Otworzyłam oczy, napotykając upragniony widok korytarza w Prywatnym Skrzydle. Odetchnęłam z nieskrywaną ulgą i wyjęłam telefon z kieszeni szat, zastanawiając się, gdzie mogłam znaleźć moich partnerów. Chciałam im jak najszybciej podziękować za zaręczyny i opowiedzieć o dzisiejszej rozprawie. Spojrzałam na zegarek, na którym dumnie wyświetlała dziewiętnasta czterdzieści dwa. Nie było mnie ponad trzy godziny, choć odnosiłam wrażenie, że minęła tylko połowa tego czasu.
Kręcąc w niedowierzaniu głową i bezgłośnie klnąc na Sarkana, skierowałam się do drzwi na główny korytarz. Chłopaki najpewniej zajmowali się ostatkami papierkowej roboty w swoich gabinetach. Minęłam pilnujących królewskich kwater strażników i dość szybkim krokiem podążyłam do schodów. Na ostatnich stopniach przed pierwszym piętrem wymieniłam skinięcie głowy z delikatnie uśmiechniętą Nuqrą.
– Pamiętasz, że jutro umówiłyśmy babski wieczór? – upewniła się z figlarnymi błyskami w miodowych oczach.
– Pamiętam, pamiętam – odparłam, lekko prychając. – Mam nadzieję, że ty i Agi nie postanowicie się upić jak poprzednim razem.
– Spokojnie, tym razem nie weźmiemy wina. Musimy być przecież trzeźwe, aby zacząć wybierać twój ślubny strój.
Odprowadziłam ją na dół wzrokiem, już nic nie mówiąc. Dziewczyny naprawdę się napaliły na organizację ceremonii zawarcia trójmałżeństwa i wesela, a ja nie zamierzałam ich zapału ostudzać. Dzięki temu miałam mniej na głowie.
Ruszyłam do Skrzydła Rady, mijając dwanaście par drzwi po obu stronach korytarza. Zatrzymałam się dopiero przy tych ostatnich po lewej i w nie zapukałam. Nie otrzymałam odpowiedzi, ale dla pewności zajrzałam do środka. W gabinecie przewodniczącego nie paliło się światło i nie wyczułam w nim niczyjej obecności. Sprawdziłam więc gabinet Zwierzchnika Agentów, ale również nikogo w nim nie zastałam.
Skonsternowana puściłam złotą klamkę i przygryzłam podniebienie, wyrzucając sobie, że nie zapytałam lwicy, gdzie byli moi narzeczeni. Niestety kiedy byłam zmęczona, zdarzało mi się zapominać o najprostszych rozwiązaniach. Już miałam sięgać po komórkę, gdy moje ucho wyłapało niemal niesłyszalne odgłosy rozmowy z salonu radnych. Zaintrygowana zbliżyłam się do ciężkich, drewnianych drzwi, myśląc o tym, że mogłam tam znaleźć Shadowa i Zimera lub chociaż kogoś, kto wiedział, gdzie aktualnie przebywali. Przekręciłam zdobioną gałkę, płynnie odblokowując zamek i pchnęłam naoliwione skrzydło, które nawet nie zaskrzypiało.
Postąpiłam krok do przodu, ale praktycznie od razu zatrzymałam się jak wryta. Widok, który prezentował się przed moimi oczami, był co najmniej niespodziewany. Nic nie mówiąc, śledziłam rozgrywająca się scenę, nie do końca wiedząc, dlaczego akurat mi przyszło na to patrzeć. Smukłe palce Grejsa wsuwały się w ciemno-brązowe włosy Izara, który obejmował talię zastępcy, pochylając się nad nim. Ich ciała były przyciśnięte do siebie, a oczy zamknięte, aby zasmakować pełni doznania. Młody w końcu zbliżył twarz do twarzy niższego i złączył parę aksamitnych ust w subtelnym pocałunku.
Skrzyżowałam ręce na piersi zdziwiona, obserwując, jak nieświadomi mojej obecności kontynuowali delikatne, fizyczne wyznanie miłości, choć w tym wypadku prędzej stawiałabym na zauroczenie. Grejs niemrawo poruszył biodrami i mruknął coś niezrozumiale widocznie zadowolony z rozwoju wypadków. Izar chciał go przyciągnąć jeszcze bliżej, choć już zdążyli pokonać cały dzielący ich dystans. Policzki obojga oblały zdrowe rumieńce i po dłuższej chwili się od siebie trochę odsunęli.
Błękitnawe tęczówki wpatrzyły się z zachwytem i nieskrywanym pożądaniem w czekoladowe, które wyrażały praktycznie to samo. Xiang po kilku sekundach spuścił głowę, uśmiechając się jakby zawstydzony. Nagle chyba dostrzegł moją obecność, bo cały zesztywniał.
CZYTASZ
WolfKnight | Krew bogów
FantasíaKsięga II trylogii |WolfKnight| Minęło czterdzieści tysięcy lat, a tytuł Królowej przylgnął do mnie już tak mocno, że ludzie praktycznie zapomnieli, iż noszę jakieś imię. Kolejny rok mojego panowania zapowiadał się tak samo jak poprzednie i nikt nie...