#3

154 10 0
                                    

Kiedy odnalazłem swój pokój, nie chciało mi się już spać. Rozejrzałem się po pokoju. Był przestronny, biały i chłodny. Jako meble służyły tu jedynie łóżko, biurko i komoda.. Ee tam, wystarczy. Nareszcie mam swój własny kąt... Ok, może nie taki własny - pomyślałem myśląc o Liz. Siedząc przy biurku zadzwoniłem do mamy. Wiem co myślicie, ale nie, nie stęskniłem się..

-Halo? - odebrała po drugim sygnale.

-Tu Thomas.

-Już dojechałeś? Szybko.. I jak mieszkanie?

-Jest świetne.. - zacząłem - Tylko nie mówiliście że dajecie mi współlokatorkę w zestawie.!

-Ah, tak, zapomnieliśmy wspomnieć.. Polubileś Lize?

-Lize? Chwila, wy ją znacie?

-Tak, to córka naszych przyjaciół. Ty jej nie pamiętasz?

-A powinienem?

-Bawiliście się w wieku 5 lat w piaskownicy. To twoja dziecięca miłość.

-Mamo! - jęknąłem - Przestań. Wiesz że nie dzwonię aby sobie pogawędzić o starych czasach. Dlaczego nie mogłem zamieszkać sam?

Mama na chwilę zamilkła.

-Ty.. - prychnęła, jakby powstrzymując śmiech - Naprawdę myślałeś że pozwolilibyśmy Ci zamieszkać samemu?

-Taa.

Mama wybuchła śmiechem. Zacisnąłem usta. -Bardzo się cieszę że Cię rozbawiłem mamo, i skoro nie masz mi nic do powiedzenia, żegnam.

-Czekaj Thomas, nie bądź taki wrażliwy...

Rozłączyłem się. Oparłem się o oparcie fotela i zamierzałem tak siedzieć, dopóki coś lepszego nie przyjdzie mi do głowy.

Ale przyszło szybciej niż myślałem. Przez drzwi. A nawet zapukało.

-Co chcesz na kolację? - spytała Liz wychylając głowę zza drzwi.

-Pytasz mnie o to co chce na kolację?

-Powtórzyć? - spytała z uroczym uśmiechem- Jesteś głuchoniemy?

-Słyszałem co powiedziałaś. Po prostu nie wierzę że mnie o to pytasz.

-Z Lori zawsze tak robiliśmy..

-Z kim?

-Z moją byłą wspólokatorką. Zamawiałyśmy jedzenie. Chińszczyzna, meksykańskie, albo jeszcze jakieś inne? Więc?

-Ty wybierz.

-Ok. To chińszczyzna.

-Może pizzę? - zaproponowałem czując że nie mam ochoty na makaron...

Zagryzła wargę.

-Ok. Zjemy pizze.

Pół godziny później siedzieliśmy na przeciwko siebie przy blacie kuchennym i odrywaliśmy kawałek pizzy.

-No więc? Co się stało z tą Lori?

-Poszła na college. Prosta sprawa - Zamilkła - Chcesz coś do picia?

-Tak, dzięki.

Dziewczyna wstała, a ja jak zahipnotyzowany wpatrywałam się w jej długie blond włosy, które teraz upięła w wysoki koński ogon. Były kręcone, i uroczo podskakiwały przy każdym jej ruchu. Mój wzrok przesunął się w dół kiedy dziewczyna sięgnęła po puszkę pepsi na dolnej szafce lodówki. No co? Jestem facetem tak?! Przekręciłem lekko głowę, a kiedy Liz wyprostowała się, przeniosłem wzrok na jej twarz i uśmiechnąłem się uroczo. Spojrzała na mnie podejrzliwie.

-Co Ci jest?

-Nic a nic. Dzięki za picie.

-Już mówiłeś - przewróciła oczami - Idziesz jutro do szkoły?

-Po to tu jestem... I tak.. Niestety muszę.

-Och, jak mi przykro.. - zrobiła minę skrzywdzonego psa. Spojrzałem na nią z uniesioną brwią, na co ta się zaśmiała - I pomyśleć że prawie Cię zapomniałam.

-Tak, ja Ciebie prawie też.. Wiesz.. wyrosłaś.

Przypomniałem sobie małą dziewczynkę z którą robiłem babki z piasku.. I spojrzałem na nią teraz.. Nie dziwię się że na początku jej nie poznałem..

-I vice versa Tommy.

-Ja nazwałem Cię Lizzie.

Zaśmiała się perliście.

-Pamiętam.. - spojrzeliśmy na siebie, a ja dostrzegłem wtedy jak niesamowite ma oczy. Bursztynowe.. Niemal miodowe.

-Ok.. to ja już pójdę spać- powiedziałem kiedy nagle zrobiło mi się ciepło na sercu. Liz zmarszczyła brwi.

-Przecież jest 8..

-Mam za sobą długą podróż, i jestem wykończony. Więc.. Dobranoc Lizzie.

-Ugh nie zaczynaj.

Zaśmiałem się. Kiedy wszedłem do swojego pokoju położyłem się na łóżku, ale jedyne co robiłem to przewracanie się z boku na bok.

Someone Like YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz