Mycha_pychaa
Boje się.. Tak cholernie się boje.. "czego?" zapytasz- straty.. "straty czego?" zapytasz - straty tego co dla mnie najważniejsze.. Mojej miłości, mojego całego świata, mojego szczęścia, mojego sensu w życiu, kogoś kto sprawia, że jeszcze jestem tutaj, osoby, która jako jedyna mnie szczerze kocha i się mną przejmuje oraz martwi i mnie. Tego się boje - utraty sensu życia.. To nie takie łatwe jakie się wydaje.. "odpuść" mówili.. "będzie dobrze" mówili.. I co? I nie jest dobrze.. Kocham kogoś kto mieszka kilometry ode mnie i nie wiemy czy uda się nam spotkać.. To trudne.. Rozmawiamy ze sobą codziennie i piszemy bez przerwy, ale.. Ale coś się psuje.. Coś nie daje nam obojgu zasnąć.. mimo to, że nie ma jego obok czuje jego obecność, zupełnie tak jakby był obok.. Trzymał mnie za rękę i nie chciał puścić a kiedy się budzę już jego nie ma.. I to jest najgorsze Kiedy jestem na skraju wytrzymałości i nie chce mi się żyć przypominam sobie, że musze puszczam żyletke.. I płacze do poduszki..
Cdn