samotna0101
Leżę na łóżku, patrzę się w sufit i czekam sama nie wiem na co albo na kogo.
-Witaj - usłyszałam męski głos po swojej lewej stronie, ale nie miałam zamiaru odwracać wzroku, nadal patrzałam się w sufit.
-Widzę, że chyba nie jesteś w humorze - był nachalny i bezczelny, nie dam rady go ignorować. Wkurza mnie już samą obecnością.
-Czego chcesz? - powiedziałam z nadzieją, że powie co chce i sobie pójdzie.
-Chciałem się tylko przywitać - udawał zranionego.
-Zrobiłeś to już, możesz odejść.
-Ale mi się tu podoba, ty sobie idź, skoro przeszkadza ci moje towarzystwo.
-Jesteś bardzo zabawny, po prostu cała się trzęsę ze śmiechu - spojrzałam na niego komentując wcześniejszą jego wypowiedź po czym wróciłam do mojego sufitu.
-Nie żartuję, co cię tu trzyma?
-Drzwi kurwa! Zamknięte drzwi na klucz, pielęgniarki przed nimi i ochrona przed budynkiem! - zerwałam się z łóżka, żeby wykrzyczeć mu to w twarz - Przez ciebie tu jestem, a ty jeszcze śmiesz się pytać czemu nie wyjdę? Powiedz mi jak! Oświeć mnie! Pomóż! Zrób cokolwiek!
-Siadaj i się uspokój! - usłyszałam za drzwiami rozkaz pielęgniarki - bo każę cię przypiąć do łóżka pasami!
-To wszystko przez niego! Dlaczego z nim nic nie zrobicie?! - powiedziałam przez łzy wskazując na wysokiego mężczyznę.
-Bo go nie ma, on nie istnieje skarbie - pielęgniarka, która znajdowała się już w pokoju położyła swoja dłoń na moim prawym ramieniu próbując mnie uspokoić - chodź, połóż się na łóżku.
Poczułam jak popycha mnie delikatnie w stronę łóżka, ale ja nie potrafiłam oderwać wzroku od postaci z którą przed chwilą rozmawiałam. Położyłam się i wróciłam do gapienia się w sufit, pielęgniarka po chwili wyszła.