"Chłopak odkładał właśnie drugą rybę koło ogniska, kiedy stopy Louisa uderzyły w piasek. Głowa nieznajomego poderwała się do góry. Wyglądał dokładnie tak, jak za pierwszym razem. Przerażony, zdezorientowany. Louis uśmiechnął się delikatnie. - Nic ci nie zrobię, tak? - Uniósł dłonie w górę, pokazując, że nie ma ani złych zamiarów, ani żadnej broni. Zrobił kilka kroków naprzód, ale widząc, że chłopak z ogonem zwrócił na to uwagę i widocznie się spiął, stanął. - Widzisz? - mruknął spokojnie. - Wszystko jest w porządku. Chłopak patrzył na niego nieufnie, ale nie uciekał, jedynie odsunął się trochę. Louis kucnął. - Rozumiesz mnie? Cisza. - To ty przynosiłeś mi ryby przez ten cały czas? Cisza. - Jeśli tak, to dziękuję. Gdyby nie ty, prawdopodobnie umarłbym z głodu - uśmiechnął się lekko i usiadł na piasku, ramionami oplatając swoje kolana, na których po chwili oparł brodę." czyli Louis wylądował na opuszczonej wyspie tylko i wyłącznie przez swoją głupotę (i może trochę zbyt miękkie serce), a pewien syren był tak zafascynowany niezwykłym człowiekiem, że postanowił go uratować.