„Jestem najokrutniejszym z narzędzi losu. Ze świadomością rychłej śmierci, panoszę się po Anglii, szukając mordercy mojej rodziny, pomagając gangowi i zdradzając własny zakon z nadzieją, że upuszczę krew temu, kto odważył się zniszczyć dobre miano mojej rodziny..."
Rok 1868, czas Rewolucji przemysłowej.
Czas zemsty.
Czas, w którym rodzeństwo oraz ich stara przyjaciółka, łączą siły, by połączyć bractwo z zakonem i znaleźć zdrajcę.
Czas, w którym przyjaźń i miłość wytyczają ścieżki ku przeznaczeniu.
Czas, w którym zwlekanie kończy się śmiercią.
„Minęło pięć minut, dziesięć, piętnaście, a ja nadal nie potrafiłem przeczytać wstępu. Zamknąłem oczy i nabrałem powietrza w płuca. Gdy uspokoiłem emocje i strach, zacząłem czytać zdanie po zdaniu, tak jak ona tego chciała..."
Assassin's Creed and American McGee's Alice crossover
UWAGA! NIEKTÓRE FAKTY ZOSTAŁY ZMIENIONE NA RZECZ FANFICTION!
Wiele było pięknych kobiet.
Miał je wszystkie.
Miał, władał, posiadał.
Złoto, jedwab, diament, stal.
Śpiew słowika.
Wiele oczu go widziało.
Wszystkie należały do niego.
Patrzyły z uwielbieniem.
Tak jak im kazano.
Patrzyły, z głową pochyloną.
Któż jest tego godzien?
Spojrzeć w oczy pana?
Był podziwiany.
Był potęgą, prawem, władzą.
W wiele oczu patrzył.
Wiele w nich widział.
Barwy, odcienie.
Szmaragdy, szafiry.
Żadne takie same.
Ale każde patrzyły z uwielbieniem.
Tak jak nakazano.
Patrzyły uniżenie.
Niegodne jego spojrzenia.
On patrzył wzrokiem władczym.
One uwielbiały.
On nie miłował żadnych...
Lecz co zrobi PAN nasz,
Gdy spojrzy w oczy inne?
Nieznane i zimne.
Patrzące z nienawiścią.
W oczy barwy pięknej.
Wcześniej niewidzianej.
Oczy bezimiennej.
Ale tylko dla niego,
Skrytej w tajemnicy.
W oczy w których ziemia z niebem się spotyka.
W których brak uwielbienia.
Jedynie pogarda...
_____________________________________
Wszelkie prawa zastrzeżone.