Rozdział 7

62 8 0
                                    

— Co jest?! - pisnęłam przestraszona momentalnie, siadając na łóżku. Jedyne co usłyszałam to gardłowy czyjś śmiech, a, że zobaczyłam burzę blond włosów, wiedziałam, że to Tom.

  Co zrobił mój "kochany" braciszek? Otóż kiedy sobie spokojnie spałam, ten jeleń, chcąc mnie zbudzić rzucił się na moje łóżko, tym samym na moje biedne nogi. Nie słyszałam jak wchodził, bo jak wspominałam, spałam.

— Wstawaj, młoda! - krzyknął, chcąc mnie chyba bardziej zdenerwować. Przez jego przestraszenie mnie i jeszcze ten krzyk, byłam całkowicie rozbudzona, a co za tym idzie? Wkurzona.

— Zejdź ze mnie grubasie! - krzyknęłam, próbując zepchnąć tego słonia z moich nóg, gdyż czułam, że mi zaczynają drętwieć pod jego ciężarem.

Cud, że ich nie połamał.

  Warknęłam kiedy chłopak z uśmiechem po prostu leżał na boku podparty na prawej ręce, cały czas, maltretując moje nogi.

— No złaź, przez ciebie do moich nóg nie dociera krew! - jęknęłam bezradnie, starając się nadal go zepchnąć, ale ani nie byłam tak wygimnastykowana ani nie miałam tyle siły. Tom posłał mi pobieżny uśmiech i przyglądał się moim poczynaniom.

  Odpuściłam na chwilę wiedząc, że aktualnie nic nie zdziałam i obrażona rzuciłam się na poduszki. Blondyn poprawił się lekko na ręce, bo prawdopodobnie ona jemu też już zdrętwiała. To była moja szansa. Zebrałam w sobie całą siłę w nogach i zamaszystym ruchem wyciągnęłam je spod ciała mojego brata.

  Widząc jego parszywy uśmiech, prawdopodobnie z mojej miny, najmocniej jak umiałam kopnęłam go w jego tors. Nie było to mocne uderzenie, albowiem nie czułam za bardzo moich nóg.

  Tom tylko się zaśmiał na to, co próbowałam osiągnąć, potwierdziło to moje przekonanie, że moje nogi nie miały tyle siły żeby obić jego "umięśniony" tors. Posłałam w stronę brata wkurzone spojrzenie, ale nie przejął się tym zbytnio.

Świetnie. Dziękuję braciszku, że nie czuje nóg i może mi grozić amputacja moich ulubionych nóżek. Nigdy aż tak nie byłam ci wdzięczna. Wyczujcie ten sarkazm.

— Dobra, już siadam normalnie - odezwał się, siadając powili na brzegu łóżka z uniesionymi rękoma w geście kapitulacji. — Ale nie morduj mnie już wzrokiem bazyliszka - mruknął, na co wywróciłam oczami.

— Lepiej żebyś miał poważny powód żeby budzić mnie tak wcześnie rano w wolny dzień - burknęłam, opierając się plecami o zagłówek i zakładając ręce pod piersiami.

— Lili, jest dwadzieścia po siódmej - powiedział rozbawiony, a ja wybałuszyłam oczy ze zdziwienia.

— Która jest? Powtórz? - rzekłam, marszcząc brwi. Tom pokręcił głową na boki i palcem wskazał na naprzeciwległą ścianę, na której wisiał zegar. Warknęłam pod nosem, patrząc ponownie na mojego jeszcze żywego brata.  

— Nie zabijaj mnie - odezwał się, unosząc ręce, po czym wstał. — Punkt ósma jest śniadanie, a i tak nie wstałaś kiedy budziła cię pokojówka, o godzinie siódmej.

— Bo była siódma? - mruknęłam, unosząc brew. Co się dziwi, że nie dobudziła mnie, to nieludzkie wstawać tak wcześnie jak ma się wolne.

Life SecretsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz