tu z nami, to ja go namówiłam żeby odpuścił i nie szukał tego kto chciał się mnie pozbyć jak byłam w ciąży, to moja wina rozumiesz? Moja! Zabiłam miłość swojego życia… - szepcze i widzę jak nieśmiało spogląda na wujka, który stoi wpatrzony w widok za szybą, no tak głupia sytuacja- Diego przepraszam cię.
-Bella- mruczy cicho i klęka na podłodze tuż obok jej nóg, chciałabym mieć takiego faceta- co ty myślisz, że ja nie wiem ile razy chowałaś się pod prysznicem żeby móc się wypłakać? Ile nocy za nim przepłakałaś?  Nawet jak już byliśmy razem. Tuliłem cię we śnie bo tylko tyle mogłem zrobić żebyś czuła się przy mnie bezpiecznie i mogła przejść to swoim rytmem. Byłem z tobą i czekałem… Wiem, że nadal Stefano jest najważniejszy a ja zawsze będę po nim.
No i co, patrzę jak matka wybucha płaczem i wtula się w wujka, to jest kurwa para. Ona mu mówi, że bardziej kocha zmarłego narzeczonego a on to bierze na klatę i jeszcze ją pociesza… Cieszę się, że jeśli już miała nie być z moim tatą to wybrała wujka na męża. Drugiej tak wielkiej miłości chyba nie ma na świecie.
-Dobra zakochańce, my tu pitu pitu- staram się rozładować napięcie bo zaraz wszyscy będziemy ryczeć- co z moją wolnością?
-Jakieś konkrety?- mama odzywa się drżącym głosem i ociera z policzków łzy.
-Chcę jechać sama na wakacje.
-Słucham?
-Zaliczyłam sesję? Zaliczyłam. Jestem pełnoletnia? Jestem. Są wakacje? Są. Gdzie jest problem?
-Dokąd?- wzrok matki się zmienia i widzę, że nie jest szczęśliwa.
-Nad morze- wzdycham i czekam.
-Na ile?- taaaak! Mało nie krzyczę ze szczęścia bo już wiem, że się zgodzi.
-Dwa tygodnie?- specjalnie mówię więcej żeby było z czego zejść gdyby mamrotali.
-Dziesięć dni.
-Mamo!- patrzę na nią z wyrzutem i błaganiem.
-Dziesięć albo jedziesz z Adamem.
Kusząca propozycja nie powiem, ale chyba jednak mu odpuszczę, kto wie, może jeszcze kiedyś spróbujemy, teraz jednak nie chcę jego towarzystwa.
-Dobra- zgadzam się udając lekkie zirytowanie- ale chciałam pojechać z Aśka a ciotka jej nie da.
-Przeginasz i zaraz nigdzie się nie ruszysz- patrzę jak się uśmiecha- dobra pogadam z Zuzą ale nie obiecuję, jej jeszcze bardziej odwaliło niż mi.
Rzucam jej się na szyję i mocno przytulam, tak dziesięć dni bez cienia, bez kontroli i bez wiecznego tłumaczenia.
Zapominając o kacu w podskokach biegnę na górę i dopadam do telefonu. Kolejny sygnał brzmi w słuchawce a ja nie mogę usiedzieć w miejscu.
-No nareszcie!- krzyczę zanim Aśka się odezwie- stara pakuj się!
-Co ty bredzisz? Jeszcze nie wytrzeźwiałaś?
-Jedziemy na dziesięć dni! Same, kumasz to?
-Ta jasne, ty może i tak.
-Nie bój się jedziesz ze mną. A teraz zwijaj dupę, za pół godziny jestem po ciebie i jedziemy na zakupy.
-Stara, kaca mam jak cholera, nie nadaję się.
-Weź sobie procha i mnie nie wkurwiaj- rozłączam się i rzucam telefon na łóżko.
