Marinette była w ciąży, dokładnie w czwartym miesiącu. I tak prawdę mówiąc było to piekło. Czternaście tygodni niekończącego się horroru. To nie tak, że nie cieszyła się z tego, że w jej brzuchu rósł sobie maleńki cud, jednak w ciągu tych czterech miesięcy, jej życie wypełnione było porannymi mdłościami, które trwały tak naprawdę od rana do wieczora, huśtawkami nastroju i puchnięciem po kolei każdej części jej ciała. No i był jeszcze ten cały interes związany z byciem Biedronką.