Nocne niebo było ciemne i bezchmurne. Księżyc był jedynym źródłem światła, dającym minimalną widoczność i zapewniającym rozeznanie w sytuacji. Felix ocenił, że brakuje mu jednego lub dwóch dni do pełni. Drzewo, na którym zdecydował się czekać dawało wygodne oparcie i dobre pole widzenia na otaczający go teren. Delikatny wiatr niósł ledwo wyczuwalny zapach miasta i ulicznego jedzenia. Postanowił sprawdzić jeszcze raz miecz i wyposażenie. Przetestował czy ostrze daje się płynnie wyciągnąć i czy nie wymaga szybkiego przejechania kamieniem szlifierskim. Akurat gdy chował je do pochwy umieszczonej na wysoko zapiętym pasie, jego uwagę przykuł jakiś ruch. Z błotnistego jeziorka, którego brzeg wyznaczał umowną granicę między bagnami a łąką otaczającą Arngem, wyczołgał się ogromny jaszczur, przypominający krokodyla, jednak robiący znacznie większe wrażenie. Z daleka można było powiedzieć, że ma jakieś dziesięć metrów długości, a jego głowa znajdowała się co najmniej trzy metry nad ziemią. Jego skóra miała jasne, niebieskawe ubarwienie, a grzbiet i ogon pokryte były groźnymi kolcami. Pomimo swoich wielkich rozmiarów, poruszał się wyjątkowo lekko. I groźnie. Stwór wypełzł z wody po czym zaległ na brzegu, spokojnie obserwując otoczenie. Felix już szykował się do ataku, z rozczarowaniem stwierdzając, że przeciwnik nie da mu lepszej okazji na atak z zaskoczenia, gdy nagle kątem oka dojrzał niewielki błysk. Z linii krzaków, mniej więcej na równi z jego kryjówką, wyleciała strzała lub grot. Wojownikowi na ułamek sekundy zamarło serce. Pocisk wbił się głęboko w skórę jaszczura, trafiwszy idealnie w słaby punkt na szyi. Mimo to, wydawało się, że rana jedynie rozwścieczyła potwora, który ryknął przeciągle i zaczął szykować się by ruszyć w kierunku, z którego padł strzał. Felix doskonale wiedział, że to jego moment. Odpiął od pasa niewielki ładunek, jednym ruchem odkręcił zabezpieczenie i zeskoczył z drzewa, jeszcze w locie ciskając przedmiot w stronę potwora i odwracając wzrok. Granat spadł na ziemię w tym samym momencie co wojownik i wybuchł oślepiającym błyskiem. Oszołomiony, pozbawiony wzroku jaszczur zaryczał wściekle i ruszył przed siebie na oślep. W miejscu wybuchu wciąż paliła się czerwonym płomieniem chemiczna plama, dając komfortową ilość światła i pozwalając na identyfikację słabych punktów. Felix w kilka sekund doskoczył do potwora i ciął jego bok nieludzko szybkim uderzeniem miecza. Potwór zawył z bólu, jednak odzyskiwał już wzrok i teraz starał się odwrócić w kierunku napastnika. Ten był już na to gotowy, wyczekał odpowiedni moment i przeturlał się pod paszczą potwora kiedy otwierał już uzbrojoną w ostre jak brzytwa zęby szczękę by go chwycić. Szykował się już by zrobić kolejny krok w kierunku drugiej strony brzucha bestii gdy nagle rozproszył go taki sam błysk jak wcześniej, tym razem znacznie bardziej wyraźny. Odruchowo, w ostatniej chwili przetoczył się w tył by uniknąć świszczącej w locie strzały. Usłyszał za sobą stłumiony krzyk frustracji i zdumienia, zawierający co najmniej jedno przekleństwo. Uśmiechnąwszy się pod nosem machnął mieczem by ranić potwora w łapę, którą ten próbował go zaatakować i schylił się by uniknąć ciosu. Korzystając z rozproszenia przeciwnika przyskoczył do jego gardła, dosłownie tanecznym ruchem uniknął ataku zębami i energicznym pchnięciem wbił miecz w szyję stwora tak, że co najmniej połowa klingi znalazła się w środku. Jeszcze zanim skończył się agonalny ryk i głowa potwora padła bezsilnie na ziemię, wyjął miecz i szybkim skokiem odsunął się od pokonanego przeciwnika. Odwrócił się, w kierunku krzaków, z których padły strzały. Siedzący w nich człowiek nie zamierzał najwyraźniej ryzykować. Słusznie. Zerwał się do biegu i uciekał w kierunku miasta. Nie było potrzeby go gonić.
***
Mieszkanie w hotelu Kordian nie było zbyt obszerne, ale zapewniało odpowiednią wygodę i w zupełności odpowiadało Felixowi. Ściany były pomalowane białą farbą, umeblowanie przedstawiało sobą niezły poziom i tworzyło razem stylową całość. Zmęczony walką stał przy oknie i delektował się widokiem. Apartament pozwalał oglądać rozległy park, będący w zasadzie pasem oddzielającym centrum Arngem od miasta cieni, jak zwano nazywać Stare Arngem, będące jedną z niewielu pozostałości starożytnej architektury. Zbudowane jeszcze przed Wielką Wojną, miasto zostało zniszczone i opuszczone w jej trakcie, a jego pozostałości pozostały mroczną i upiorną ruiną, otaczającą skalisty szczyt góry, na której szczycie znajdowała się świetlista, nieskażona ciemnością wojny świątynia. Z jakichś przyczyn postanowiono zbudować nowe miasto u stóp zalanych ciemnością ruin i od tego czasu Arngem przyciągało poetów, których inspirowała ta nawałnica kontrastów.