Izabela7475
Rozdział 1: Nowe życie, nowe błoto
Drogi Pamiętniku,
Nie wiem, co mnie bardziej przeraża: wizja dożywotniego kredytu w mieście, czy kury patrzące mi prosto w duszę.
To się naprawdę stało. Przeprowadziliśmy się na wieś. Mąż - Artur, architekt z alergią na kurz i prowizorkę - stwierdził, że "wreszcie będzie mógł oddychać pełną piersią". Tymczasem jego pełne piersi kichają co pięć minut, bo babcina chatka ma wilgoć, grzyba i prawdopodobnie też ducha Stefanii, która w 1987 r. zmarła w wannie podczas Święta Pieczonego Ziemniaka.
Bliźniaki - Helenka i Tadzik - są zachwycone. Helenka tuli każdą napotkaną dżdżownicę i nadaje jej imię. Tadzik zapycha się błotem, bo uważa, że to „czekoladowe galaretki od żaby". Dzisiaj próbował nakarmić kota glistą. Kot się nie dał.
Sama chatka wygląda jakby ktoś próbował zrobić remont w 1993 r., ale przerwał w połowie, bo TVP1 puściło „Dynastię". Na poddaszu znaleźliśmy dwa słoiki ogórków (data: „przedpotopowa") i list miłosny od niejakiego Stefka do babci. Dziadek prawdopodobnie nie wiedział o Stefku. Albo wiedział, ale miał to w nosie, bo sam flirtował z panią od mleka.
Artur twierdzi, że „dom ma potencjał". Tak, potencjał do eksplozji, jeśli ktoś zapali światło w kuchni - instalacja pamięta czasy Gierka.
Pierwsza noc? Dziki bal w ścianie. Myszy? Dzieci? Gnomy? Nie wiem, ale Helenka rano twierdziła, że widziała krasnala i że ma na imię Franek. Jeśli Franek tu mieszka, ma do wyboru: czynsz albo wynocha.
Jutro przyjeżdża teściowa. Z miasta. Z futrem. Modlę się, żeby nie utknęła w błocie na wieki. Chociaż... nie byłby to najgorszy scenariusz.
Na dziś kończę, pamiętniku. Idę szukać wina. Albo łopaty. W zależności od tego, co znajdę pierwsze.
Wiejska matka, jeszcze nie zwariowana (ale blisko)
Basia