Hopeless_Emptiness
- I to jest właśnie twój problem. Ta cholerna wrażliwość, ta cholerna ambicja... Może ty tego nie zauważasz, ale sama siebie niszczysz. Nie musisz być we wszystkim najlepsza, zrozum. Popełniasz błędy i popełnisz ich jeszcze sporo - zapewnił, przesuwając palcami po moim policzku, aż na brodę, którą ujął między kciuk i palec wskazujący. - Spójrz mi w oczy - nakazał, gdy spuściłam wzrok. - Nie załamuj się. To nie przez swoje błędy się zatracasz. Ty toniesz w codzienności, do której nie jesteś przeznaczona.
Dopiero teraz podniosłam na niego wzrok, patrząc głęboko w jego oczy. Zabawne, że zawsze jedynym, o czym myślałam, gdy się w nie wpatrywałam, był tylko i wyłącznie kolor. Zawsze zastanawiałam się, czy jego tęczówki mają jakiś specyficzny odcień chłodnego błękitu, czy może to już szarość. Teraz jednak nie interesowało mnie to tak bardzo. Bo pomimo iż jego oczy miały kolor taki, jak zawsze, to dopiero w tej chwili nauczyłam się w nie patrzeć.
Nie musiałam wcale zaglądać w głąb, by dostrzec jego duszę. Po raz pierwszy zwróciłam uwagę na swoje odbicie w jego oczach i zrozumiałam wszystko. Całą tą troskę, wszystkie jego słowa; również wiele tych niewypowiedzianych.
Zależało mu na mnie. I, o zgrozo, mi zależało na nim równie mocno.
- Więc nie pozwól mi utonąć - te słowa, łagodnym szeptem, same wyszły z moich ust.
- Nigdy - obiecał, opierając swoje czoło o moje.