Uczucia czyniły nas bezbronnymi. Zdzierały z nas maski, czyniąc nas nagich bez zdejmowania ubrań. Mąciły nam w głowie, wystawiały nas na destrukcję. Opanowywały najmniejszy element organizmu niczym trucizna. Odciskały na nas ogromne piętno, łamały serca albo je scalały. Scalały, by ponownie je złamać, bo tak już działała miłość. Piekielne, błędne koło.
Chroniąc się przed nami, mogliśmy zapewnić sobie ulgę. Pustkę, pochłaniającą błogą nicość, która miała być naszą tarczą przed tym, co miało nas zniszczyć. Czymś niezniszczalnym, by nic nie mogło nas pogrążyć. Ratunkiem przed upadkiem w otchłań uczuć, których chcieliśmy się wystrzegać.
Czuć, znaczy cierpieć. Cierpieć, znaczy umierać. Uczucia równała się śmierć.
Niby dlaczego umarłam te dwa lata temu?
– Rafael, ty wiesz, że możemy mieć problemy? – zagaiłam, wbijając wzrok w plecy chłopaka, które napinały się pod wpływem ruchu. – Powinieneś teraz unikać policji, a nie się im podkładać.
Rozglądnęłam się dookoła, gdzie był tylko las, las i las. Mnóstwo zieleni, co było swoją drogą odprężające. Życie na łonie natury zawsze było takie świeże. Teraz też, ale poza tym była obawa przed schwytaniem. Plus adrenalina, bo w gruncie rzeczy robiliśmy coś zakazanego.
Nie powinno być to dla mnie przyjemne, ale nie mogłam nic poradzić na to, że było.
– Aż tak się o mnie martwisz? – spytał zaczepnie, rzucając mi krótkie spojrzenie przez ramię, na które przewróciłam teatralnie oczami.
No tak, on musiał odebrać to w ten swój, pokrętny sposób. Już mnie nawet nie dziwiła jego dogryzka, gdyż to było takie dla niego typowe. Szczerze, nawet się do tego przyzwyczaiłam. Do tych dwuznacznych teksów, głupich zaczepek, które potrafiły wywołać banana na moich ustach. To było miłe i takie satysfakcjonujące, gdy potrafiłam go zirytować, podnieść ciśnienie i odgryźć się na poziomie. Byliśmy dorośli, ale wciąż zachowywaliśmy się jak para nastolatków.
– Nie schlebiaj sobie – fuknęłam z żartem, patrząc pod nogi, by przypadkiem w nic po drodze nie wdepnąć na tej leśnej ścieżce. – Skąd nagle ci się wzięło, to odkupienie win? – zagadnęłam zaciekawiona.
Naprawdę mnie tym zaskoczył. Myślałam, że dalej będzie tym typowym dupkiem, udającym, że nic złego się nie wydarzyło. Że niby ta sytuacja w ślepym zaułku nie miała miejsca, bo on już potrafił zachowywać się, jak gdyby nigdy nic. A tutaj proszę, chciał przeprosić w jakiś pokręcony sposób, ale byłam bardzo tym zainteresowana. Przepraszający Rafael... to musiało być coś. W końcu to nie zdarzało się często. I nawet jeśli nie powiedział mi tego dosadnie, to wiedziałam, że nie chciał na mnie wtedy tak naskoczyć. Żałował. Gdyby tak nie było, nie przyszedłby do mnie do domu, nie chciałby ze mną rozmawiać, odkupić win. Nie chciałby... przyjść ze mną w to jedno miejsce.
CZYTASZ
DIMNESS I
Action❝Byliśmy potępieni wśród śmiertelników, igrając z piekłem, jakbyśmy byli nieśmiertelni❞ Powrót na stare śmieci, ku źródłu najmroczniejszych wspomnień, nie był zamiarem młodej Gabrieli Barker, która swoją przeszłość zakopała w najgłębszym zakamarku u...