WIERNOŚĆ SAMEMU SOBIE

86 5 1
                                    

Czekając na połączenie, miała w głowie natłok myśli. Nie była w stanie skupić się na poprawnym oddychaniu. Miała wrażenie, że na klatce piersiowej stanął jej słoń. To nie był pierwszy raz, kiedy tak się czuła. Wspomnienia wróciły natychmiast. Kręciła głową, chcąc zaprzeczyć temu co pojawiało się w jej myślach. Obrazy przesuwały się jak w kalejdoskopie - samochód, trumna, pogrzeb. Gdy tylko Jaon odezwała się po drugiej stronie, zapytała tylko:

- Żyje? – w tym momencie nie chciała wiedzieć niczego więcej.

- Tak. – kiedy usłyszała to krótkie potwierdzenie, serce zaczęło ponownie jej bić, oddech wrócił do płuc a łzy spłynęły w końcu z oczy. Zastygły na moment jak pozostałe elementy jej ciała. – Z tego co wiemy, jest operowany, ale jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Dzwonił do nas jego agent. Nie wiemy nic więcej.

- Joan, ale co się stało? – dopytywała, potrzebowała więcej informacji aby się uspokoić.

- Wiemy tylko tyle, że wracał z premiery i samochód zjechał z drogi, spadł z niedużej skarpy. Chłopaki byli w stanie wyjść z auta o własnych siłach. Służby znalazły ich kilka metrów od samochodu. Jego agent jest w lepszym stanie, to on wezwał pomoc i to on prowadził. Jechali we dwójkę. Nic więcej nie wiem. W necie są zdjęcia, ale lepiej ich nie oglądać, bo nie wygląda to dobrze. – tłumaczyła. – Odchodzimy tutaj od zmysłów. Tata leci do niego jeszcze dzisiejszym lotem. Jest dostępny tylko jeden bilet na ten lot. Mama leci jutro dopołudnia. Karo, jestem przerażona. – powiedziała. – Sophia siedzi i płacze. Do Angi chyba nie dociera wcale co się stało, bo ogląda telewizję jak gdyby nigdy nic. Mama pakuje tatę, płacząc i lamentując. Nie wiem co robić.

- Joan, wszystko będzie dobrze. Musi być. – mówiła jakby przekonywała samą siebie. – Skoro lekarze mówią, że nie nic mu nie grozi, nam pozostaje wierzyć im na słowo. – nie czuła się przekonywująca.

- Karo, a może przyjedziesz do nas? Byłabyś na bieżąco ze wszystkim. Mi też byłoby lepiej, gdybyś była obok. Jakoś tak dobrze na mnie wpływasz. – Joan mówiła niemalże błagalnym tonem.

- Gdybym tylko była w Londynie, już siedziałabym w taxi, ale jestem w domu. Dostałam kilka dni wolnego i przyleciałam dzisiejszego poranka. – wyjaśniła szybko, już żałując przylotu do Inowrocławia. – Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym być teraz z Wami. Obiecaj, że będziesz mnie informowała o wszystkim, czego tylko się dowiesz. – prosiła, a po chwili dodała - Joan, ja już kiedyś przechodziłam podobny koszmar. Nie mogę uwierzyć, że dzieje się to po raz kolejny.

- O czym mówisz?

- Mój narzeczony zginął w wypadku. – powiedziała tylko i zaczęła głośno płakać. – Ja mam wrażenie, że los robi sobie ze mnie jakieś jaja. – dodała po chwili. Joan milczała cały czas, ale Karolina nie była zdziwiona. Sama na jej miejscu nie wiedziałaby jak zareagować. Sytuacja była tak kuriozalna, że wydawała się być żartem kogoś, kto zaplanował dla niej życie. – Wiem, że nie jestem epicentrum świata, ale jak takie coś może się dziać drugi raz? – pytała i wiedziała, że nie uzyska żadnej odpowiedzi. To było jedno z tych pytań, na które nigdy nie pojawi się odpowiedź. I to nawet nie chodzi o retoryczność tematu. Im dłużej o tym myślała, tym bardziej przestraszona była, bo co jeszcze może się powtórzyć. Niczego więcej by już nie zniosła. Robiła co mogła by uspokoić oddech. Teraz potrzebowała spokoju, bardziej niż kiedykolwiek. Nie była już sama. I nie mogła teraz tego powiedzieć Joan. Tylko przysporzyłaby im stresów i niepotrzebnych obaw. – Joan, obiecaj, że jak tylko czegoś się dowiesz, natychmiast do mnie zadzwonisz. Ja muszę wiedzieć. Cokolwiek by się działo, muszę wiedzieć. – podkreśliła to jeszcze raz, bardziej dla siebie niż do Joan.

Niemożliwe staje się możliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz