Szkoła była duża, nowoczesna i "przyjazna" jak zapowiadała strona internetowa ktorą pokazała mi Liz. Każda szkoła z reguły jest przyjazna. W teorii.
-Nienawidzę przenosin w środku roku szkolnym - marudziłem do Liz jadąc samochodem. Postanowiliśmy jeździć razem, skoro chodzimy do tej samej szkoły.
-Ta szkoła na serio jest spoko - powiedziała po raz czwarty dzisiaj - Zaufaj mi.
-Wszystko jest ok. Przestań do mnie mówić jak do pięciolatka który boi się iść do przedszkola.
-Ok, panie dorosły - uśmiechnęła się. Lubiłem kiedy to robiła. W policzkach formowały jej się wtedy te urocze dołeczki - Trudno Ci było wyjechać?
Niemal przewróciłem oczami. Teraz mamy rozmawiać na poważne tematy?
-Trudno powiedzieć... Niby tak, w końcu miałem tam kumpli i takie tam.
-A dziewczyna?
Prychnąłem wspominając sobie Leile. Ta dziewczyna była obłąkana.. Ładna, seksowna owszem, ale szalona. I to nie w ten pozytywny sposób.
-Akurat z nią nie miałem problemu. Nawet nie byliśmy wtedy razem.
-A kiedy byliście?
Spojrzałem na nią ukradkiem. Wpatrywała się we mnie ciekawie.
-Sam już nie wiem. Raz byliśmy, raz nie.. To było...
-Skomplikowane? - podrzuciła mi odpowiednie słowo. Pokiwałem głową.
-Właśnie. To tutaj? - spytałem wskazując brodą na ledwo widoczny budynek, ukryty za drzewami.
-Tak właśnie. Tu jest parking.
Kiedy zaparkowałem, spojrzałem na Liz.
-To co, pierwszy dzień szkoły czas zacząć.
Kiedy tylko wszedłem do szkoły, wszystkie oczy skierowane były na mnie. I to bynajmniej nie dlatego że świetnie wyglądałem.
-Co to za jeden? - słyszałem szepty idąc korytarzem - Nie znam.
-Przystojniak..
-Co to za nowy?
-Mam nadzieje że nie napiszą o mnie w gazetce szkolnej - powiedziałem do Liz.
-Oo spokojna głowa o to.. Jestem redaktorem naczelnym - uśmiechnęła się szeroko.
-Osz ty.. - odwzajemniłem uśmiech. Ta dziewczyna jest..
-Część Liz - jakiś chłopak podszedł do niej i przytulił ją.
Jest zajęta?
-Cześć Chuck - przytuliła go i cmoknęła w usta.
Oh.. Więc jest zajęta.
-Kto to? - spytał blondynek kierując na mnie wzrok. Miał tak jasne włosy że można by go było nazwać albinosem.. Gdyby nie ciemne oczy, brwi i karnacje.
-Thomas - przedstawiłem się chłodno. Nie znam go, a już nie trawię faceta.
-Przyjechałaś z nim?
-Tak... To mój współlokator..
Napiął mięśnie szczęki.
-Spokojnie. To tylko kolega - uspokoiła go Liz. Odwróciła się do mnie - Musisz iść do sekretariatu, pani Jenkins da Ci plan zajęć i w ogóle.
Zdziwiło mnie że patrzyła na mnie przepraszająco.
-Dam sobie radę.
Posłała mi uśmiech , ale ja tym raz go nie odwzajemniłem. Ruszyłem do sekretariatu, odebrałem plan, poznałem ludzi.. Zwykły dzień w zwykłej szkole.. Nigdzie nie mogłem znaleźć Liz.. Piąta lekcja.. Zajęcia plastyczne? Tego w Denver nie mieliśmy.
CZYTASZ
Someone Like You
Teen Fiction- I co Ci z tego przyszło? - spytała moja mama, która kolejny raz musiała opatrzyć mi rany. Delikatnie przyciskała gazik do mojego czoła. A ja milczałem. Kolejny raz to zrobiłem, choć obiecałem że tamten czwartek to był ostatni raz. Teraz pewnie też...