MagorzataGwara
Opowiadanie postapo w klimatach LGBT.
Dwudziesty pierwszy. By się w tym wszystkim nie pogubić, a raczej zachować pozory ogarnięcia, odliczam dni. Witam kolejny świt nad zrujnowanym miastem. Mało sypiam. Nie ma gdzie, zresztą nawet gdyby było, i tak nie miałabym głowy do drzemek. Jeśli padnę, prześpię kilka godzin. Jeśli nie, po prostu leżę na prowizorycznej pryczy i wpatruję się w pęknięcia na suficie. Przetrwałam. Tylko co z tego, kiedy nie mam z kim cieszyć się z tego, co mi pozostało? Mogłam umrzeć. Wyszłoby na jedno. A może i byłoby lepiej.