-Zbieramy się-powiedział szybko Adam i spojrzał na Chrisa.-A ty Veronica jedziesz z nami. Ten dom już nie jest dla nas bezpieczny.
-Nic z tego nie rozumiem!-wybuchnęłam.-Nawet nie powiedziałam kto tak naprawdę mi pomógł a wy już knujecie jakieś może nawet niepewne plany. Skąd pewność, że to ta dziewczyna a nie inna? A poza tym, myślicie że osoba, która uratowała mnie od śmierci życzy nam źle? To nielogiczne.
-Owszem-przytaknął Adam.-Dokładnie tak myślimy. Skoro tak bardzo chcesz się upewnić czy mówimy o dobrej osobie to proszę bardzo. Już ci wszystko mówię. Dziewczyna, która cię uratowała to Alice Richards, była Liama. To psycholka, można się po niej spodziewać wszystkiego, dlatego wychodzimy. Ale to teraz.
Po tych słowach zrozumiałam jak poważna jest ta sytuacja i jak nieobliczalna może być ta cała Alice Richards. Znałam ją tylko kilka godzin, a oni? Kto wie. Może i nawet dobre parę lat, a Liam już w szczególności. I właśnie tak minęło moja radość z powrotu do domu. Ledwo co wróciłam , a już muszę stąd wyjeżdżać. Obiecuję, że jeśli po raz kolejny wyląduje z Liamem w jakimś domku na wsi, to się po prostu zabiję. DOSŁOWNIE. Nie żartuję. Nawet do cholery nie zdążyłam wejść do mojego pokoju. Lepiej być nie mogło.
Choćbym nawet chciała się dopytać o więcej szczegółów, to i tak Adam i Chris wciąż do kogoś wydzwaniali i nie mieli czasu odpowiedzieć na żadne moje pytanie. Z bólem zakładałam moją czarną kurtkę i tego samego koloru botki. Tak samo z bólem odpuszczałam naszą małą rezydencję, którą tak bardzo pokochałam. Jednak w głębi serca wierzyłam, że to wszystko się wkrótce skończy i będę mogła osiąść wreszcie w jednym miejscu z miłością mojego życia, którą wcale nie był Liam...
Przed domem czekało już kilkanaście aut naszego gangu. Jeszcze nigdy nasza akcja tak nie wyglądała, nie było tylu samochodów, tylu telefonów, tylu rozmów, tylu osób ani takiego zajścia. Z pewnością to musiało być coś poważnego. Tak samo Alice Richards nie była byle kim. Ale skoro nie była byle kim, to kim ona do cholery była? To pytanie budziło we mnie coraz to większy strach. Cała ta sytuacja była przerażająca. Nawet już nie wiem co było bardziej przerażające, mój „pobyt" w domku Leonarda czy to co miało mieć miejsce dzisiaj.
Stałam jak słup, nie wiedząc co robić. Każdy gdzieś chodził, od jednego do drugiego, wymieniając się jakimiś istotnymi informacjami. O Adamie już nawet nie wspomnę, on to był całkowicie zabiegany. W pewnych momentach bałam się, że o mnie po prostu zapomnieli, a ja będę musiała sobie jakoś sama poradzić ze znalezieniem dobrej kryjówki. Po kilkunastu minutach wreszcie Chris, oczywiście nie Adam, raczył do mnie podejść i poinformować o dalszym planie działania.
-Tym razem będzie inaczej-wydukał jak najszybciej Chris, patrząc wciąż na jakiegoś wspólnika Adama. Widocznie się spieszył aby z nim porozmawiać, dlatego wszystko robił w takim wielkim pośpiechu.-Nie zostaniesz w domu, ani z Liamem ani z ochraniarzami i ani sama. Wyjeżdżasz z nami. Uważamy, że to będzie najsłuszniejsze, ponieważ będzie cię pilnowało aż kilkunastu ludzi i będziemy cię mieli pod okiem. Dzięki czemu zaoszczędzimy czas, który wcześniej przeznaczaliśmy na codzienne rozmowy z tobą i komunikację. Przyjdę po ciebie kiedy będziemy wszyscy gotowi. Będziemy jechali sami w nowiutkim aucie z nowymi tablicami rejestracyjnymi, aby nikt z tamtych nas nie namierzył.
-Ale gdzie my dokładnie jedziemy?-zapytałam, jednak nie otrzymałam już odpowiedzi. Nim się obejrzałam, brunet szybko podbiegł do drugiego mężczyzny, zostawiając mnie bez odpowiedzi.
Naprawdę chciałam się cokolwiek od kogoś dowiedzieć, ale zdecydowana większość osób tutaj była mi po prostu obca. Może i kogoś kojarzyłam z widzenia, ale nie byli mi na tyle bliscy, abym mogła do nich podejść bez żadnych obaw. Każdy tu wyglądał jak najgorszy kryminalista, na których strach nawet spojrzeć. Po prostu się ich bałam. Poza tym prawie każdy miał tu ponad 40 lat, co nie polepszało sytuacji. Co prawda, kiedy przyglądałam się zawsze bliżej Liamowi, Adamowi, Chrisowi czy Blakeowi również zauważałam to jak chłodny jest ich wyraz twarzy i jak bardzo podobni są do reszty gangu, ale w końcu oni to oni. Byli dla mnie rodziną, której mogłam ufać i która zawsze mnie wspierała. Nie miałam powodu, aby się ich w jakiś sposób bać.
CZYTASZ
Mój kochany dupek
Romance"-Kim ty jesteś?-zapytałam.-Skąd ty tyle wiesz?" "-Niestety nie mogę ci powiedzieć-odpowiedział. A po chwili poczułam już tylko jego usta" Veronica Farrow to z pozoru grzeczna dziewczyna. Ma 18 lat i wiedzie spokojne życie do czasu kiedy pewnego dni...