pepitkaa
Seksowni cygani wracali taborem po koncercie w Białymstoku. Pojazd byl ozdobiony w stylu staroświeckim w żółte słoneczniki. Aishe siedział za kierownicą. Prawie wszyscy spali. Na niebie iskrzyły się gwiazdy. Noc rozjaśniał świecący jasno księżyc. Naq zegarze, ukradniętym kilka tygodni temu z kosza, wybiła godzina 3:00. Do końca drogi zostało jeszcze kilka godzin, a powieki Aishy pomalowane fioletowym pisakiem powoli się przymykały. Tabor zjeżdżał mimowolnie na przeciwległy pas. Drewniane koła turkotały na wyboistej drodze. Lampki świąteczne przyczepione do przodu taboru mozolnie migotały z wyczerpania. Różne świecidełka i naszyjniki przyczepione gwoździami do drewnianych , lekko przemokniętych ścian jeżdżacego domu. Gdy oczy kierowcy mimowolnie się zamknęły, samochód nieokiełznanie zjeżdżał na drugą stronę drogi... Tabor wjechał w pobliskie drzewo akacji. Kierowca leżał głową na sterowniku z zakrwawionym czołem. Ciemno czerwone krople krwi ściekały po jego naszyjniku z czerwonym rubinem, przez szmaciane ciuchy pokryte zielonym połyskiem ,by na końcu spaść na skórzany dywanik.
Hh...hàló? - odezwał się wątłym głosem Donka
Nikt się nie odzywał. Każdy zamarł w strachu wybudzony ze snu. Na drewnianej posadzce leżały malownicze deski i drzazgi z rozwalonego przodu przenośnego domu.