Jednym skokiem jestem już w garderobie i wyciągam z szafki dżinsowe szorty i luźną bluzkę hiszpankę. Włosy zostawiam w koku a na rzęsy kładę odrobinę tuszu, usta zwilżam błyszczykiem. Wychodząc łapię torebkę i zbiegam po schodach, a ci już cię całują, ludzie litości, im się jeszcze nie przejadło to lizanie? Nawet się nie odzywam, nie będę im przeszkadzać niech się migdalą jak lubią. Wychodzę na zewnątrz i upał uderza mnie po twarzy,  o Dio, wyciągam okulary przeciwsłoneczne i idę do garażu po Astona, wujek mi go oddał bo podobno to ulubiony wóz taty. Ma już swoje lata ale też go lubię, ma w sobie to coś. Staję w drzwiach i tępo patrzę na puste miejsce po moim autku.
-Jakiś problem?- słyszę za sobą mruczący głos Adama i spinam mięśnie krocza, oj niedobra reakcja.
-Gdzie Aston?- warczę niezadowolona.
-Teraz to pewnie na podnośniku- uśmiecha się słodko a mnie jakoś dziwnie mija złość.
-Nie przypominam sobie żeby się rozkraczył- mówię i dopiero dociera do mnie jak to zabrzmiało.
Adam też chyba pomyślał to samo bo się speszył i opuścił wzrok.
-Natłukłaś tyle kilometrów, że trzeba było wymienić olej, przy okazji chłopaki mają sprawdzić wszystko co się da, hamulce, płyny, światła i tak dalej. Jak potrzebujesz samochodu to weź mój.
-Nie dzięki, tą twoją landarą to ja się nigdzie nie zmieszczę- wskazuję głową na stojącego na podjeździe Jeepa- wezmę taksówkę.
-Po co? Przecież i tak muszę za tobą jechać. Wsiadaj podwiozę cię.
-Wiesz chyba nie- patrzę pod nogi bo jakoś ciągle mi wstyd- muszę z Aśką na takie babskie zakupy jechać.
-Podpaski i tampony?- śmieje się głupio a ja zrezygnowana patrzę w jego śliczne, niebieskie oczy- no co, bardziej babskich zakupów sobie nie wyobrażam.
-Dowcip to ci się wyostrzył ostatnio. Jedziemy?
Nie odpowiada, kiwa tylko głową i pilotem otwiera auto. Dziwnie się jedzie, ta cisza jest niezręczna i tak sztuczna, że aż mnie nosi. Co mam powiedzieć? Sorry stary pijana byłam czy  było zajebiście ale… no ale co? Dokończmy to czy raczej nie wracajmy do tego? Co by nie mówić to jeszcze bardziej głupio wychodzi. Bawię się paskiem torebki i odliczam minuty do końca trasy, niestety Adamowi właśnie teraz zbiera się na rozmowy.
-Wiesz, że to się nie powinno wydarzyć?
-Wiem- mruczę wpatrzona w torebkę leżącą na moich kolanach.
-Andreani by mnie wykończył gdyby się dowiedział…
-Ja mu nie powiem- zaciskam zęby i staram się powstrzymać napływające łzy, sama nie wiem czemu tak reaguję, chyba gdzieś w środku liczyłam na coś innego.
Adam zatrzymuje auto i spoglądam przed siebie, super zamknięty przejazd kolejowy, postoimy pewnie z dziesięć minut.
W samochodzie panuje grobowa cisza przerywana naszymi oddechami i coraz głośniejszym przełykaniem śliny. Wyciągam rękę żeby włączyć radio bo głowę mi rozsadzi ta próżnia. Zanim dotknę panelu czuje ciepły dotyk dłoni Adama, który próbuje zrobić dokładnie to samo co ja, prąd przechodzi po moim ciele kiedy nasze palce się dotykają, nie jest dobrze, patrzymy sobie w oczy i milczymy, wiem co myśli ja myślę dokładnie to samo, z tą różnicą, że teraz jestem trzeźwa. Moje serce przyspiesza i ostatkiem woli cofam się na swoje siedzenie, nieskutecznie bo Adam łapie tył mojej głowy i przyciąga do siebie, nie bronię się, chwilę patrzymy sobie w oczy i łączymy się w pocałunku, jest inaczej niż wczoraj ale wciąż tak samo namiętnie i podniecająco. Opieram dłonie na szyi Adama i zasysam głęboko jego ciepły język, facet mruczy mi w usta a mnie to nieziemsko nakręca, głupotę robię bo wiem, że nic z tego nie będzie ale nie potrafię się powstrzymać. Mlaszczemy i jęczymy pieszcząc dłońmi swoje ciała coraz szybciej i szybciej… brak mi tchu ale nie chcę przestawać. Dłoń Adama spoczywa na mojej szyi a ja czuję jak tętnica uderza o jego palce, coraz głośniejsze stęki wyrywają się z naszych ust a nasze ciała zaczynają drżeć. Nie jest dobrze… na szczęście klaksony budzą nas z tego zapomnienia. No tak blokujemy przejazd, który jest już otwarty. Adam szybko rusza z miejsca a ja kolejny raz się wkurwiam, że sobie na to pozwoliłam. Miało już tego nie być… W milczeniu docieramy pod dom Aśki, niestety w drzwiach stoi ciotka, no to już wiem co będzie. Wysiadam z samochodu i witam się z siostrą i ciocią.
-Coś ty wymyśliła co?- warczy już na wstępie.
-Ja? Nic.
-Obiecałam twojej mamie, że się zgodzę ale wiedz, że nie jestem szczęśliwa. Jeśli…
-Wiem- przerywam ten jakże ciekawy wywód- nic nam się nie stanie, Aśka weźmie leki ze sobą i wrócimy w jednym kawałku. No chyba że wyjdziemy tam za mąż to wrócimy z mężami.
-Felka!
-Pa ciociu ucałuj wujka- puszczam jej buziaka siedząc już w samochodzie.
Zamykam drzwi i spoglądam w lusterko na Adama, sama nie wiem jak mam się teraz wobec niego zachowywać, tamto mogłam zwalić na alkohol a to na co? Na nudę?
Aśka chyba zauważa, że coś jest nie tak bo dziwnie na mnie patrzy, trudno zaraz wpadniemy w wir zakupów to jakoś się temat rozejdzie. Kiedy wysiadamy pod centrum handlowym od razu kierujemy się do najbliższego sklepu ze strojami kąpielowymi. Trzeba się zaopatrzyć w coś ekstra, zwłaszcza, że Aśka jeszcze nie wie dokąd jedziemy. Wybieram kilka kompletów i lecę do przymierzalni, nie lubię pływać więc stawiam na kostiumy dobre do opalania, ubieram pierwszy w kolorze neonowej zieleni i już wiem, że go wezmę, dwa następne są do niczego i dopiero ostatni przypada mi do gustu. Wychodzę z przymierzalni i oddaję komplety kasjerce, która patrzy na mnie jakbym przyszła kraść, nie wiem może siedzi tu za karę. Aśka wychodzi z przymierzalni obok i też idzie do kasy z jednym kostiumem. Kiedy się odwracam wpadam na stojącego za mną Adama.
-Co tu robisz?
-Zgadnij- śmieje się szeroko a Aśka dzióbie mnie palcem w plecy.
-Nieważne, idziemy- staram się na niego nie patrzeć bo wydaje mi się, że zaczyna dziać się coś co nie powinno.
Łazimy z blondyną od sklepu do sklepu nie mogąc uwolnić się od naszego cienia, może i dobrze że z nami chodzi to Aśka nie ma jak zacząć tematu a widzę, że ją roznosi. W kolejnych sklepach kupujemy trochę skąpych ubrań, ja biorę dla siebie jeszcze japonki a później istne szaleństwo w drogerii.
Wracamy umordowane przed wieczorem, jest pochmurno, duszno i chyba zanosi się na burzę. Chciałabym jak najszybciej dotrzeć do domu bo boję się burzy, może nie jakoś wybitnie, nie chowam się w kącie i nie płaczę ale boję się i w takich momentach wolę być w bezpiecznym domu a nie w jadącym między drzewami samochodzie. Kiedy podjeżdżamy pod dom Aśki deszcz nieźle już napieprza w szyby, blondyna wybiega z samochodu z torbami a ja siedzę nadal obok Adama. Pioruny zaczynają walić jeden za drugim a ja boję się otwierać oczy, niech ten koszmar się skończy…
Robię głośniej muzykę żeby przynajmniej trochę zagłuszała grzmoty i staram się nie patrzeć w szyby. Serce uderza tak mocno, że zaraz połamie mi żebra, cholera ile jeszcze tej jazdy? Kolejny piorun uderza gdzieś blisko bo aż samochód podskakuje a ja się spinam i jeszcze mocniej zaciskam oczy, umrzemy tu kurwa na bank! Adam delikatnie łapie moją dłoń i zaciska w swojej.
-Czego się boisz?
-Niczego! Andreani nie czują strachu- mruczę wkurzona a w środku sama się śmieje z tego tekstu bo trzęsę się jak galareta.
Adam kręci tylko głowa i unosi moją dłoń do ust, wysuwam ją z uścisku zanim mnie pocałuje, to chyba nie jest dobry pomysł.
-Przepraszam cię ale… - zawieszam głos i sama nie wiem co mu powiedzieć, spogląda na mnie przepraszająco, wiem że nie chciał źle.
-Wiem. Lubię cię i chyba tak powinno zostać- mówi takim tonem, że nie wierzę w żadne jego słowo.
Podnoszę wzrok i chcę się odezwać ale widzę jasne światło świecące prosto w przednią szybę Jeepa. Jedyne co pamiętam to jak Adam próbuje uniknąć zderzenia z nadjeżdżającym samochodem a potem uczucie jakbyśmy jechali po strasznych wybojach ale nie dachujemy. Zanim otworzę oczy słyszę jak Adam wysiada z auta i wraca po chwili. Uchylam powoli  powieki i rozglądam się wokoło, w szybach widzę liście więc siedzimy w jakichś krzakach.
-Halo, w porządku?- głos Adama dociera do mnie ale nie wiem co powiedzieć- Felicja nic ci nie jest?
Kurwa czemu nie mogę się odezwać? Czuję jak Adam odpina mój pas a ja siedzę sztywno jak sparaliżowana, łapie mnie za twarz i odwraca w swoją stronę, wpatruję się w błękit jego tęczówek i dopiero teraz czuję, że nie oddycham. Rwę głęboki wdech i wybucham płaczem, Boże jak się przestraszyłam że zginiemy… Facet obejmuje mnie ramieniem i przyciska do siebie a ja szlocham nie mogąc powstrzymać emocji. Zaciskam palce na jego twardych ramionach i chcę żeby mnie przytulił. Jakby czytając w moich myślach, jednym ruchem przeciąga mnie na swoją stronę i sadza na kolanach. Jego dłonie gładzą moje plecy a ja leżę na nim wstrząsana dreszczami. Całuje czubek mojej głowy i zachowuje się teraz bardziej jak mój ojciec niż kolega. Nie chcę tego niszczyć, serio tak jest dobrze a jednak jakaś niewidzialna siła pcha mnie w jego ramiona. Wsuwam delikatnie dłonie pod opięta koszulkę i kładę je na jego plecach, nie reaguje ale wiem co będzie. Oplata ciaśniej moje ciało i muska ustami moją szyję, dreszcz przebiega po moim ciele a w brzuchu budzą się miliony kolibrów, wtulam czoło w zagłębienie jego szyi i zaciągam zapach, cudnie pachnie. Jego usta powoli przesuwają się wyżej i czuję pocałunki za uchem, kurwa jakie to przyjemne, zaciskam mięśnie i chyba to wyczuł bo się uśmiecha a ja zaczynam odwzajemniać pieszczoty i sunę końcówką języka po jego szyi w stronę jabłka Adama, nomen omen, facet powoli odchyla głowę dając mi lepszy dostęp do swojego ciała i ściska w dłoniach moje uda. Całuję każdy kawałek jego szyi i kieruję się prosto do ust, tęsknię za nimi… Zanim do nich dotrę Adam łapie mnie mocno za włosy i sam naprowadza mnie do odpowiedniego miejsca, nasze języki splatają się w namiętnej walce, która wyzwala w nas ukrywane pokłady emocji, obejmuję rękami jego głowę i mocno przyciskam do siebie głośno mrucząc i postękując, podnieca mnie i nic na to nie poradzę. Adam bez czekania zdejmuje ze mnie bluzkę i od razu rozpina stanik, kurwa co dalej? Serio to zrobimy? Nie odrywając ode mnie ust odkłada moja bieliznę na siedzenie obok i zdejmuje swoją koszulkę, ciepło jego ciała przyjemnie otula moje nagie piersi a jego usta schodzą coraz niżej. Kurwa wstydzę się, no serio, niby wiem jak wyglądam, i że niczego mi nie brakuje ale jednak przed nim mi głupio i wstyd, może dlatego, że na co dzień jest moim trochę podwładnym. Nie pozwalam mu iść dalej, podciągam jego głowę w górę i z przerażeniem spoglądam w podniecone oczy.
-No co ty- uśmiecha się delikatnie i jakby litościwie- jesteś idealna, czego się wstydzisz?
-Nie jestem pewna czy to dobry pomysł- kłamiesz Felka, to wcale nie o to chodzi!
Facet całuje kilka razy moją szyję i znów spogląda mi w oczy.
-Nie zrobię niczego czego nie będziesz sama chciała.
Przecież wiem, że nie posunąłby się za daleko bo wie co za to grozi a jednak kiedy sam to powiedział to trochę mnie rozbroił, właściwie wcale nie trochę bo nabrałam na niego jeszcze większej ochoty. Zbliżam do niego swoje usta ale niepewnie oddaje pocałunek, sama zrobiłam się bardziej spięta ale już po chwili toniemy w swoich uściskach i dyszymy zmęczeni pieszczotami ciał. Dłonie Adama nieruchomo spoczywają na mojej talii i czuje jak coraz mocniej zaciska na mnie palce, po chwili sunie w górę mojego ciała przechodząc na żebra i jeszcze wyżej, kiedy dociera kciukami do biustu biorę wdech i odchylam się od niego opierając plecy o kierownicę, bez namysłu dopada do moich piersi i zaciska wargi na prawym sutku, rozkosz rozrywa moje ciało a Adam zaczyna erotyczną zabawę, która skutkuje pulsowaniem w kroczu, kurwa zaraz dojdę, moje ciało drży tak bardzo że bolą mnie mięśnie, wiję się pod jego naciskiem a moje krocze zalewa kolejna fala wilgoci, tak… to chyba ten moment. Język Adama zwilża mój biust i doprowadza mnie do istnego szaleństwa, mruczę głośno a plecy bezwiednie wyginają się w coraz mocniejszy łuk. Jeszcze tylko chwila i nie cofnę się przed niczym…
-Adam posłuchaj- szepczę drżącym z podniety głosem.
-Spokojnie, nie bój się- mruczy trzymając w ustach mój sutek.
Dzwonek telefonu bezlitośnie brzmi w tle naszych jęków ale staramy się nie reagować, nie teraz! Niestety kolejny dzwonek odrywa nas od siebie, nie! Nie zgadzam się! Kurwa czy to jakieś fatum? Widzę jak Adam wkurwiony do granic wyciąga telefon i bez patrzenia na ekran odbiera połączenie.
-Słucham!- krzyczy a ja zaciskam powieki bo spodziewam się kto jest po drugiej stronie.
Przez chwilę słucham jak Adam tłumaczy wujkowi, że mieliśmy wypadek, i że zaraz ma przyjechać pomoc drogowa bo auto jest uszkodzone.
Kiedy się rozłącza emocje opadają, te nasze niestety też jakby się rozpuściły…  Patrzymy sobie w oczy nie zwracając zbytnio uwagi na to, że jesteśmy do połowy nadzy, nie odzywamy się bo słowa są tu zbędne, oboje wiemy, że to był błąd ale żadne z nas nie chce tego powiedzieć na głos. Adam z głośnym wydechem mruży oczy i zbliża twarz do mojego dekoltu, kilkukrotnie całuje moją szyję i obojczyki po czym odrywa się ode mnie i znów patrzy w oczy.
-Ubierz się, zaraz chłopaki przyjadą nas wyciągnąć, wolałbym żeby cię takiej nie oglądali- stara się śmiać ale widzę, że jest mu głupio.
Może to i lepiej, że wujek zadzwonił bo lokalizator i tak by mu pokazał gdzie jesteśmy, gdyby tu przyjechali bez uprzedzenia to zastaliby nas nie wiadomo na czym…
Przesiadam się na swoje siedzenie i szybko ubieram stanik i bluzkę. Druga szansa zmarnowana, to co do trzech razu sztuka?

Nie dla siebie [ZAKOŃCZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz