natalie_books_
Nie pamiętam, kiedy świat przestał mieć kolory. Czy to było wtedy, gdy drzwi mojego życia zatrzasnęły się w tej wilgotnej piwnicy? A może, kiedy spojrzałam mu prosto w oczy i zrozumiałam, że on się nigdy nie cofnie?
Jestem jego trofeum, skarbem, którego nigdy nie odda. Nazywa mnie swoim światłem, ale to ja znikam w mroku. Nie mam imienia, mam tylko strach.
Czasem wyobrażam sobie, że kiedyś to wszystko będzie tylko snem. Ale potem przychodzi noc i on wraca. Zawsze wraca. Zawsze z tym samym spojrzeniem, które kiedyś odbierało mi resztki nadziei, a dziś? Dziś jest jak cień, który ściga mnie w każdym korytarzu tego piekła. Moje serce kiedyś biło w rytmie strachu, ale teraz jest ciche, jakby już dawno przestało się opierać.
Każda sekunda tutaj jest inna, choć każda podobna. Dni i noce zlewają się w jedno, czas stał się tylko iluzją. Wydaje mi się, że już nie pamiętam, jak to jest być sobą. Jak to jest czuć ciepło słońca na skórze, albo zapach świeżego powietrza. Tego już nie ma. Jest tylko jego głos, jego dłonie, jego wola, która stała się moją jedyną rzeczywistością.
Nie wiem, ile to trwa. Tydzień? Miesiąc? Rok? W mojej głowie to wszystko stapia się w jedno ciągły cykl przyjścia, odejścia i oczekiwania. Czasem udaje mi się złapać fragment dawnego życia, jakby w snach.
A on? On zawsze mówi, że robi to z miłości.
Mówi, że jestem jego jedynym powodem do życia. Że bez mnie byłby nikim. Czasem próbuję przypomnieć sobie, co to znaczy czuć miłość, ale w jego oczach jest tylko pustka. Nazywa mnie swoją muzą, swoim światłem, ale każda chwila w jego obecności gasi mnie od środka.
Są dni, kiedy mam ochotę umrzeć. Są noce, kiedy myślę, że to jedyny sposób, by uciec. Ale potem widzę jego twarz, uśmiechniętą, zadowoloną. Zawsze obserwuje. Jakby czytał moje myśli, czekał, aż zgasnę do końca, a wtedy wygra.
Ale ja nie umrę. Nie dam mu tej satysfakcji.