Rozdział 94

970 55 42
                                    

Tydzień później do Hogwartu wróciła Lily, ale było z nią gorzej niż reszcie się wydawało. Nie potrafiła z nikim porozmawiać. Zamknęła się w sobie i unikała wszystkich, nawet Jamesa, jak ognia. Nie udzielała się na lekcjach, a kilka razy została nawet zatrzymana przez profesora Slughorna. Nauczyciel próbował dowiedzieć się co się dzieje, ale ruda uciekła z płaczem. Potter oraz reszta Gryfonów próbowało z nią rozmawiać, ale nie słuchała nikogo. Nawet jeżeli słuchała, z jej ust nie wydobywały się żadne słowa odpowiedzi. Domyślali się, że zachowanie dziewczyny to nie tylko fakt ataku, ale także myśl tego, że jej choroba wyszła na jaw i teraz wszyscy przyjaciele o tym wiedzą. Dotrzymywali jej towarzystwa, gdziekolwiek szła, ponieważ bali się, że znów coś się stanie. Z tym jednak nie było problemu, ponieważ z dormitorium wychodziła tylko na lekcje. Całe popołudnia i wieczory przesiadywała w swoim łóżku, a James codziennie przynosił jej jedzenie z Wielkiej Sali. Cierpliwie pilnował by zjadała coraz większe porcje, ale nie do końca to działało. Okularnik czuł się bezradny i wciąż chodził smutny i przytłoczony. Lepiej nie było z resztą. Zachowanie Evans wpływało źle na wszystkich. Nie czuli się szczęśliwi, wiedząc, że stan psychiczny ich przyjaciółki jest okropny. Żadne z nich nie umiało skupić się na lekcjach i nauce. Właściwie nie było jej teraz dużo, ale i tak nie potrafili się do niej przyłożyć. 

Po kilku dniach nieszczęśliwej atmosfery, Lena postanowiła porozmawiać z Lily. Wzięła sobie za cel doprowadzenie rudej do chociażby trochę lepszego stanu. Pewnego wieczoru weszła do dormitorium, w którym jak zwykle siedziała Evans i dosiadła się na łóżko obok. Mugolaczka wgapiała się w jakąś książkę, ale wcale jej nie czytała co można było poznać tym, że jej oczy stały w miejscu i wciąż patrzyły w jedno miejsce. 

- Lily, mam nadzieję, że mnie teraz posłuchasz. - zaczęła smutno. - Chciałam z tobą porozmawiać już wiele razy, ale nie wiedziałam co mam ci powiedzieć. Wczoraj coś przyszło mi do głowy. Mianowicie to, że nie tak dawno ja również otarłam się o śmierć. - westchnęła. - Wiedzą o tym tylko Remus i Syriusz, więc zrozumiem jeżeli będziesz miała żal o to, że ci nie powiedziałam. - uniosła wzrok na rudą, która dalej patrzyła na zapisaną stronę. - Doszło do ataku na weselu mojego kuzyna. - ciągnęła. - Stanęłam w obronie grupki małych dzieci twojej krwi. Przyszło mi się walczyć z Bellatriks, ale w pewnym momencie zobaczyłam jak Remus dostaje jakimś zaklęciem i pada na ziemię bez ruchu. Moje serce momentalnie zamarło i nie patrząc za siebie pobiegłam w jego stronę. Kilka kroków dalej upadłam, a wiesz czemu? Dostałam nożem w środek klatki piersiowej. Musiałam przejść operację, ale uwierz, że lekarze nie dawali mi za dużej szansy. Niemal udało im się wmówić Remusowi i mojemu tacie, że tego nie przeżyję. Jednak się udało. Żyję, tak samo jak ty. Siedzę przed tobą, tak samo jak ty przede mną. - niepewnie przesiadła się na łóżko swojej przyjaciółki i spojrzała na jej twarz. - Lily ja wiem, że może cię to przerażać. W gruncie rzeczy mogłaś przedwcześnie stracić życie, ale to, że oddychasz musi coś znaczyć. A wiesz co musi znaczyć? To, że masz cudownych przyjaciół i chłopaka, którzy cię potrzebują. Potrzebują twojego uśmiechu, twoich ciętych ripost i całej ciebie. Nie możemy być szczęśliwi kiedy ty nie jesteś. - blondynka delikatnie złapała Evans za rękę i na krótką chwilę zamilkła. - Wszyscy wiemy, że jesteś silna i dasz radę wszystko przezwyciężyć. Kochamy cię Lily, rozumiesz? Wszyscy. Ja, Marlena, Kylie, chłopacy, a przede wszystkim James. Widzę to jak cierpi widząc cię w takim stanie. Tak bardzo chciałby coś zrobić, ale nie wie co. Czuje się bezradny, tak jak my wszyscy. Jeżeli nie chcesz wrócić dla nas, wróć dla niego. 

Watson podniosła się z łóżka i cmoknęła rudą w czubek głowy. Wyszła z dormitorium, zamykając za sobą drzwi i zeszła po schodach. Chciała wyjść z Pokoju Wspólnego i pójść do Pokoju Życzeń, ale wiedziała, że jeżeli którykolwiek z przyjaciół się dowie, to będzie miała wiele kazań. Zawróciła więc i niechętnie weszła do dormitorium Huncwotów. Gdy trafiła do środka, od razu wzrok wszystkich powędrował w jej stronę. Widziała nadzieję w oczach Pottera i serce się jej łamało, kiedy nie mogła przynieść mu dobrych wieści, których wszyscy oczekiwali. Pokręciła głową bezradnie i położyła się na łóżko Lupina. Chłopak objął ją i schował twarz w jej włosach. Westchnął cicho. Nikt się nie odzywał i znowu panowała cisza. Ostatnimi czasy było to u nich dość częste zjawisko. Po prostu sami nie wiedzieli o czym mają rozmawiać.

Zmierzch // Remus Lupin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz