1

231 22 12
                                    

Nie wszyscy na tym świecie rodzą się równi.

Zrozumienie tego zajęło mi tylko 4 lata. Byłem mały ale już wtedy poczułem jak okrutny potrafi być świat. Największym problemem jest różnica pomiędzy zwykłymi a super-ludźmi. Pomimo prób ignorowania wyraźnych znaków świadczących o mojej niskiej pozycji w tym społeczeństwie ten problem nie ominął mnie jak większość moich rówieśników. Należę do grupy społeczeństwa która nie posiada super-mocy. Jestem tą zanikającą częścią ludzi, praktycznie wymierającą. Ten fakt nie przeszkadzał mi w podziwianiu bohaterów. Ach, bohaterowie. Moment w którym komiksowe postacie stają się rzeczywistością a marzenia o staniu się jednym z nich przestają być częścią naszej wyobraźni. Kochałem ich. Każdego z ich, jednych mniej, a drugich bardziej. Od niepamiętnych czasów posiadałem zeszyt w którym zapisywałem wszystko związane z bohaterami. Najbardziej zachwycająca była dla mnie ich różnorodność. Nowych mocy przybywało, wraz z tym ludzi którzy próbowali je opanować. W tej branży nie ważne było pochodzenie, wiek, płeć czy kolor skóry. Wszystko co kiedyś powodowało wielkie szkody i podsycało wszechobecną dyskryminację wśród przedstawicieli gatunku homo sapiens zanikło. Każdy kto miał moc mógł zostać bohaterem. No właśnie, każdy kto miał MOC. Tu pojawia się moja największa wada, brak tego biletu pozwalającego mi na zostanie wspaniałym bohaterem. Jednak to mnie nie powstrzymało. Moje pragnienie niesienia pomocy innym, walki ze złoczyńcami oraz stania na równi z światowej sławy osobowościami było silniejsze. Każdy mógł zostać prawdziwym bohaterem i ja wierzyłem w to całe życie.

Swoją pasję odkryłem w bardzo młodym wieku, jako jeden z wielu po raz pierwszy ujrzałem bohaterów przy pracy na ekranie telewizora. Miałem wtedy z 4, może 5 lat. Byłem zawsze uśmiechnięty i pełen energii, jak tylko nauczyłem się chodzić zacząłem szukać najmniejszej okazji aby się bawić ze znajomymi. Moim pierwszym kolegą był Katsuki, syn przyjaciółki mojej mamy. Znały się jeszcze ze szkoły, chodziły do tej samej klasy a lunch jadły przy wspólnym stoliku. Były najlepszymi rówieśniczkami od tamtych czasów, pomimo swoich wyraźnie zauważalnych różnic w charakterach. Gdy skończyły się czasy chodzenia do tego samego budynku, wspólnego odrabiania prac czy chociażby pożyczania długopisu obiecały sobie w dzień zakończenia że nadal będą wzajemnie zaparzać sobie herbatę oraz chodzić na zakupy. Mama mówiła że na początku było ciężko, obie rozpoczęły swoją pierwszą pracę i nie miały dużo czasu dla siebie nawzajem. Mama pracowała w sklepie po 12 godzin, pomimo małych zarobków uwielbiała pomagać ludziom, czy to starszym czy młodszym przy szukaniu konkretnych produktów czy innym współpracownikom przy codziennych zadaniach. Natomiast ciocia przyjęła ofertę pracy jako sekretarka w jednym z hoteli na obrzeżach miasta, gdy tylko zobaczyli jej urodę stwierdzili że jest idealną kandydatką do witania nowych gości. Po kilku latach ich przyjaźń ograniczyła się do kilku telefonów na miesiąc i jednego spotkania na dwa lub trzy tygodnie. Jednak to wszystko zmieniło się kiedy ciocia dowiedziała się o dziecku, pierwszą osobą która się o tym wiedziała była moja mama. Pomimo innych wielu koleżanek młoda recepcjonistka stwierdziła że to ona powinna wiedzieć jako pierwsza, to był jak najbardziej dobry wybór. Niedługo później obie były pełne nadziei na szczęśliwe i zdrowe dzieci. To zdecydowanie bardziej je zbliżyło, mogły wymieniać się doświadczeniami, wspólnie patrzeć na pierwsze kroki i słowa ich małego potomstwa.

Od kiedy pamiętam przychodziła do nas na herbatę i była dla mnie ciocią. Wraz z nią pojawiał się blondyn, kiedy on przychodził wszystko się zmieniało. Wtedy pojawiał się dla mnie towarzysz dla moich wypraw i zabaw. Prawie wszystko robiliśmy razem i prawie wszystkim chcieliśmy się ze sobą dzielić. Od kiedy wspólnie zrobiliśmy naszą pierwsza babkę w piaskownicy za blokiem byliśmy nierozłącznym duetem. Zanim poznaliśmy innych kolegów z naszego podwórka całe dnie spędzaliśmy tylko ze sobą w dwójkę. Robiliśmy nocowanki, kąpaliśmy się wspólnie, jedliśmy czy łowiliśmy ryby nad strumykiem. Byliśmy nierozłączni przez wiele, wiele lat.

Niestety nasza wspólna zabawa nie trwała tak długo jak ja tego chciałem. Zaczęło się już w przedszkolu, każdy z nas powoli odkrywał swoje umiejętności i poznawał swoje marzenia z nimi związane. Byliśmy zachwyceni ich różnorodnością i pięknem. Mogliśmy używać ich w szkole tak długo, jak nie zranimy nikogo. Było z nimi wiele zabawy, nasz kolega pozwalał nam nawet używać jego wydłużonych rąk jak skakanki. Szokiem było dla mnie zachowanie Kacchan'a kiedy otrzymał swoje iskry. Jego moc dodała mu siły, każdy mu zazdrościł i mówił jakie to ma szczęście. Jak potężna i wyjątkowa jest to rzecz, przez co jego ego i duma urosła do niewyobrażalnych rozmiarów. Bolało mnie serce gdy widziałem jak traktuje inne dzieci, zachowywał się chamsko i egoistycznie. A ja jedyne co mogłem zrobić to patrzeć jak mój najlepszy kumpel znika z mojego życia, a przychodzi do niego okrutny prześladowca.

Jego prawdziwa natura zaczęła wychodzić, zaczynało się tak niewinnie. Tutaj kwaśne spojrzenie na rysunki kolegów, tam szturchnięcie koleżanki z prychnięciem za jej plecami. Któregoś dnia zabrał moje całe śniadanie bez żadnego pytania, wyrwał kanapkę z mojej dłoni i usiadł przy kolegach jedząc ją jak gdyby nigdy nic. Pomyślałem ze po prostu jest bardzo głodny i później ją odkupi dla mnie, albo przeprosi ze wziął ją bez pytania. Jednak tak się nie stało, nigdy nie przeprosił za wzięcie tego posiłku, ani każdego kolejnego. Niestety to była tylko zapowiedź tego co stało się później. Kiedy zorientował się że z wiekiem inni zaczęli mu się przeciwstawiać postanowił poszukać sobie konika doświadczalnego. Im starszy się robiłem tym mocniej obijałem się o krawędzie ławek czy kanty krzeseł, nie miał litości dla moich kolan czy łokci. Wiele razy podczas ćwiczeń na powietrzu czy powrotu do domu były obdarte lub brudne od ziemi. Miał zwyczaj kopania w tył kolan przez co upadałem do tylu na głowę, przez jakiś czas udawało mi się zakrywać każdą widoczna ranę. Nie chciałem robić mu problemów w szkole i z jego mama.

Trzymałem wszystko w sekrecie aż do dnia kiedy moja mama przez przypadek weszła do łazienki kiedy płakałem zmieniając opatrunek na zbitym kolanie. Na początku nie chciałem jej powiedzieć co się stało, ze strachu przed moim oprawcą. Wiedziałem że skarżenie na niego tylko to pogorszy, byłem wręcz w 100% pewien iż dowie się przez kogo dostał szlaban. Mama próbowała mnie przekonać wszelkimi sposobami, cukierki, obietnica nowego komiksu, nawet zakup filmu dokumentalnego o All-Might'cie mnie nie przekonał. Najpierw pomogła mi opatrzeć kolano, potem zadzwoniła do mamy Kacchan'a, poinformowała ją o całej sytuacji i poprosiła aby natychmiast przyjechała do niej.

Gdy tylko przyjechała, mama posłała mnie do swojego pokoju aby się poradzić. Nie wiedziałem że przyjedzie wraz ze swoim synem, więc skończyłem w jednym pokoju z moim oprawcą. Chciałem posiedzieć spokojnie w ciszy, czytając jakiś komiks lub książkę. Niestety jak tylko weszliśmy obaj do pokoju od razu popchnął mnie na ścianę i zaczął mi grozić.

- Powiedziałeś mamie?

- Nie, oczywiście że nie.

Zagroził mi iskrą przy twarzy i zapytał ponownie.

- Czy na pewno nic nie powiedziałeś?

- Nie Kacchan, nie wydałbym cię.

Widząc iskry tak blisko mojego policzka prawie się rozpłakałem z bezsilności i strachu.

- To dobrze, mam nadzieję że nikomu o tym nie powiesz. Dzisiaj dam ci spokój, możesz mi za to podziękować.

- D-dziękuje.

Puścił mnie i kazał usiąść na sofie. Po kilkunastu minutach moja mama zabrała mnie do domu. Jedyne co widziałem przed wyjściem to wyraz wściekłości na twarzy ciotki.

Następnego dnia w szkole znalazłem moje w pół spalone buty na zmianę. Szafka pachniała spalenizną przez kolejne kilka tygodni. Później już było tylko coraz gorzej i z Kacchan'em jak i ze mną.

🔥Piszcie w kom jak jakieś błędy 🔥

✨✨✨✨

Katsuki x Izuku Tom 1 ,,Nienawiść Rodzi Miłość" New VersionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz