Rozdział 20

1K 56 111
                                    

Hejka! Późno, bo puźno (masło maślane), ale jestem UwU
Miłego czytania

------‐--------------------------------------------

Harry wraz z Dumbledore'em stali na drodze w Hogsmead. Dostrzegli coś, co zdecydowanie zwiastowało ogromne kłopoty.  Nad Wieżą Astronomiczną unosiła się olbrzymia czaszka,  a spomiędzy jej szczęk, jak język wysuwał się wąż, wszystko spowite zieloną mgłą. Pomimo tego, że dyrektor był bardzo osłabiony wypiciem dziwnego eliksiru, nie mógł zostawić tej sprawy. Chwilę później obaj lecieli na miotłach, które dostali od Madame Rosmerty. Bez problemów dolecieli prosto do wieży, jednak jak się okazało, nie zastali tam żadnego ciała.

- Harry, ubierz pelerynę-niewidkę i sprowadź profesora Snape'a, nie rozmawiaj z nikim po drodze i nie ujawniaj się - polecił dyrektor, jego głos był naprawdę słaby. Potter nie ośmielił się sprzeciwić, pewny, że w takiej chwili powinien zaufać najpotężniejszemu czarodziejowi, jakiego znał. Wyjął spod szaty srebrny materiał i zarzucił go na siebie. Czyżby dyrektor przewidział szybciej, że się przyda, dlatego kazał Harry'emu ją zabrać? Nie ma czasu na wyjaśnienia, trzeba działać! Wybraniec już ruszył w stronę drzwi, ale w tym momencie usłyszeli stukot kroków, obijający się echem po kamiennych schodach, prowadzących na wieżę. Zanim Potter zdążył jakkolwiek zareagować, został unieruchomiony, niewerbalnym zaklęciem rzuconym przez Dumbledore'a. Teraz nic nie zrobi. Jako że był ukryty pod peleryną-niewidką dla czarodziei wpadających do środka jego obecność była prawie całkowicie ukryta. Nikt nie będzie wiedział, że w kącie stoi jeszcze jedna przerażona dusza, która rozpaczliwie próbowała się wyrwać ze szponów czaru, choć było to niemożliwe. 

Teraz wiatr wiejący i wdzierający się do wieży przez otwory w ścianach imitujące okna, owiewał jeszcze kilka dodatkowych osób. Gośćmi w czarnych pelerynach byli: Antonin Dołohow, Amycus i Alecto Carrow, Fenrir Greyback i chłopak, którego trzymał wilkołak. 

- Starość zaczęła dawać się we znaki, co, Dumbledore? Nie wyglądasz dobrze, może niepotrzebnie się tutaj fatygowaliśmy, skoro i tak zaraz skonasz?

- Dobry wieczór, Alecto, też cię dawno nie widziałem - odparł spokojnie dyrektor. Brat owej śmierciożerczyni rozbroił starca, podpierającego się kamiennej ściany. Różdżka wyleciała na drugi koniec wieży. 

- A teraz twoja kolei, zabij go, w końcu jesteś jednym z nas - warknął Dołohow, stając naprzeciw przestraszonego, wciąż mocno trzymanego przez Graybacka nastolatka. Chłopak niepewnie pokręcił przecząco głową, w obecnej sytuacji mógł się zdobyć tylko na taki znak protestu.

- Wypierasz się Czarnego Pana, szczylu? - wycharczał wilkołak, agresywnie łapiąc za platynowe włosy i gwałtownie odchylając głowę młodzieńca do tyłu, z którego ust wydostał się jęk bólu, przymrużył lekko oczy. Bijąca od trzymającego go mężczyzny woń starej, jak i świeżej krwi wraz ze zgnilizną była odrażająca, a kły, które groźnie szczerzył, przyprawiały o ciarki na ciele. - Ładnie pachniesz, jeśli się nie spiszesz, osobiście rozpruję twoje ciało, zabij go - dodał wilkołak. Chłopak wzdrygnął się, ale mimo wszystko ponownie pokiwał przecząco głową. Fenrir warknął wściekle i już chciał przystawić swoje ostre, długie pazury do bladej szyi, ale w tamtym momencie Dołohow złapał za koszulę blondyna i gwałtownie przyciągnął przerażonego nastolatka do siebie. Z oczu śmierciożercy tryskały pioruny, gotowe zamordować chłopaka w każdej chwili.

- Chcesz powtórkę z rozrywki? Nie pamiętasz, co stało się ostatnio? - zapytał groźnie.

- Czy naprawdę sprawia ci przyjemność pastwienia się nad tym chłopcem, Antoninie? Przecież sam możesz mnie zabić - rzekł spokojnie Dumbledore, jednak jego słowa zostały zignorowane. Był coraz słabszy, odsunął się jeszcze bardziej po ścianie.

Coś ich do siebie ciągnie |DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz